https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życiorysy utopione w wódce

Wita cię zapach słodko-winny, pomieszany z odorem potu i smrodem zdeptanego linoleum. Na ścianie wyblakły plakat. Ktoś dopisał na nim długopisem: „Adam i Ewa w raju na kacu". Już wiesz, gdzie jesteś...

Wita cię zapach słodko-winny, pomieszany z odorem potu i smrodem zdeptanego linoleum. Na ścianie wyblakły plakat. Ktoś dopisał na nim długopisem: „Adam i Ewa w raju na kacu". Już wiesz, gdzie jesteś...

<!** Image 2 align=right alt="Image 148024" sub="Zwłaszcza dla bezdomnych izba była wybawieniem. Gorąca kawa, ciepła woda, rano kanapki od pracownika i czysta odzież. Rekordziści zaliczyli tu od 200 do 400 pobytów. / Fot. Dariusz Bloch ">Gdyby ktoś się uparł, mógłby wyczytać z pożółkłej płachty papieru, że fazy rozwoju choroby alkoholowej są cztery. Ale kto by tutaj takimi głupotami się przejmował. Na pewno nie ci, którzy tu przybywają. Docierają w stanie takiej nieważkości, że drugiego dnia nie mogą pamiętać, że złamali opiekunowi żebro, pokazali lekarce genitalia, zwolnili cały personel i wyli pół nocy, strasząc prokuraturą i pomstą wszystkich świętych. Niektórzy przyjeżdżają z kupą w starych spodniach, inni w wykwintnych, ale osikanych ubraniach. Nauczyciele, prawnicy, złodzieje, lekarze, księża, kibole, policjanci, byli wojskowi i byli ministrowie, dyrektorzy, prezesi,

profesorowie i mafiosi.

Panowie i panie. Nieważne społeczne pochodzenie, nieważny zawód, koneksje ani kolor skóry lub narodowość. Rosjanie i Ukraińcy czują się jak u siebie, Wietnamczycy i Latynosi są cisi i uprzejmi, jedynie Brytyjczycy sobie nie radzą. Są bliscy paranoi, budząc się w pokoju bez klamek z okratowanymi oknami. I proszą rano o mleko.

<!** reklama>- Najgorsi są ludzie wykształceni - mruczy pod wąsem Ryszard Świetlik, zerkając znad okularów, które zjechały mu na czubek nosa. Właśnie przejął zmianę po koledze. Czyta wpisy przyjętych klientów.

<!** Image 3 align=left alt="Image 148024" sub="Fot. Piotr Schutta ">Minęła 19.00. Słychać krzyki przechodzące w wycie: - Skręca mnie! O Jezuuuuu! Uuuuuuuu! Będziecie się tłumaczyć - to siwy 57-latek spod czwórki, z twarzą żony wytatuowaną na przedramieniu. Dostał drgawek. Trzeba go było przypiąć na sztywno do łóżka.

- Dobry objaw. To znaczy, że nic mu nie jest - uspokaja młoda lekarka w czarnym dresie, przed chwilą podała wyjcowi środek uspokajający. Kobieta twarz ma bladą i zmęczoną. Może to dyżur w szpitalu, z którego przed chwilą zeszła, a może stres, od którego w tej robocie nie da się uciec.

- Ja zawsze żegnam się z żoną. Dwa razy dzwonili do niej ze szpitala. Miałem przetrącony nos i złamane żebra, o tu - pokazuje Jarosław Ziętek. Wysoki, silny, twarz inteligentna, w CV wpisane dwa fakultety.

Właśnie rozpoczęła się ostatnia noc. O 22.00 jedyne w Bydgoszczy i jedno z nielicznych w Polsce sanatorium dla cór i synów marnotrawnych przyjmie ostatniego klienta i zakończy swoje 49-letnie istnienie. Koniec będzie marny, przyjadą buldożery i zdmuchną barak przy Przemysłowej 8 z powierzchni ziemi. Część pracowników trafi na bruk. Ale jeszcze nie teraz. Noc jeszcze młoda. Za niebieską kratą brzęczy telefon. Będzie tak wariował całą noc. Policjanci i strażnicy miejscy jeszcze długo po 22.00 będą pytać, czy nie da się wcisnąć jakiegoś pijaczka.

<!** Image 4 align=right alt="Image 148024" sub="Fot. Piotr Schutta ">Na razie spokój. W dyżurce opiekunowie Gabrysia i Mirosław wpatrują się w milczeniu w telewizor i od czasu do czasu zerkają na dwa monitory powyżej. Obraz podzielony na mniejsze klatki pokazuje, co dzieje się w każdej sali. Widać skulone postacie w pomiętej pościeli. Spod kołder wystają brudne nogi. Można co prawda skorzystać z prysznica, ale większość boi się wody jak ognia.

- Ile tu ludzkich dramatów... Niektórzy przez przypadek trafiają, inni przez głupotę - wzdycha pani Gabrysia, niska blondynka o ciepłym uśmiechu, myślami już na zasiłku przedemerytalnym. - A ile nauczycielek przyjeżdża. Rano dziękują.

