<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/sitarek_michal.jpg" >Przyznam się szczerze, że kiedyś nie bardzo potrafiłem zrozumieć żądania osób upominających się o rekompensaty za cudze urządzenia postawione na ich ziemi. Wiele z nich stoi najczęściej od kilkudziesięciu lat, a teraz nagle niektórym przypomina się, że chcą odszkodowania.
Żyjemy jednak w czasach, gdzie wszystko ma swoją cenę. Nawet posiadanie małej działki w mieście. Za nią też trzeba odprowadzić podatek od nieruchomości. Swoją cenę na rachunku ma także opłata za przesył energii lub gazu. Co z tego, że zużyłem prądu za 20 złotych, kiedy rachunek do zapłacenia i tak jest dzięki różnym dodatkom dwa razy wyższy. Dlatego przestałem się dziwić właścicielom nieruchomości, którzy domagają się od gestorów sieci, by ci, po pierwsze, uregulowali zasady korzystania z ich gruntów, a po drugie wypłacali należne rekompensaty.
<!** reklama> To często są niewielkie kwoty, bo urządzenia zazwyczaj zajmują kilka metrów kwadratowych. Szczególnie w takich przypadkach dziwi mnie upór niektórych zarządców sieci, by bez wyroku sądów zwodzić jedynie bydgoszczan. To trochę niepoważne odsyłać człowieka po odszkodowanie, które mu się należy jak psu miska. Co innego, gdy gra toczy się o grube tysiące, związane z potencjalną utratą wartości gruntu na przykład przez brak możliwości zabudowania działki, pod którą biegnie gazociąg. Jednak procesowanie się o słup energetyczny trąci trochę komedią z Pawlakiem i Kargulem w rolach głównych. Czy nie da się tego uniknąć?