Wydawać by się mogło, że łucznictwo to jeden z mniej wymagających sportów, ale ta obiegowa opinia jest nieprawdziwa.
<!** Image 2 align=right alt="Image 94774" sub="Strzelanie w historycznych strojach w Radzyniu Chełmińskim, w okolicach ruin zamku krzyżackiego / Fot. Jacek Smarz">Liczą się nie tylko siła mięśni i celne oko, ale i cierpliwość. I nie wystarczy jedna lekcja. Tak, jak w każdym sporcie i hobby, potrzebne są zapał i determinacja.
Amatorzy i mistrzowie
- Mamy w województwie aż sześć sekcji łucznictwa: Uczniowski Klub Sportowy „Sokół” z Brzozy Bydgoskiej, Uczniowski Klub Sportowy „Zryw” z Dobrcza, Uczniowski Klub Sportowy „Mustang” oraz Ludowy Klub Sportowy „Łucznik” z Żołędowa, „Andreas” z Torunia i Budowlany Klub Sportowy z Bydgoszczy. Niektóre regiony mają tylko po jednym klubie - mówi Jan Konopczyński, prezes Okręgowego Związku Łuczniczego Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Zawodnicy trenują łucznictwo klasyczne, w którym ręka podczas napinania łuku znajduje się pod brodą, zaś cięciwa dotyka czubka brody i nosa. W takiej właśnie pozycji stoi słynna bydgoska rzeźba. Podczas naciągania cięciwy łucznik pokonuje spory opór. Strzelając na zawodach, dajmy na to sześć razy z każdej odległości (a są cztery), musi wykonać 24 identyczne ruchy. Każdy łuk ma ponadto swoją twardość. Oznacza to mniej więcej siłę, jaką trzeba włożyć w napięcie cięciwy. Ta siła podana jest na ramionach łuku i może sięgać nawet 30 kilogramów. Taki ciężar sportowiec musi utrzymać nawet przez 5 do 7 sekund celując w tarczę.
<!** reklama>- Jeżeli wieje wiatr, a ktoś jest za słaby na dany łuk, to można sobie wyobrazić, jak nim buja - mówi Jan Konopczyński. - Trzeba włożyć wiele wysiłku, żeby celnie strzelić. Między innymi dlatego treningi w Żołędowie odbywają się cztery razy w tygodniu. Sporo, choć porównując się do Koreańczyków, którzy lekcje łucznictwa pobierają w szkołach, wypadamy słabo.
Mimo że do mistrzów świata nam troszkę brakuje, mamy w łucznictwie całkiem spore osiągnięcia. Warto wymienić Damiana Leszczyńskiego, srebrnego medalistę mistrzostw Europy, i Wojciecha Suszka, złotego medalistę mistrzostw Ameryki. Z klubu „Łączność” z Bydgoszczy (obecnie BKS) wywodzi się olimpijczyk z Atlanty z 1996 roku Paweł Szymczak.
Nie dla maluchów
Do sekcji może wstąpić każdy, ale nie jest to sport zalecany dla małych dzieci. Potrzeba energii, żeby naciągnąć łuk, a na dodatek łatwo zrobić sobie krzywdę. Zbyt ciężki sprzęt może trwale uszkodzić kręgosłup malucha. Odpowiedni i bezpieczny wiek na rozpoczęcie przygody z łucznictwem to 10 lat.
- Poniżej tego wieku łucznictwo należy traktować raczej jako zabawę - tłumaczy trener. - Nie jest to również tani sport. Trzeba mieć łuk, strzały (profesjonalne kosztują w granicach 100 złotych za jedną sztukę), ochraniacz na przedramię, oraz „skórkę”, czyli ochronę na palce. Jeżeli ktoś ma aspirację strzelać zawodowo, to powinien liczyć się z kosztem kilku tysięcy złotych. Najlepszy sprzęt jest produkcji amerykańskiej, japońskiej lub koreańskiej. Oznacza to, że trzeba go sprowadzić z zagranicy, co pociąga za sobą dodatkowe koszta.
Sięgając po raz pierwszy po łuk pamiętajmy, żeby nie był zbyt twardy. Nie wypracujemy dobrej techniki, jeżeli nie będziemy mogli swobodnie naciągnąć cięciwy. Równie ważna jest rozgrzewka przed rozpoczęciem strzelania, co najmniej dziesięciominutowa, skupiająca się na pasie barkowym. Można również wykonać szybki marsz, bieg, skłony czy wymachy ramion. Dobrze jest kilkakrotnie napinać cięciwę i powoli ją puszczać, ale, co istotne, zawsze ze strzałą. Jeżeli będziemy próbowali strzelać „na sucho” - samym łukiem, będziemy na najlepszej drodze, żeby zniszczyć sprzęt. Wybierając łuk pamiętajmy też, że bardzo istotne jest, czy jesteśmy prawo- czy leworęczni. Albo inaczej - które oko mamy silniejsze. Wystarczy prosty eksperyment, żeby to sprawdzić. Należy wyciągnąć palec przed siebie i wycelować nim w jakiś punkt. Następnie przymknąć po kolei oko prawe i lewe. Jeżeli palec „poruszy się” w tle, oznacza to, że zamknęliśmy silniejsze oko. Jeżeli palec będzie celował w ten sam punkt, przymknięte oko jest słabsze. Kiedy już dowiemy się, którym okiem będziemy celować, czas wybrać się do sklepu. Jeżeli nie interesuje nas łucznictwo profesjonalne, łuk, który sprosta naszym oczekiwaniom dostaniemy w wielu sklepach sportowych. Rodzajów łuku jest mnóstwo, tak naprawdę powinniśmy wziąć pod uwagę tylko to, jak nam „leży”, a nie jak wygląda. Później zostają jeszcze strzały. Każdy łucznik wie, że na kiepskim łuku można trenować, ale z kiepskimi strzałami - szkoda czasu.
Od ucha
Przy wyborze cięciwy zdajmy się na fachowca, niech dobierze nam długość i rodzaj. Możemy tylko przypomnieć, by zawiązał nam gniazdko na strzały, bo bez tego ani rusz. Jeżeli chodzi o pozycję, to nie ma ona w gruncie rzeczy znaczenia. Chyba, że aspirujemy do roli łucznika zawodowego. Jeżeli to hobby, to musimy się trzymać tylko jednej reguły - stać bokiem do celu. Każdy łucznik może naciągnąć strzałę z cięciwą do charakterystycznego punktu na jego ciele. Niemniej pewne punkty powtarzają się częściej niż inne: kącik ust, ucho lub żuchwa. Bardzo ważne, aby charakterystyczny dla siebie sposób naciągania cięciwy był konsekwentnie stosowany. To jeden z warunków, który zagwarantuje nam poprawę wyników.