- Wolę dziesięciu szalikowców albo samobójców niż jedną kobietę - przekomarza się Mirosław. Gabrysia potwierdza kiwnięciem głowy. Pijane kobiety są straszne. Kopią, gryzą, wyzywają. Potem miękną, proszą, by nie gasić światła i nie zamykać drzwi, bo mają klaustrofobię.

Nagle brzęczek. Któryś z pacjentów chce siku albo pić (w korytarzu jest termos z gorzką kawą zbożową, która ma tu niebywałe wzięcie, nawet Anglicy ją lubią). Ryszard idzie otworzyć, przy okazji sprawdzi, jak się czuje stały klient Zbigniew S. (166 pobytów, w tym roku już był 33 razy). Czterdziestolatek bez ręki (przymarzła mu do muru) o wyglądzie staruszka ledwo mówi i ledwo chodzi. Spada mu cukier. Co jakiś czas opiekunowie biegają do niego i mierzą poziom glukozy.

- Jak się czujesz? Jak się nazywasz? - pyta kontrolnie Ryszard. Na łóżku obok przewraca się czyjeś ciało. Trzeba się cofnąć na korytarz, bo od dusznych wyziewów natychmiast uruchamia się odruch wymiotny.

<!** Image 5 align=left alt="Image 148024" sub="Klatka prysznicowa była dawniej, w ostatnich latach w łazience stał zwykły parawan. Nikt też nie polewał tu pijanych wodą z węża. Chyba że wymagał tego stan higieny... / Fot. Dariusz Bloch ">- To jeszcze miód. Może być gorzej, jak się załatwią na sali pod siebie tak konkretnie. Albo kobieta z workiem stomijnym. Wszystko leci obok, ona od kostek po szyję urąbana - mężczyzna zatrzaskuje drzwi. Czekamy przy termosie aż facet w majtkach w paski nażłopie się kawy. Wypija trzy kubki.

- Teraz zapraszam pana

na pokoje

- ponagla spragnionego Ryszard.

Majtki w paski za chwilę będą opuszczać przybytek i wtedy okaże się, że w malutkim, łysawym człowieczku drzemie mściwy brutal.

Rozmowa jest taka.

Mirosław: - Idzie pan teraz do domu, najeść się i spać.

Brutal: - Jasne że do domu, a gdzie? Wszystko przez ojca. Po co on k... na policję dzwonił? 90 lat ma facet i poważny jest? Ja tylko piłem z kolegami. Co za sk... jeb...

I po chwili potulnie: - Włoży mi pan szkiełko? Bo mi wypadło. Ten policjant mnie walnął w łeb i wypadło. Za co on mnie walnął?

Mirosław niechętnie bierze do ręki stratowane okulary i wciska w oprawkę szkło grube jak denko butelki. Brutal jest wreszcie zadowolony, mamrocząc coś pod nosem na ojca wychodzi w noc.

- Tylko w lewo idź, na tramwaj, nie w prawo, bo tam ciemno jak w d... i jeszcze w łeb dostaniesz - instruuje na pożegnanie Mirosław. Uśmiecha się.

Im bliżej godziny „zero”, tym większy ruch. Wysoki, patykowaty blondyn przyjeżdża z awantury domowej. Nie chce zdjąć krzyżyka, ale w końcu ustępuje. Jest potulny jak baranek. Trudno uwierzyć, że przed chwilą szalał przed żoną i dziećmi.

Chwilę później zwalisty kloszard bez nogi. Mówi, że kupił sobie nowe kule. Oddaje do depozytu paczkę papierosów, lufkę, zapalniczkę, legitymację niepełnosprawnego i ponad 30 złotych. Ma

3 promile.

Tuż po nich zjawia się nieufnie nastawiony nauczyciel ze Szkocji (pod Żninem). Zatrzymywał samochody w centrum miasta. Ma przy sobie ponad 300 złotych, figurkę Matki Boskiej i garść śrutu.

- Proszę usiąść i rozebrać się do majtek - wydaje polecenie Jarosław Ziętek.

- Nie chcę być uuuu...bezwłasnowolniony. To jest uuuubezswłswlo...- mamrocze nauczyciel. Opiekunowie ściągają mu portki i śmierdzące skarpetki.

- Stalowe nerwy trzeba mieć. Kiedyś stanął mi w drzwiach facet z fontanną krwi tętniczej tryskającej z szyi - wspomina Jarosław.

Dokładnie o 22.25 zjawia się ostatni klient. Mały, chudy, o strasznie cuchnących stopach. Pił u kolegi i nagle zaczął się rzucać. 4 promile.

Mirosław bierze do ręki dezodorant i rozpyla woń świeżej sosny.

- Mieliśmy gówno, a teraz mamy gówno w perfumerii. Dobra, zamykamy nasz teatrzyk - kwituje Ryszard.

Izba wytrzeźwień

50 000 pijanych

49 lat bydgoskiej Izby Wytrzeźwień to około 450 tysięcy przyjęć i 2,5 mln zł należności nieściągniętych za pobyt. To również osobiste dramaty - złamane kariery sportowców, przepite życiorysy osób niegdyś poważanych, wykładowców, polityków, ludzi na stanowiskach. Wielu z nich odeszło bezimiennie, jako kloszardzi - potrąceni przez samochód, uduszeni wymiocinami w osiedlowym śmietniku.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski