Na scenie chór Narodowej Opery Ukrainy w Kijowie w spektaklu „Nabucco”, jednej z najlepszych oper Verdiego. Jest końcówka III aktu, w której chór intonuje słynną pieśń, zwaną hymnem wolności. Z kilkudziesięciu wyśmienicie wyszkolonych gardeł płynie w kierunku widowni: „Niech Pan nasyci nas męstwem, abyśmy znieśli nasze cierpienia...” Publiczność w komplecie podnosi się z foteli i na stojąco słucha tych słów, jednocząc się ze skrwawioną niczym Jerozolima w „Nabucco” Ukrainą...
Tegoroczny festiwal w ogóle można postrzegać jako igrzyska wspólnoty Słowian i Bałtów (poza Ukraińcami, wystąpiły zespoły z Chorwacji, Moraw, Litwy i oczywiście Polski). Widać też było przepływy artystów. W wileńskiej operetce „Kandyd” wspaniale wypadła diva z Białorusi, w wileńskim balecie „Bajadera” z kolei zachwycała primabalerina z Ukrainy. I nawet jeśli brak na festiwalu artystów z Zachodu wynikał głównie z powodów finansowych, to Zachód pozostawił w Bydgoszczy swój ślad. „Kandyda” wszak wyreżyserował Francuz, a „Nabucco” powstał w ramach projektu ukraińsko-włoskiego.
