MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zakazany chwyt doktora

Grażyna Ostropolska
- Mój synek byłby zdrowy, gdyby lekarz, zamiast wyciskać go z brzucha, szybciej zdecydował się na cesarskie cięcie - Justyna Grechuta nie ma wątpliwości. Razem z mężem nie zamierzają odpuszczać. Będą walczyć o odszkodowanie dla Piotrusia.

- Mój synek byłby zdrowy, gdyby lekarz, zamiast wyciskać go z brzucha, szybciej zdecydował się na cesarskie cięcie - Justyna Grechuta nie ma wątpliwości. Razem z mężem nie zamierzają odpuszczać. Będą walczyć o odszkodowanie dla Piotrusia.

<!** Image 2 align=none alt="Image 195048" sub="Pięcioletni Piotruś z porażeniem mózgowym wymaga stałej rehabilitacji, bo ta, którą mu przyznano, nie wystarcza, by jego stan wyraźnie się poprawił. Na zdjęciu: z ojcem i 2,5-roczną siostrzyczką Jagodą. [Fot. Tymon Markowski]">„To nie Brazylia, żeby cesarka była na życzenie”, te słowa ginekologa wciąż brzmią pani Justynie w uszach, a na usta ciśnie się komentarz: - Szkoda, bo gdybym tak rodziła, mój synek nie miałby porażenia mózgowego.

Piotruś ma już 5 lat i wymaga stałej rehabilitacji, na którą jego rodziców nie stać. - Nasza walka o zadośćuczynienie za wyrządzoną krzywdę zaczyna przypominać farsę - żalą się państwo Grechutowie. Wprawdzie sąd lekarski uznał ginekologa Mariusza S. winnym zaniedbań, które mogły mieć wpływ na stan zdrowia Piotrusia i<!** reklama>

udzielił mu upomnienia, ale...

- Boli nas, że lekarz nie poczuwa się do winy, a prokuratura nie dostrzega w wytkniętych mu (przez biegłych) błędach, czynu zabronionego - wyznają rodzice.

Liczyli, że sąd, w którym jako oskarżyciele posiłkowi złożyli subsydiarny akt oskarżenia, surowiej oceni zaniedbania ginekologa i położnej, ale się zawiedli. Sędzia uznała, że umorzenie prokuratorskiego dochodzenia było słuszne i tak to uzasadniła:

„Co prawda biegli wskazali, że w przeważającej części owe negatywne czynniki (mające wpływ na stan zdrowia dziecka - przyp red.) były wynikiem działania oskarżonych, to jednak każdy z nich, brany z osobna, nie skutkował powstaniem zagrożenia dla życia i zdrowia Piotra Grechuty. W takiej sytuacji, nie mogąc przyjąć na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego, że oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu, należało podobnie, jak to uczynił prokurator, przyjąć, iż pojedyncze uchybienia oskarżonych nie wywołały z osobna stanu zagrożenia, który jest znamieniem występku z art 160 k.k.”

- Chciałbym, żeby mi ktoś wytłumaczył sens tego uzasadnienia, bo ja go nie rozumiem - przyznaje Tomasz Grechuta. Towarzyszył żonie przy porodzie, a to, co zobaczył i usłyszał przerosło jego wyobraźnię. Pamięta, jak przywitała go w szpitalu położna. - Trzeba było zamknąć żonie lodówkę, to dziecko byłoby mniejsze i

nie byłoby problemów z jego urodzeniem

- pouczyła. Nie tylko jemu zrobiło się przykro.

- Najchętniej zabrałabym wtedy brzuch i wyszła - wspomina pani Justyna. Nie mogła, bo podłączono jej kroplówkę z oksytocyną, wywołującą skurcze. Położna kazała jej zejść z łóżka, przykucnąć i przeć.

