Do mieszkania przy ul. Krasińskiego państwo Jankowscy wprowadzili się w latach 60. Najpierw rosły tu petunie. Pierwsze pelargonie wyrosły około dziesięciu lat później, kiedy to do pana Olafa zawitał jego znajomy, który z Poznania przywiózł mu trzy niewielkie odnóżki.
- Nie miałem pojęcia, że tak się rozrosną. Proszę sobie wyobrazić, że od tamtego czasu – będzie już z pięćdziesiąt lat – nie wymieniałem im ziemi! A rosną tak wysoko… - opowiada pan Olaf Jankowski. Faktycznie, najwyższe kwiaty osiągają tu 120 cm wysokości. Dziś na śródmiejskim balkonie znajduje się dziesięć skrzynek z czerwonymi pelargoniami. Rosną tak bujnie, że zajmują zdecydowaną większość tej przestrzeni. Choć znalazło się tu też miejsce na purpurowy kwiat Szczawnika i zieloną palemkę, wyrastającą z ustawionej na posadzce donicy.
Wyczuwają ludzkie emocje
O swoje kwiaty pan Olaf dba wyjątkowo troskliwie. Codziennie wyszukuje i starannie obrywa przekwitnięte gałązki (dziś było ich 15), a podlewa dwa razy dziennie – w czasie upałów. Do ich odżywienia potrzeba każdego dnia 7 litrów wody. Raz w tygodniu używa też specjalnej odżywki do pelargonii. Kiedy zaczyna się zima, skrzynki przenosi na klatkę schodową i obcina im łodyżki, zostawiając około 8 centymetrów, żeby mogły wypuścić kolejne – kiedy już przyjdzie na to pora.
Moim ulubionym kwiatem zawsze były hiacynty. Ale te pelargonie pokochałem równie mocno. Są przepiękne i tak ładnie rosną od tylu lat. To, że muszę włożyć trochę wysiłku, żeby o nie zadbać, wcale nie jest przeszkodą, bo lubię to robić – przyznaje pan Olaf Jankowski
Miłośniczka kwiatów jest także jego żona, która szczególnie ukochała fiołki. Jeden taki okaz – „Trudzia”, tak nazwała go pani Maria – ozdabia parapet. Jak mówi, to jej ulubiony kwiatek, zabiera go ze sobą w każdą podróż i, zgodnie z filozofią mówiącą, iż kwiaty wyczuwają ludzkie emocje, przemawia do niego czule każdego dnia. Towarzystwa „Trudzi” dotrzymują dwa storczyki – biały i biało-fioletowy. Oprócz fiołków nasza rozmówczyni kocha też niezapominajki, magaretki i inne drobne kwiatki. Najbardziej podoba się jej w nich to, że są takie skromne, drobne i – jak mówi – kochane.
Jak byłam dzieckiem mieszkaliśmy w Nowem nad Wisłą. Tam była skarpa, a u góry rosły fiołki. Zawsze jej zbierałam. Do dziś pamiętam, jak pięknie pachniały – opowiada pani Maria Jankowska
Kwiaty w domu były od zawsze
– U nas w domu kwiaty – i w ogóle rośliny – były obecne zawsze. Od maleńkości je uwielbiałam i do dziś są w naszym domu. Kwiaty dają radość, ciepło. Zawsze sobie postawię na stole wazonik, obok ułożę misę z owocami, zaparzę kawkę i wtedy jestem szczęśliwa.
Dziś w maleńkim wazoniku ustawionym na stole wdzięczy się herbaciana róża.
Pan Olaf Jankowski to syn wybitnego, niewidomego organisty. Już w wieku młodzieńczym postanowił iść ślady ojca. Zdobył dyplom z fortepianu i organów. Pracował w Wyższej Szkole Pedagogicznej i Wojewódzkim Ośrodku Kultury, grał na organach w „Klaryskach”, także w kościele pod wezwaniem Piotra i Pawła oraz w kościele Świętej Trójcy. Dziś jest już na emeryturze, ale nadal gra na organach w kaplicy w Szpitalu Uniwersyteckim im. dr. A. Jurasza. Niedawno z panią Marią obchodzili diamentowe gody. W swoim życiu sporo podróżowali. Lubili chodzić po górach, zjeździli sporą część Europy. W konkursie „Bydgoszcz w kwiatach i zieleni” biorą udział od kilkunastu lat.
