https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wzięli życie na nagą klatę

Katarzyna Kabacińska
Chociaż żaden z rozbierających się do rosołu bohaterów „Goło i wesoło” nie przypomina Adonisa, a ten najprzystojniejszy bardziej niż panienki woli sukienki, to i tak „Napalone nosorożce” od lat przyciągają tłumy.”

Chociaż żaden z rozbierających się do rosołu bohaterów „Goło i wesoło” nie przypomina Adonisa, a ten najprzystojniejszy bardziej niż panienki woli sukienki, to i tak „Napalone nosorożce” od lat przyciągają tłumy.”

<!** Image 2 align=right alt="Image 144887" >Czy to się komuś podoba, czy nie, zjawisko „ladies night” z występami umięśnionych i nabłyszczonych chippendales, którym wsuwa się banknot za mikroskopijne slipki, i u nas weszło na stałe do oferty rozrywkowej. Jednak wiernej klienteli siłowni i solarium niepostrzeżenie wyrosła groźna konkurencja, która od pięciu lat przyciąga tłumy. Co takiego jest w mało atrakcyjnych striptizerach ze spektaklu „Goło i wesoło”, że popularnością biją na głowę tych napakowanych i wymuskanych?

Przepis z ubiegłego stulecia

Jednego możemy być pewni - pierwsi oddech konkurencji na nagich torsach poczuli chippendalesi z Auckland w Nowej Zelandii. W tamtejszym Mercury Theatre dwadzieścia trzy lata temu, zatem jeszcze w ubiegłym wieku, damskie piski rodem z nocnych klubów rozległy się podczas prapremiery spektaklu Stephena Sinclaire’a i Anthony’ego McCartena pt. „Ladies Night”. Potem towarzyszyły triumfalnemu przemarszowi sztuki przez sceny Ameryki Północnej i Południowej, Kanady, Australii i Europy, gdzie we Francji w 2001 r. spektakl dostał Nagrodę Moliera za najlepszą sceniczną komedię! Stało się to jednak już po zawojowaniu przez striptizerów amatorów dużego ekranu, bo równo po dziesięciu latach od premiery w Auckland za sztukę Sinclaire’a i McCartena wzięła się brytyjska kinematografia z reżyserem Peterem Cattaneo i w 1997 r. powstał film „The Full Monty”. Wkrótce twórcy odebrali statuetkę Oscara za najlepszy film, który pod tytułem „Goło i wesoło” również w Polsce cieszył się ogromnym powodzeniem. Nic jednak wówczas nie zapowiadało jeszcze, że opowieść o szukających pomysłu na siebie bezrobotnych trafi na deski teatralne w naszym kraju. Mało kto bowiem wiedział o zdumieniu aktora i reżysera Arkadiusza Jakubika, który nie mógł się nadziwić, że nikt u nas nie sięgnął dotąd po ten gotowy przepis na sukces.

<!** reklama>Nie ma ściany między nami

Nie zadziałało tu jednak powiedzenie „Mam pomysł, a wy go łapcie” i musiał Arkadiusz Jakubik sam mocno zaangażować się w przedsięwzięcie. Jak wspomina, dwa lata szukał teatru (stanęło na stołecznej scenie „Bajka”) i producenta, którym został Jerzy Gudejko.

<!** Image 3 align=left alt="Image 144887" >- Sukcesu oryginalnej wersji teatralnej upatrywałem, m.in., w tym, że bohaterowie byli „z sąsiedztwa”, trzeba było pomyśleć o adaptacji, która pozwoliłaby polskiej widowni utożsamić się z nimi - wyjaśnia Jakubik potrzebę przeniesienia akcji do Tomaszowa Mazowieckiego. Tam wszystko było swojskie: i klubokawiarnia o pretensjonalnej, lecz wyrażającej tęsknotę za lepszym światem, nazwie „Eden”, i zapadnięci w sobie, wegetujący bezrobotni, i nieznośne, lecz jedyne w swoim rodzaju małomiasteczkowe stosuneczki... Nie trzeba już było wysilać wyobraźni, by pojąć co czują: Bugi (Tomasz Sapryk), Góra (Mirosław Zbrojewicz), Gustaw (Radosław Pazura), Norbert (Andrzej Andrzejewski), Bernard (Jacek Lenartowicz), Żmuda (Henryk Gołębiewski) czy nawet Kierownik (Paweł Królikowski), bo każdy miał kogoś takiego, jeśli nie w bliższej, to w dalszej rodzinie. A że Tomaszów reżyser znał i miał tam przyjaciół, łatwiej było z tego miejsca uczynić arenę niejednostkowych przecież problemów. Jednak premierowe pokazanie ich na scenie poprzedziła akcja promocyjna, która tyle tylko wspólnego miała z prowincjonalną kołtunerią, że biła w nią jak w kaczy kuper!

Nosorożce na psychoterapii

Tym bardziej, że drobnomieszczańska hipokryzja dobrze okopała się również w większych ośrodkach i roznegliżowane happeningi w stolicy przed premierą w 2005 r. nie wszyscy witali owacyjnie... Tymczasem golizna - przed spektaklem i na scenie - to dla realizatorów tylko symbol zrzucenia z siebie pęt własnej niewiary i kompleksów, otworzenia się na ludzi i nowe wyzwania. - Nie wolno dać się zamknąć w więzieniu swoich zahamowań, uprzedzeń i leków - powiedział „Expressowi” Arkadiusz Jakubik, podkreślając, że łatwiej wówczas o marzenia, które przecież mogą się spełnić... Tak, jak rachitycznemu Norbertowi, który z nieśmiałego wobec kobiet niezguły przeistoczył się w brawurowego tancerza á la Michael Jackson, i Kierownikowi, który z nadwagi uczynił atut, lub Gustawowi, który miał do pokonania więcej, bo skrywaną homoseksualną skłonność. Wprawdzie instruktorka Wanda (Dorota Deląg), wyciskająca z Napalonych Nosorożców ostatnie poty, ma tu wielkie zasługi, ale „wyginaj śmiało ciało” okazało się tylko środkiem do odnalezienia w sobie dorosłego mężczyzny, który, jak Bernard, postanawia w końcu wyrwać się spod kurateli matki i proboszcza. I czuje się z tym szczęśliwy, podobnie jak pozostali świeżo upieczeni striptizerzy. Takie wrażenie sprawiają też odtwarzający ich aktorzy, ale to przecież zawodowcy. Choć, kto wie, może i oni przeszli swoistą „gołą psychoterapię”... Oczywiście, na wesoło!

Co, Gdzie, kiedy?

Spektakl „Goło i wesoło” pokazany zostanie 15 lutego o godz. 19.00 w Operze Nova. Pod nr tel. 52 3251655 można pytać o bilety (80 i 90 zł) oraz o wejściówki po 50 zł.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski