https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Za ojca, za wujka, za siostrę...

Bili na oślep. Za swój strach przed nim, za swoich krewnych, z zemsty. Lali tak długo, aż przestał się ruszać. Niektórzy mówią, że spuszczali mu łomot w imieniu całej wioski. W marcu ruszy proces sprawców linczu w Janowie k. Dąbrowy Chełmińskiej.

Bili na oślep. Za swój strach przed nim, za swoich krewnych, z zemsty. Lali tak długo, aż przestał się ruszać. Niektórzy mówią, że spuszczali mu łomot w imieniu całej wioski. W marcu ruszy proces sprawców linczu w Janowie k. Dąbrowy Chełmińskiej.

<!** Image 2 align=right alt="Image 107278" sub="Rodziny oskarżonych o zabójstwo Andrzeja W. uważają, że część winy ponosi policja, która nie umiała obronić mieszkańców wioski przed niebezpiecznym recydywistą. Na zdjęciu ojciec Andrzeja i Remigiusza N. oraz matka Przemysława S. / Fot. Piotr Schutta">To było zwykłe, nudne popołudnie w Czemlewie. Każdy wziął sobie coś z gospodarstwa. Sylwek znalazł w szopce kilogramowy tasak do obcinania gałęzi (długość ostrza 28 centymetrów). Przemek wyciągnął ze sterty drewna na opał drąg, z którego wystrugał sobie pałę, „tak na szybko, od ręki”. Andrzej chwycił rurę stalową, a jego brat Remik pręt zbrojeniowy karbowany. Wujek chłopców, Piotr D., zadowolił się rurą, trzy kilo wagi.

Tak wyposażeni porzucili naprawę motoroweru i puste puszki po piwie i poczekawszy do zmroku ruszyli na poszukiwanie 46-letniego Andrzeja W., znanego w okolicy recydywisty zwanego „Siwym”. Mężczyzny nikt we wsi nie lubił. Agresywny, chamski, niebezpieczny. Kobietom groził gwałtem, mężczyznom pobiciem. Wszczynał awantury, kradł, panoszył się, strasząc mieszkańców bronią startową (większość była przekonana, że przerobił ją na ostrą amunicję). Pół życia spędził w więzieniu. Powrócił do rodzinnego Janowa w 2004 r., by przejąć i roztrwonić majątek po zmarłym ojcu.

<!** reklama>D. zdecydował: „Trzeba mu wpieprzyć tak konkretnie”. Miał powody, by nie lubić „Siwego”.

Oko za oko

Dwa lata wcześniej, w maju 2006 r. Piotr D. został przez „Siwego” poważnie poturbowany. - W. skakał po nim. Żebra mu połamał - opowiadano później we wsi. Podobno mężczyznom poszło o jakieś ciemne sprawki. - W. miał pretensje, że niektórzy z wioski kradną na jego konto i że potem policja się go czepia - plotkowano.

Piotr D. organów ścigania nie powiadomił, za to poskarżył się Marianowi S. i Sylwestrowi B., którzy bez wahania i pod wpływem alkoholu wsiedli na komarka i z siekierą pojechali się rozmówić z Andrzejem. Rzeczonego zastali, co więcej, nawet go zaskoczyli. W poważnym stanie mężczyzna trafił na kilka tygodni do szpitala.

- Myślałem, że z tego nie wyjdzie - przypuszczał wtedy jeden z członków ekipy policyjnej, która przybyła na miejsce porachunków.

<!** Image 3 align=left alt="Image 107278" sub="Bożena D. (matka Sylwestra K.) nie może uwierzyć, że jej syn jest jednym
z morderców. Jej nieletnia córka utrzymywała kontakty z zamordowanym. / Fot. Piotr Schutta">Napastnicy zostali aresztowani. Skazano ich na 10 lat więzienia.

Tasakiem, prętem, rurą

Czerwcowego popołudnia 2008 r. za sprawą Piotra D. wróciły nagle wszystkie niemiłe wspomnienia związane z Andrzejem W.

