Do sytuacji odniósł się już przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej na przedpołudniowej konferencji prasowej.
- Niewłaściwe jest zadawanie pytania przez komisję, czy wyborca chce kartę do referendum, do Sejmu czy do Senatu. Jeżeli wyborca zjawił się w lokalu wyborczym to chce głosować. Dopiero jeżeli wyraźnie odmówi odbioru którejkolwiek z kart, to wówczas komisja w uwagach zaznaczy taką informację - podkreślił Sylwester Marciniak.
Potężna skala
Czy takie zachowania członków komisji wyborczych są zgłaszane do PKW przez zwykłych wyborców? Jeśli tak, to ile takich działań zostało zgłoszonych? - zapytaliśmy rzecznika prasowego PKW Marcina Chmielnickiego.
- Obecnie są to zachowania zgłaszane naprawdę na potężną skalę - podkreślił w rozmowie z i.pl Chmielnicki. - Jednak zgłoszenia kierowane nie są do centrali PKW, a do naszych delegatur - dodał rzecznik, który przyznał, że wkrótce PKW wyda specjalne oświadczenie w tej sprawie.
Wezwali policję
Mamy dużo sygnałów z regionu, że i w naszych komisjach dochodzi do nieprawidłowości. Swój przypadek opisał na Facebooku Wojciech Polak, profesor zwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
"Mnie i Kasi zadano pytanie: ile chcemy kart do głosowania? Zaprotestowałem. Doprowadziłem do spisania protokołu w tej sprawie. Doszło do dyskusji, zastępca przewodniczącego komisji oznajmił, że się awanturuję i wezwał policję. Protokół zaniosłem do Okręgowej Komisji Wyborczej w Toruniu i wręczyłem Przewodniczącemu. Nigdy nie myślałem, że 34 lata od upadku komuny spotkają mnie takie rzeczy..."
Szybkie komentarze
Pod jego wpisem szybko pojawiło się wiele komentarzy. Oto niektóre z nich:
- "U nas też pytali..."
- "Mamy (NSZZ"S") dużo sygnałów z całego Torunia o podobnych praktykach. To niebywały skandal i z pewnością tego nie zostawimy"
- "W Warszawie podobnie. W komisji gdzie głosowałem ok. 11 też tak było, ale wkrótce potem przestali pytać. Rzeczywiście przypomina to "głosowanie bez skreśleń" za komuny."
- "W mojej komisji też pytano mnie."
- "I co z tego wynika? Wszędzie żądają takie pytanie. Widocznie tak zostali przeszkoleni. Trzeba mieć "jaja" by nagłos prosić o pełną pulę przy wszystkich obecnych w lokalu, nawet przy sąsiadach."
- "Wiążący wynik referendum zależy od jego frekwencji, zatem kwestionowanie jego zasadności (a tym są takie pytania komisji) można uznać za zabronioną agitację…"
Interwencję w tej sprawie zapowiedziała regionalna "Solidarność".
- Mieliśmy od rana bardzo dużo sygnałów o zadawanie takich pytań lub wręcz wydawanie dwóch kart, kiedy trzeba było się wręcz upomnieć o trzecią - mówi Piotr Grążawski, sekretarz zarządu NSZZ "Solidarność" w regionie toruńskim. - Dotyczyło to szczególnie Torunia i Włocławka, w mniejszych miejscowościach było dużo lepiej. Od południa jednak, gdy pojawiło się oficjalne stanowisko szefa PKW dotyczące tej sprawy, liczba zgłoszeń zaczęła maleć, a od godziny 14 nie mamy już ich wcale. Być może więc ktoś czegoś nie dopatrzył przy szkoleniu członków komisji.
Według Policji wybory przebiegają wyjątkowo spokojnie. W Bydgoszczy do godziny 12 zanotowano dwa "drobne" incydenty, w Toruniu do godziny 14 żadnego. Nawet tego z wezwaniem do "awanturującego" się rzekomo profesora Polaka.
Niestety, mimo wielogodzinnych prób nie udało nam się uzyskać informacji na temat incydentów wyborczych od Okręgowych Komisji Wyborczych w Toruniu i Bydgoszczy. Problem ze skontaktowaniem się z OKW był podobno w całym kraju.