- Odruchowo zapytałem, czy dziecko nie wypadnie. Położną musiało to zdenerwować, bo oboje słyszeliśmy, jak mówiła potem do koleżanki: „I on się mnie spytał, czy to dziecko nie wypadnie. Myślałam, że go jebnę” - wspomina pan Tomasz.

Kolejne słowa położnej potwierdziły, że miała wtedy zły dzień lub... zanik zawodowego powołania. „Dzwonię po lekarza. Nie będzie brał pieniędzy za darmo, niech też się pomęczy, a ja jutro idę na urlop”- powtarzają je Grechutowie.

Lekarz również z ciężarną się nie pieścił. - Wcześniej na moje pytanie, czy zrobi mi cesarskie cięcie, bo jestem 8 dni po terminie i boję się o dziecko, powiedział, że to nie Brazylia, gdzie cesarka jest na życzenie. Gdy zaś przyszedł do mnie kolejny raz po telefonie od położnej i ponowiłam pytanie, to stwierdził, że na cesarkę jest już za późno. Powiedział, że założy mi kleszcze lub wyciśnie dziecko, używając tzw. chwytu Kristellera - relacjonuje pani Justyna.

Wtedy nic o tej metodzie nie wiedziała. Dziś wie, że jest ona zakazana i niebezpieczna. - Lekarz położył się na mnie całym ciężarem, włożył łokieć między moje piersi i brzuch i zaczął wyciskać dziecko. Robił tak dwa razy, a ja wrzeszczałam z bólu - wspomina. Pamięta, że przy drugim nacisku kardiotokograf, do którego była podłączona, zaczął pikać. - Słyszałam, że tętno mojego dziecka staje się nierównomierne, słabnie. Na sali pojawił się ordynator, zbadał mnie i zadysponował:

Migiem na cesarkę!

I rzeczywiście zrobiono pani Justynie cesarskie cięcie. Dziecko urodziło się wiotkie, z objawami niedotlenienia, dostało zaledwie 2 punkty na 10 możliwych w skali Apgara (świadectwo zdrowia noworodka), tydzień spędziło na oddziale intensywnej terapii.

Mąż pani Justyny wiedział, że z dzieckiem jest źle, że leży pod tlenem. Chciał zostać w nocy przy zrozpaczonej żonie, ale mu nie pozwolono. „Jak im się coś stanie, oddam szpital do sądu” - wykrzyczał.

- Nie rozumiem nerwów pani męża, przecież dobro pacjentki i jej dziecka są dla mnie najważniejsze - wypomniał Justynie lekarz.

Tomasz poszedł na rozmowę do szefa kliniki. Zpytał, dlaczego zamiast zrobić żonie cesarkę, lekarz wyciskał jej dziecko z brzucha.

- Profesor powiedział mi, że w zasadzie chwyt Kristellera jest zakazany, ale zdarzają się przypadki jego stosowania, które dobrze się kończą. Jego zdaniem, doktor S. podjął tę decyzję pod wpływem stresu i jeśli była ona błędna, poniesie konsekwencje - relacjonuje Tomasz Grechuta.

- Mnie mówiono, że stan synka się poprawia. „Ma opuchniętą jedną stronę mózgu, ale to mu przejdzie”, uspokajano. Uprzedzono, że wprawdzie niedotlenienie dziecka przy porodzie niesie ryzyko porażenia mózgowego, ale mam to traktować jako rutynową informację, a nie diagnozę - wspomina Justyna Grechuta.

Wyrok: porażenie mózgowe u Piotrusia, rodzice usłyszeli po kilku miesiącach, gdy zmienili szpital i neurologa. Zaczęła się walka o zdrowie i życie dziecka, a do Bydgoskiej Izby Lekarskiej trafiła

skarga na lekarza.