- Też idę, załatwię „Siwego” za ojca - dołączył 17 -letni Przemek S., syn wspomnianego Mariana.

A 20-letni Sylwek K., którego młodsza o 5 lat siostra Kamila na złość wszystkim zadurzyła się w „Siwym”, dodał: - Dobra, ja też, bo należy mu się wpier... za siostrę.

Wobec tak postawionej sprawy, bracia Andrzej (20 l.) i Remik N. (19 l.) nie mieli wyjścia:

- Idziemy go poobijać za wujka.

Potem w czasie śledztwa trochę im się zaczęły plątać wersje. Jedni mówili, że wujek chciał W. „zajebać”, inni twierdzili, że tylko „wjebać”, a jeszcze inni, że raz tak, raz tak.

Prokurator to uporządkował i zapisał: „Bez zaistnienia stanu zagrażającego ich życiu lub zdrowiu (ze strony Andrzeja W.) przygotowali się do zlinczowania pokrzywdzonego, uzbrajając się w tym celu w niebezpieczne dla życia narzędzia.”

Zdybali go około północy w sadzie na skraju sąsiedniej wsi Janowo. Znudzeni palili papierosy, kucając na drodze i już chcieli się wycofać, gdy nagle w ciemnościach ktoś tupnął.

Z zeznań 15-letniej Kamili K., z którą Andrzej W. miał pedofilski romans: „Zobaczyliśmy, że drogą idą jacyś chłopacy z rurami. Jeden miał tasak a drugi pałkę albo bejsbol. Andrzej powiedział, że podejdzie zobaczyć, kim są i co robią. I jak tupnie, to mam uciekać w stronę koca”.

Mężczyzna wyszedł na skraj sadu, tupnął i sam zaczął uciekać.

Z ustaleń śledztwa wynika, że pierwszy dopadł go Przemysław S. i zadał cios pałą, „z pełnego zamachu”, w głowę. Mężczyzna upadł, ale próbował się podnieść, coś krzyczał.

Biegli podjęli się rekonstrukcji zdarzeń tragicznej nocy. Ich zdaniem po ciosie pałką, Andrzej W. mógł dostać stalową rurą w tył głowy jeszcze przed upadkiem. Następne ciosy padły, gdy leżał. Otrzymał co najmniej sześć uderzeń tasakiem i trudną do policzenia ilość ciosów prętem, rurami, pałką, butami.

- Waliłem na oślep, w co popadnie - przyznał Sylwester K., który jako jedyny nie ukrywał przed śledczymi, że poszedł do sadu z zamiarem zabicia Andrzeja W. Za to, że recydywista kiedyś groził mu śmiercią i nagabywał jego siostrę. Pozostali sprawcy nie przyznali się do zabójstwa. Twierdzą, że chcieli W. „obić”, „nastraszyć”, „połamać ręce i nogi”.

Przestali lać, gdy W. znieruchomiał. Wujek udał się do siebie, chłopcy do Czemlewa. Wszyscy poszli spać. Pomoc wezwała kilka minut przed pierwszą w nocy nieletnia Kamila. Wskazała jednego ze sprawców. Nie miała podobno pojęcia, że wśród napastników jest jej brat.

Pokochała jego pieniądze

Wątek Kamili K. to osobna historia. Za czyn lubieżny na dziewczynie (miała wówczas 13 lat) Andrzej W. został skazany na 10 miesięcy więzienia i 2-letni zakaz kontaktowania się z nieletnią. Wyrok skazujący zapadł wyłącznie dzięki zeznaniom pielęgniarek szpitala, w którym W. przebywał jako pacjent (po ciężkim pobiciu w maju 2006 r.). Ani dziewczyna, ani nikt z jej otoczenia (w tym jej najbliższa rodzina) nie mieli przed sądem zastrzeżeń do Andrzeja W. W trakcie śledztwa jeden ze świadków zeznał natomiast, że przemoc wobec Kamili stosuje jej starszy brat Sylwek.

- Poprawiałam mu tylko cewnik. Nic złego mi nie robił - tłumaczyła Kamila Andrzeja W. nie zaprzeczając, że dużo starszy od niej mężczyzna jest obiektem jej zainteresowania.

- Miał pieniądze, zabrał mnie do Sopotu - opowiadała już po jego śmierci. Nie przeszkadzało jej to, że obiekt jej westchnień ma żonę i dzieci w jej wieku i że jedną z jego konkubin jest jej ciotka, Zofia D.

- Kamila mi tłumaczyła: mamuś ja pokochałam jego pieniądze - mówi matka dziewczyny, Bożena D. Nie ukrywa, że dawno temu straciła kontrolę nad córką, która, jak wykazało badanie z udziałem biegłego, już jako 13-latka nie była dziewicą.

„Dalszych działań nie podjęto”

Andrzej W. wyszedł na wolność 6 czerwca 2008 r. po jednej z odsiadek i udał się do Janowa, mimo że nie miał tam dachu nad głową. Dom po ojcu sprzedał, pieniądze stracił. Po ciosie siekierą w głowę, stał się jeszcze gorszy. Wyzywał ludzi, odgrażał się. Mimo sądowego zakazu, spotykał się też z Kamilą. Jak przyznaje dziewczyna, do kontaktów z recydywistą nikt jej nie zmuszał. Sama nosiła mu do sadu koc i kawę.

Kilkanaście godzin przed śmiercią Andrzej W. udał się na posterunek, bo go wezwano w związku ze skargą Gabrieli S.(mieszkanki wsi, matki Przemka oskarżonego o zabójstwo), która stwierdziła, że mężczyzna wbrew zakazowi spotyka się z nieletnią. Co ciekawe: rodzice dziewczyny takiej skargi nie wnieśli, mimo że wiedzieli o jej kontaktach z lubieżnikiem.

Na komendzie w Dąbrowie Chełmińskiej „Siwy” został przez policjanta przepytany i... puszczony wolno. W sprawie kontaktów z Kamilą oczywiście skłamał. Co więcej, zgodnie z nakazem sądu policjant oddał kryminaliście pistolet startowy, pouczając, że nie ma nim straszyć ludzi. Kilka godzin później policjanci otrzymali telefon z Zespołu Szkół w Dąbrowie: „Andrzej W. w autobusie szkolnym demonstruje dzieciom swój pistolet”. Mundurowi zapisali uwagę w swoim kajecie i na tym się skończyło. Gdyby pofatygowali się tego dnia do recydywisty, być może ocaliliby mu życie. A tak mogli później zapisać jedynie: „Dalszych działań nie podjęto, albowiem w nocy z 18 na 19 czerwca 2008 r. Andrzej W. został zamordowany”.

Pretensje do policji

Część mieszkańców Janowa, w tym przede wszystkim rodziny oskarżonych, ma dzisiaj pretensje do miejscowej policji o brak zdecydowanych działań wobec zabitego kryminalisty. Potwierdza to bogata dokumentacja zgromadzona przez tutejszych stróżów prawa. Wynika z niej, że policjanci większość spraw dotyczących W. umarzali.

Fakty

Oględziny zwłok Andrzeja W.

„Doszło do powstania obrażeń w postaci, m.in., złamania żeber z uszkodzeniem międzyżebrzy, do uszkodzenia śledziony (...), ran tłuczonych czerwieni wargowej, ubytku zęba pierwszego górnego lewego, otarć naskórka na kończynach górnych i dolnych, ran tłuczonych i ciętych na głowie oraz ran rąbanych na głowie z wieloodłamowym uszkodzeniem kości czaszki oraz rozległym uszkodzeniem tkanki mózgowej, w tym pnia mózgu, co spowodowało zgon”.

Sprawcy przyznali się do pobicia. Mówią, że zabić nie chcieli. Wskazali miejsce ukrycia narzędzi zbrodni. Tasak schowali w szopie, rury utopili w szambie.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski