Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Słabęcki: - Moje trzy awanse i trzy spadki

Tadeusz Nadolski
Zbigniew Słabęcki mieszka na wsi pod Mroczą i zajmuje się m.in. hodowlą pszczół.
Zbigniew Słabęcki mieszka na wsi pod Mroczą i zajmuje się m.in. hodowlą pszczół. Tadeusz Nadolski
Zbigniew Słabęcki był bez wątpienia jednym z najlepszych zawodników Astorii Bydgoszcz, świetnym strzelcem.

Z Astorią Bydgoszcz był związany przez 36 lat - jako zawodnik, trener, działacz i wreszcie dyrektor klubu z ulicy Królowej Jadwigi. Teraz... hoduje pszczoły.

Zbigniew Słabęcki urodził się 21.09 1947 roku. Wychował na Jachcicach. Pochodzi z bydgoskiej bardzo usportowionej rodziny.Jego brat Andrzej był koszykarzem Zawiszy i to właśnie on w 1961 r. zachęcił go do basketu (córka Andrzeja Słabęckiego, Alina, była bardzo dobrą koszykarką, reprezentantką kraju). Obie siostry Grażyna i Elżbieta trenowały pływanie.

Był bez wątpienia jednym z najlepszych koszykarzy Astorii, świetnym strzelcem (rekord kariery to 42 punkty w meczu z Zastalem Zielona Góra), jednym z tych, którzy - choć mieli propozycje (między innymi z Zastalu Zielona Góra i Spójni Gdańsk) nigdy nie opuścili bydgoskiego klubu. Karierę na parkietach zakończył w 1977 roku.

W 2007 roku odszedł ze stanowiska dyrektora klubu. Opuścił Bydgoszcz. Zamieszkał na wsi w gminie Mrocza. Tu znalazł swoje miejsce w życiu. Jego największa pasją stała się hodowla pszczół.

„Expressowi” opowiada o trzech awansach - i, niestety, też spadkach - bydgoskiej drużyny w ostatnich dekadach, które były jego udziałem.

Awans pierwszy...

Jako kierownik sekcji koszykówki (sezon 1988/1989).

- Ta drużyna oparta była w pewnej części na wychowankach, którzy sezonie 1986/1987 zdobyli mistrzostwo Polski juniorów, a rok później stanęli na drugim stopniu podium. Tu warto wspomnieć takie nazwiska jak Grzegorz Skiba, Krzysztof Liberacki czy Jacek Robak, którzy wspierani byli przez starszych graczy - między innymi Jarosława Klimaszewskiego, Leszka Prusaka, Zbigniewa Próchnickiego. Bez wielkich nakładów finansowych zajęliśmy pierwsze miejsce w II lidze i awansowaliśmy do ówczesnej pierwszej (obecnie ekstraklas - dop. T.N.). Zespół ten prowadził duet Maciej Mackiewicz - Hilary Gierszewski.

...i spadek pierwszy

- Do sezonu 1989/1990 na najwyższym szczeblu drużyna przystąpiła pod wodzą trenera Jerzego Nowakowskiego. Nie było istotnych wzmocnień, a wręcz osłabienia. Drużynę opuścili Andrzej Raczkiewicz i Jacek Robak, którzy przenieśli się do Lublina, karierę zakończył Klimaszewski. Brakowało funduszy. Nie było więc szans na utrzymanie. W końcówce sezonu z pracy zrezygnował Jurek Nowakowski, a rozgrywki jako trener ja dokończyłem. Astoria wygrała tylko trzy mecze, zajęła ostatnie 12. miejsce i opuściła I ligę.

Awans drugi...

Jako kierownik sekcji (sezon 1990/1991).

- W 1990 roku pojawił się sponsor, firma „Weltinex”. Dziś mogę powiedzieć, że to był chyba najlepszy rok, jeśli chodzi o finansowanie koszykówki. Dostaliśmy konkretny preliminarz. Dzięki funduszom mogliśmy ściągnąć trzech bardzo dobrych graczy - Romka Olszewskiego, Wojciecha Puściona i Mirosława Wiśniewskiego - którzy istotnie wzmocnili naszą ekipę. Tego pierwszego udało mi się pozyskać za darmo i w naszej drużynie rozwinął się niesamowicie, pokazał, jak wielki ma talent. Był kluczowym graczem Asty. Pracę z drużyną rozpoczął duet trenerski Aureliusz Gościniak - Maciej Mackiewicz. Po pierwszej rundzie decyzją sponsora zostali zastąpieni przez Romana Habera. Wyniki były niezadowalające. Sponsor postawił jasny warunek. Albo awansujecie, albo się wycofuję. Skąd wziął się pomysł na Habera. Gdy było już wiadomo, że trzeba poszukać nowego szkoleniowca skontaktowałem się z moim bratem i spytałem, czy kogoś nie zna. Andrzej powiedział - jest, ale bardzo ostry. A ja na to - o to mi chodzi. Haber potwierdził wszystkie swoje zalety. Na jednym z pierwszych treningów jeden z zawodników zaklął i rzucił piłką. Trener wyrzucił wszystkich z zajęć. Gdy spytałem się, co mam zrobić, powiedział, że w regulaminie jest system kar. Wszyscy zostali ukarani i od tego moment atmosfera się oczyściła, nie było żadnych problemów dyscyplinarnych. Pamiętam, jak w jednej z rozmów Mirek Wiśniewski głośno powiedział - z tym trenerem, to my meczu już nie przegramy. I to się potwierdziło. W II lidze zajęliśmy drugie miejsce za Polonią Warszawa, która awansowała automatycznie. Wówczas obowiązywał system baraży. My po losowaniu w siedzibie PZKosz. trafiliśmy na przedostatnią drużynę w I lidze - AZS Toruń. Ta ekipa bardziej nam odpowiadała, niż Hutnik Kraków. Kluczowy dla końcowego sukcesu był pierwszy wygrany przez nas mecz w Toruniu, a grało się do trzech zwycięstw. Udało mi się skłonić władze związku, by na ten pojedynek desygnowały m.in. Wiesława Zycha, wówczas absolutnie najlepszego sędziego w Polsce, należącego do czołówki europejskiej i światowej. To dało nam pewność, że sprawy rozstrzygną się na parkiecie. I tak też się stało. Po dwóch pojedynkach w Toruniu był remis, minimalnie wygraliśmy dwa kolejne w Bydgoszczy i mogliśmy świętować awans.

... i spadek drugi

- W sezonie 1991/1992 w ekstraklasie drużyna występowała jako Astoria Polfrost. Spisywaliśmy się całkiem przyzwoicie i zajęliśmy ostatecznie siódme miejsce. Niestety, w 1992 roku ta firma przestała nas wspierać i przy braku pomocy miasta seniorska koszykówka niemal przestała istnieć. Ostatecznie dzięki olbrzymim wysiłkom udało się zgromadzić od mniejszych darczyńców taki budżet, który pozwolił na grę w II lidze. Oczywiście już bez wszystkich kluczowych graczy z poprzedniego sezonu.

Awans trzeci...

Jako dyrektor klubu (sezon 2002/2003)

- Przypomnę tylko, że graliśmy wówczas w II lidze. Mieliśmy bardzo fajny skład z trenerem Aleksandrem Krutikowem na czele. Przez sezon zasadniczy przeszliśmy jak burza, a w finale play off okazaliśmy się lepsi 3-1 od Basketu Kwidzyn, notabene prowadzonego przez naszego byłego zawodnika Wojciech Puściona. W ten sposób przyklepaliśmy grę w I lidze. Jednak od październiku 2002 roku w Bydgoszczy już funkcjonowała hala „Łuczniczka”. Był to jeden z najładniejszych, najnowocześniejszych obiektów w Polsce. Szybko więc zrodził się pomysł, że trybuny wypełnią się tylko pod warunkiem, że zespół „Asty” występować będzie w ekstraklasie. Władze związku po obejrzeniu hali były nią zachwycone i poszły nam na rękę, przyznając za 500 tysięcy złotych dziką kartę. Oczywiście ją wykupiliśmy i kolejny sezon spędziliśmy już na najwyższym szczeblu, mając - o czym warto pamiętać - największą widownię w Polsce. Muszę w tym miejscu wspomnieć, że bardzo pomagali nam włodarze Bydgoszczy - prezydent Konstanty Dombrowicz i wiceprezydent Maciej Obremski. Ten drugi był zresztą równolegle prezesem klubu.

... i spadek trzeci

Po trzech sezonach gry w ekstraklasie w roku 2006 (drużyna zajęła 9. miejsce), ale z powodów finansowych i sporego zadłużenia wylądowała aż w III lidze.

- W Astorii rozpoczęły się kłopoty z budżetem, a jednocześnie dwie drużyny siatkarskie z Bydgoszczy - Pałac i Chemik - chciały także korzystać z „Łuczniczki”. Chciałbym wyjaśnić po raz kolejny, bo już publicznie nieraz o tym mówiłem - za sprawy finansowe w sezonie 2005/2006 odpowiadał prezes Piotr Rutkowski oraz szef marketingu Jarosław Kowalkowski. W moich kompetencjach była odpowiedzialność za wynik sportowy i transfery zawodników. Problemy zaczęły się już w trakcie sezonu i właściwie, to powinniśmy zespół wycofać wcześniej. A tak powstały długi - około 500 tysięcy. Jesienią 2006 roku przedstawiłem program naprawczy, chcąc pozyskać większe zyski z basenu. Ale niewiele zdziałałem. Niebawem, po walnym nadzwyczajnym zgromadzeniu klubu przestałem być wiceprezesem Astorii i dyrektorem klubu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!