Grechutowie złożyli też doniesienie do prokuratury. Ta wszczęła dochodzenie w sprawie narażenia noworodka na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (podczas porodu) i po roku je umorzyła. Orzeczenie Okręgowego Sądu Lekarskiego z marca 2011 roku było dla ginekologa Mariusza S. mniej łagodne. Uznano go winnym „niedochowania należytej staranności, polegającej na niedostatecznym nadzorze nad Justyną Grechutą w II okresie porodu, co mogło być przyczyną złego stanu dziecka i jego późniejszego rozwoju” i udzielono kary upomnienia.

Podstawą do ukarania była opinia biegłego prof. Krzysztofa Drewsa, kierownika Kliniki Parinatologii i Chorób Kobiecych UM w Poznaniu. Wykazał on, że od momentu podania pacjentce oxytomycyny (środka stymulującego poród) zaniedbano nad nią nadzór. „Od godziny 20.30 do końca porodu, który nastąpił osiem minut po północy, nie rejestrowano u pacjentki siły i częstości skurczów macicy, co jest koniecznym warunkiem stymulacji porodu”, zarzucił biegły.

Po analizie wskazań KTG (kardiotokografu) biegły doszedł do wniosku, że od godz. 22 także zapis czynności serca płodu był złej jakości. Występowały liczne przerwy w jego rejestracji, a utrata sygnału sięgała najpierw jednej czwartej, a potem połowy zapisów tego urządzenia, co zdaniem biegłego może świadczyć o tym, że przez dwie godziny przed porodem

brakowało właściwego nadzoru

położnej nad pacjentką. „Jej obowiązkiem było dopilnowanie poprawnej technicznie rejestracji, a w razie jej braku wezwanie lekarza”, wytknął biegły. Przypomniał, że u noworodka, wydobytego podczas cesarki stwierdzono skrajnie ciężką kwaśnicę, która nie mogła się rozwinąć podczas tego zabiegu, tylko co najmniej 70 minut wcześniej, a więc podczas źle kontrolowanego podawania oxytomycyny.

„Osobą odpowiedzialną za ciągły nadzór nad pacjentką była położna Hanna C. Lekarz Mariusz S. zobowiązany był dostrzec te podstawowe błędy podczas badań pacjentki o godz 20.30 i 21.20, a jego późniejsza nieobecność aż do godz. 24 była zbyt długa” - te spostrzeżenia biegłego zdecydowały o uznaniu ginekologa winnym zaniedbań. Zdaniem prof. Drewsa dziecko miało szansę urodzić się w dobrym stanie, gdyby interwencję, prowadzącą do jego urodzenia podjęto nie później niż 20 minut po dostrzeżeniu nieprawidłowości, związanych z nasilającym się niedotlenieniem mięśnia serca płodu.

Biegły nie wiąże złego stanu Piotrusia z zastosowaniem przez lekarza tzw. chwytu Kristellera, choć przyznaje, że ta archaiczna, siłowa metoda, której skutkiem może być uraz macicy lub płodu, jest zakazana we współczesnym położnictwie.

- W Krakowie znaleźliśmy kancelarię prawną, która podjęła się wywalczenia dla Piotrusia odszkodowania i zadośćuczynienia z polisy ubezpieczeniowej lekarza. Proces odbędzie się w Warszawie - informują Grechutowie.


Warto wiedzieć

Metoda niebezpieczna

Chwyt Kristellera, czyli wypychanie główki płodu ku dołowi, jest metodą niebezpieczną i w zasadzie zakazaną, choć niektórzy położnicy stosują ją w przypadku miednicowego położenia płodu. Nazwa pochodzi od niemieckiego lekarza Samuela Kristellera, który praktykował w Berlinie w XIX wieku.

Art. 160 k.k. stanowi, że kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Jeśli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, grozi mu od 3 miesięcy do 5 lat. Jeśli działa nieumyślnie, podlega grzywnie lub karze ograniczenia wolności.

Sąd lekarski może ukarać lekarza: upomnieniem, naganą, zawiesić go w prawach wykonywania zawodu na okres od 6 miesięcy do 3 lat a w szczególnych przypadkach: pozbawić go prawa wykonywania zawodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski