Dziewięcioro sierot trafiło w obce ręce. Piątka jeszcze czeka, mając nadzieję na adopcję bądź miejsce w rodzinie zastępczej. Dorośli się nie porozumieli, więc cierpią dzieci.
<!** Image 2 align=none alt="Image 179351" sub="Elżbieta i Michał Janiszewscy (na zdjęciu) oraz Zdzisława i Edward Wójcikowie z Rodzinnych Domów Dziecka w Gąsawie i Żninie walczyli o powierzone im dzieci do końca. Zwyciężyli jednak powiatowi urzędnicy. Fot.: Piotr Schutta">Dzieci pochodzą, między innymi, z powiatów bydgoskiego, toruńskiego, żnińskiego i gdańskiego.
Rada Powiatu w Żninie 12 sierpnia br. podjęła decyzję o likwidacji dwóch Rodzinnych Domów Dziecka, działających na tamtym terenie, przesądzając tym samym o losie najmłodszych.
Cała sprawa na dobre zaczęła się jesienią ub.r., gdy Michał Janiszewski z Gąsawy i Zdzisława Wójcik ze Żnina postanowili odłączyć się od starostwa powiatu i Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, by poprowadzić swoje placówki rodzinne pod egidą nowo powołanego bydgoskiego Stowarzyszenia Domowe Ognisko.
Tako rzecze powiat
Niestety, od początku rozmowy toczyły się w atmosferze konfliktu i braku woli porozumienia się. W pewnym momencie Wójcik i Janiszewski, jako dyrektorzy placówek, złożyli wypowiedzenia ze stanowisk. Podtrzymywali je później co kilka miesięcy. Spór dotyczył, m.in., kwestii finansowych. Dyrektorzy chcieli podwyższenia stawki na utrzymanie dziecka z ok. 2 tys. zł do 2,7 tys., podczas gdy władze powiatu ostatecznie zaproponowały 2,3 tys. zł. Po wielomiesięcznych tarciach, gdy wydawało się, że porozumienie jest blisko, ponieważ Wójcik i Janiszewski zgodzili się przyjąć stawkę powiatu, okazało się nagle, iż nie do przejścia jest kwestia natury formalnej.
- Powiat chciał, żebyśmy zawarli umowę na prowadzenie placówek na 5 lat, zastrzegając sobie, że na ewentualne wolne miejsce nie możemy przyjąć dziecka spoza powiatu żnińskiego. Jeśli takie miejsca powstaną, mamy mieć po prostu wakat. Niestety, to dla nas nie do przyjęcia. Jako placówki niepubliczne, którymi wreszcie chcemy się stać, nie możemy sobie na to pozwolić choćby ze względów ekonomicznych. Poza tym prawo zezwala nam na zawieranie umów indywidualnych na wychowanie i opiekę nad dzieckiem z dowolnym powiatem. Nikt nie może nam tego ograniczać - mówi Michał Janiszewski z Gąsawy.
<!** reklama>Dyrektorka żnińskiego PCPR Maria Zwolenkiewicz jest innego zdania. - Nie ma możliwości zlecenia opieki nad dziećmi. Jest tylko możliwość zlecenia prowadzenia placówek, co uczyniliśmy - tłumaczyła naszemu dziennikarzowi w lipcu br., nie przyjmując do wiadomości argumentu, iż w innych powiatach stosowane są rozmaite rozwiązania prawne i nikt ich nie podważa. Nikt poza dyrektor Zwolenkiewicz. Władze powiatu żnińskiego ostatecznie wybrały jej interpretację przepisów.
Interwencje i próby mediacji ze strony urzędników województwa z wicewojewodą Zbigniewiem Ostrowskim na czele oraz próby załagodzenia sporu podejmowane przez przedstawicieli kilku organizacji pozarządowych z całej Polski zakończyły się porażką. Niczego nie wskórało również Biuro Rzecznika Praw Dziecka, które poza wysłaniem dwóch pań na kontrolę i wystawieniem pozytywnej opinii obu placówkom rodzinnym niczym więcej się nie wsławiło. Efektu nie przyniosła też aktywność posła Grzegorza Latosa z PiS.
Zarobili na dzieciach
- Przestaliśmy wierzyć w instytucje i w rzecznika praw dziecka. Uszły z nas energia i zapał - mówią Janiszewscy i Wójcikowie. Żeby ratować swoich podopiecznych, dwójkę wzięli do adopcji sami, dla trojga znaleźli spokrewnione rodziny zastępcze i miejsce do adopcji zagranicznej, gdzie już przebywa rodzeństwo jednego z dzieci. Od pierwszego września cała piątka jest na utrzymaniu Wójcików i Janiszewskich. Powiat nie musi już płacić.
- Do momentu ustanowienia rodzin zastępczych i adopcyjnych koszty utrzymania dzieci ponosi dotychczasowy opiekun prawny. Tak mówi ustawa o pomocy społecznej - wyjaśnia Wioleta Werkowska, księgowa PCPR w Żninie.
Dziewięcioro pozostałych dzieci już zabrano. Trafiły do placówek działających w systemie rodzinkowym w powiecie gdańskim i do Państwowego Domu Dziecka w Wisełce pod Świnoujściem. Miesięczny koszt utrzymania w tej ostatniej placówce to 3,6 tys. złotych, czyli dużo więcej niż płacił powiat do tej pory. Mimo to księgowi starostwa obliczyli, że na całej tej operacji powiat nie stracił, lecz zyskał, bowiem do końca roku wyda na sieroty o 9 tysięcy mniej niż planował. Taką uwagę, niejako na podsumowanie sprawy, zapisano w protokole z posiedzenia zarządu powiatu.
- Zawsze w takich sytuacjach obrywają dzieci. Nie chcę wskazywać winnego w tej konkretnej sprawie, ale chyba obu stronom zabrakło doinformowania w kwestiach prawnych - podsumowuje Elżbieta Matusiak z Koalicji na rzecz Rodziny Zastępczej z Krakowa. Jej wysiłki też niczego nie wniosły.