Co prawda zapamiętany zostanie jako rekordzista Europy w hipokryzji, ale zawsze. W końcu hipokryzja w życie polityków wpisana jest jak obraz w ramy, więc żeby się wybić, talent trzeba mieć jak jakiś Ronaldo.
A czegóż to pan Szajer, dostojnik z partii Orbana -w której jak lew walczył o chrześcijańskie fundamenty rodziny, kraju i w ogóle wszystkiego - dokonał? Otóż w Brukseli ucapiono go na gejowskiej orgii, wśród 25 panów pięknych. Burzę wywołało to okrutną, bo z przekazem życiowym Szajera kompnowało się średnio. A może być jeszcze ciekawiej, bo organizator orgii opowiada z dumą, że jego imprezy upodobali sobie dostojnicy z Europy Wschodniej, choćby 4 notabli z PiS-u, którzy pewnie buźki pełne mają mądrości o tym, że LGBT to nie ludzie.
Dziwne? Wcale. Słowo hipokryzja pochodzi w końcu od greckiego “udawania”. Hipokryci udają więc pieczołowicie we własnym interesie - żeby w środowisku, na którym im zależy, uchodzić za wzór cudny. A jak najłatwiej to osiągnąć? Pokazując, że to inni są niemoralni, a drogą idą nieczystą. No a że zwykle zgrzyta między wizerunkiem a realem? Takie życie. U polityków to przypadłość tak częsta, że jak się trafi jakiś poczciwina, który nie udaje, to kończy albo na pomniku, albo - częściej - w czarnej dziurze. Zresztą hipokryzja od zawsze towarzyszy demokracji, gdzie władza i opozycja co czas jakiś zamieniają się rolami. A co innego opowiada się aspirując, a co innego, kiedy już dotrze się do korytka.
Politycy więc ciągle nawzajem zarzucają sobie hipokryzję, tyle, że skala bywa różna. Taki pan Biedroń na przykład - hipokryta uroczy, opowiadał, że mandat do Brukseli odda, bo o Polskę w Polsce walczyć chce, i nie oddał. Ale żeby wzlecieć na poziom Szajera, musiałby dać z siebie więcej, na przykład biegać w kapturku z narodowcami i podpalać kamienice... Zresztą jakoś tak bywa, że u lewicy hipokryzja dotyczy zwykle bardzo prawicowego dorabiania się, a u prawicy głoszonych zasad moralnych.
W całej sprawie Szajera najzabawniejsze są tłumaczenia – choćby to, że ucieczka w hipokryzję to wynik stresu, bo praca ciężka... Mnie ujęło to, że wszystkiemu winna jest Bruksela, bo sprzyja życiu towarzyskiemu. I bać się zacząłem szczerze o naszych, zwłaszcza o mój ulubiony kwartet heroin – panie Szydło, Kempę, Mazurek i Zalewską. Mam nadzieję, że zgniliźnie Brukseli dadzą odpór.
