Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z karabinami na sznurkach

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
17 września 1939 r. Polacy przeczuwali, że wojna może potrwać jeszcze długo. Zajęte przez Niemców były już zachodnie i centralne tereny kraju, ale to była dopiero połowa Polski.

17 września 1939 r. Polacy przeczuwali, że wojna może potrwać jeszcze długo. Zajęte przez Niemców były już zachodnie i centralne tereny kraju, ale to była dopiero połowa Polski.

<!** Image 3 align=right alt="Image 132063" sub="Wkraczające do Polski oddziały Armii Czerwonej we wrześniu 1939 / Fot. Archiwum">- W 1939 r. miałam 11 lat - wspomina Helena Zielińska, od 1946 roku mieszkanka Torunia. - W Drui, przygranicznym wówczas miasteczku z Rosją sowiecką, wyczuwało się od pierwszych dni wojny dziwną atmosferę. Pamiętam, że moje szkolne koleżanki, Białorusinki, Rosjanki i Żydówki, nagle zaczęły mnie unikać.

Atmosferę wyobcowania i niechęci, a niekiedy nawet wrogości ze strony mniejszości narodowych na polskich Kresach latem 1939 roku, podkreślają w swoich wspomnieniach praktycznie wszyscy, którzy wówczas mieszkali na obszarach, gdzie Polaków było niewielu.

Odwrócili się od nas

- Ojciec mój był kolejarzem, pracował na stacji w Drui - mówi Zielińska.

<!** reklama>- Tuż za Dźwiną była Łotwa. A kawałek dalej - już Rosja. Po wybuchu wojny czuliśmy się spokojnie. Mama bardzo niepokoiła się za to o los siostry i jej rodziny, która mieszkała w Poznaniu. Wszystko zmieniło się 17 września. Rano obudził nas łomot do drzwi. Nieznani nam ludzie zabrali ojca. Nie miałyśmy z mamą pojęcia, co się dzieje. Dopiero później sąsiedzi powiedzieli nam, że słyszeli, iż teraz jesteśmy w Rosji. Nagle wszyscy znajomi Białorusini, Żydzi i Rosjanie odwrócili się od nas, udawali, że nie poznają. Tych chwili niepewności o wszystko nie zapomnę nigdy. O ojcu wszelki słuch zaginął. Zapamiętałam jeszcze to, że w ciągu kilku dni wszystko zniknęło ze sklepów i nie miałyśmy co jeść.

Tadeusz Jaszowski z Bydgoszczy w 1939 r. został zmobilizowany do 1 Pułku Artylerii Lekkiej w Wilnie. Jego oddział w połowie września wyruszył wspomóc obrońców Lwowa.

<!** Image 4 align=right alt="Image 132063" sub="Jedna z propagandowych ulotek rozrzucanych na Kresach, obiecująca lepsze życie w ZSRR / Fot. Archiwum">- W nocy z 16 na 17 września wjechaliśmy na stację Sarny na Wołyniu - relacjonuje Tadeusz Jaszowski. - Rano od kolejarzy dowiedzieliśmy się, że Ruscy weszli i dalej nie pojedziemy, bo nie ma łączności, a urządzenia kolejowe są zniszczone. W Sarnach stacjonował pułk Korpusu Ochrony Pogranicza, dowodzony przez ppłk. Nikodema Sulika, późniejszego generała w armii Andersa, zdobywcy Monte Cassino. Sulik miał powiedzieć, że nie po to przez 4 lata rozbudowywał umocnienia i przygotowywał się do obrony, żeby teraz się poddać. I otworzył ogień. Sowieci, nacierający frontalnie, musieli się zatrzymać. Dowódca dywizjonu, mjr Czernik, zdecydował wówczas, że skoro nie ma możliwości dalszej jazdy, wyładujemy się i włączymy do walki.

Szli żołnierze

Adam Bieniak, torunianin, w chwili wkroczenia Rosjan do Wilna miał 15 lat.

- Rano 19 września, kiedy wyjrzałem przez okno, a mieszkaliśmy wówczas przy Mickiewicza, zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Jakby chyłkiem, skradając się pod ścianami domów, po dwóch stronach ulicy szli żołnierze w szarych długich płaszczach i czerwonych spiczastych czapkach. Kiedy dokładnie się przyjrzałem, dostrzegłem na nich czerwoną gwiazdę. Śmialiśmy się z tych „wojaków” do rozpuku. Mieli dziwne, niepasujące buty, niektórzy parciane, inni walonki. A karabiny nieśli na sznurkach. Ale było ich tak dużo, że wkrótce przestało nam być wesoło. Tydzień później do domu wrócił ojciec. Opowiadał, że uciekał przez Rosjanami na Litwę przez zieloną granicę, ale potem, nie wiedząc, co się z nami dzieje, wrócił. Niestety, na swoją zgubę.

Jan Stefański mieszkał przed wojną w Dawidgródku.

- Rano 17 września w mieście pojawiła się sowiecka konnica. Wszyscy baliśmy się wychodzić z domu, dopiero później odważyliśmy się wyjść na rynek. Akurat przejeżdżał następny oddział. Sowieccy żołnierze krzyczeli coś w rodzaju „Ura! Na Giermanca! Choditie s nami!”. Ucieszyłem się bardzo, że przyszli nam na pomoc, choć jakoś mi to nie pasowało. Dopiero następnego dnia, jak zobaczyliśmy pozwalane z urzędu tabliczki i nasze godła z orłem, wszędzie wywieszone czerwone flagi, jak zaczęli rozdawać ulotki, wzywające do przechodzenia na stronę Rosjan, zrozumiałem, że daliśmy się wprowadzić w błąd. Na schodach urzędu stał jakiś krasnoarmista. Na głowie miał dziwaczną czapkę ze szpicem, pod którym widniała duża gwiazda. I krzyczał do ludzi, że to już koniec burżujskiej i pańskiej Polski. Miałem wtedy 8 lat i pierwszy raz słyszałem słowa burżuazyjna czy jaśniepańska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!