Ponad 150 małych pacjentów Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy będzie mogło spotkać się z kardiologiem mniej więcej za rok. Tyle bowiem będą musieli czekać, bo limity Narodowego Funduszu Zdrowia ustalono tak, że pieniędzy nie wystarczy dla wszystkich chętnych.
<!** reklama>
Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że na terenie wielu innych województw limity dla kardiologii zostały zwiększone w tym roku nawet o 30 procent. U nas wysokość limitów nie zmieniła się (a więc uwzględniając inflację i wzrost kosztów szpitali - spadła), inaczej też oblicza się punkty za określone kardiologiczne usługi.
To przedziwna sytuacja. Nie trzeba być absolwentem medycyny, by wiedzieć, że schorzenia kardiologiczne - pomijając fakt, że są bezpośrednim zagrożeniem życia - rozwijają się bardzo szybko. Rok różnicy może sprawić, że pewne choroby na tyle się utrwalą, że walka z nimi nie będzie możliwa, a zdrowie młodych pacjentów ucierpi. Nikt nie myśli o tym, że takiego pacjenta, z rozwiniętą chorobą, leczy się dłużej i przede wszystkim drożej. Ostatecznie więc i tak trzeba będzie wydać więcej pieniędzy na leczenie, w tym szpitalne, niż na wczesną interwencję, która mogłaby mieć miejsce. Nie bez powodu przecież mówi się o tym, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Paradoksem jest, że nasze miasto, jeśli bierze udział w jakichkolwiek rankingach, zawsze chwalone jest jako miejsce szczególnie przyjazne pacjentom, w którym dostęp do specjalistycznych nawet usług medycznych jest jednym z najlepszych w Polsce. Przyszedł czas zweryfikować tę opinię.