Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie grzechy kryminału

Tomasz Bielicki fot. Tomasz Bielicki
„Kiedyś dojście do 200 strony oznaczało, że zbliżam się do końca. A dziś? Książka musi mieć 500 stron! Pytam, po co? Pojawiają się przez to wątki, które nic nie wnoszą. (...) Ja przy czytaniu bywam bezwzględny. Daję autorowi średnio 50 stron, aby mnie zainteresował”.

„Kiedyś dojście do 200 strony oznaczało, że zbliżam się do końca. A dziś? Książka musi mieć 500 stron! Pytam, po co? Pojawiają się przez to wątki, które nic nie wnoszą. (...) Ja przy czytaniu bywam bezwzględny. Daję autorowi średnio 50 stron, aby mnie zainteresował”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 190419" >

Rozmowa z PAWŁEM MARSZAŁKIEM, szefem wydawnictwa „C & T”, wydającego powieści kryminalne, o błędach autorów, utalentowanych i mało znanych twórcach oraz fenomenie skandynawskich pisarzy. <!** reklama>

Mamy modę na kryminały. Ludzie więcej ich teraz kupują czy piszą?

Oczywiście, że piszą. Niestety. I nie jest dla nich ważne co, tylko sam fakt, aby w ogóle coś się ukazało. Dzięki temu mają cień nadziei, że może pokażą ich w telewizji. Wręcz niepojęte jest, jak wzrosła liczba takich książek w ostatnich latach.

Marek Krajewski i Stieg Larsson są tego powodem?

Larsson podzielił nam literaturę kryminalną na szwedzką i całą resztę. Ale większość szwedzkich książek, które ostatnio czytam, to jakaś masakra. Jeśli już daje się je przeczytać, to nie wiadomo po co zostały napisane. Kiedyś dojście do 200 strony oznaczało, że zbliżam się do końca. A dziś? Książka musi mieć 500 stron! Pytam, po co? Pojawiają się przez to wątki, które nic nie wnoszą. Proszę również zwrócić uwagę, że teraz książek nie drukuje się już na zwykłym białym papierze, tylko na takim, który zwiększa objętość. Powieść ma być gruba. Ja przy czytaniu bywam bezwzględny. Daję autorowi średnio 50 stron, aby mnie zainteresował.

A co, jeśli rozkręca się dopiero później?

To po co te pierwsze 50 stron? Nie można było od razu jej rozkręcić? Gdy Margaret Millar pisze książkę, to nie bawi się w opisywanie jak człowiek wygląda, tylko stawia na dialog. Taki zabieg szybciej posuwa fabułę niż zwroty akcji. I jest ciekawszy. Martwi mnie to, że generalnie im książka jest prostsza, im bardziej prymitywna, tym ludzie częściej ją kupują.

Czyli najlepiej sprzedające się obecnie kryminały wybiera „czytelniczy motłoch”?

Zlinczują mnie za to, ale tak. Na rynek wciskane są kryminalne śmieci. Żeby to ocenić, trzeba posiąść pewną wiedzę. Wiedzieć co napisał Thomas Cook, Peter Abrahams i jeszcze paru innych autorów w latach 80. A później porównać to z tym, co powstało wcześniej - w latach 50., 60., 70. Upieram się przy tym, że skoro ze względu na cenzurę nie poznaliśmy tamtych historii, to wciąż w znajomości kryminału pozostaliśmy na poziomie Agathy Christie. Nie podoba mi się gust polskiego czytelnika. Wybiera to, co mu podłożą pod oczy. Przykład? Camilla Läckberg sprzedaje się znakomicie, ale moim zdaniem nie daje się tego czytać.

Trzeba przyznać, że promocję ma ogromną. Jej książki atakują w każdej księgarni.

Nie wolno się temu poddawać, bo w którymś momencie zdurniejmy. Im więcej osób to przeczyta, tym więcej będzie uważało to za bestseller. Błędne koło. Tak jak ze Stiegem Larssonem. Amerykanie też się na niego złapali, ale przy okazji postawili również na takich szwedzkich twórców jak Hakan Nesser. Na podstawie jego książek powstał serial o przygodach komisarza Van Veeterena. Nessera wydano w Polsce jeszcze przed Larssonem. Efekt? Nie sprzedał się.

Dlaczego?

Jego pisarstwo jest lepsze, ale trudniejsze. Stawia na rasowy kryminał. Śledztwo ma swoje tempo i nigdy nie ma u niego zbędnych wtrąceń. Postać głównego bohatera też jest wyrazista. To nie jest żaden mydłek, którego nawet nie wiadomo jak porządnie opisać.

Mydłek?

Tak nazywam nijakich bohaterów. Popularność Larssona ma jednak swoje plusy. Sprawiła, że wreszcie w Polsce pojawiły się szwedzkie kryminały. Doskonałym autorem jest Jens Lapidus, a także Leif GW Persson, którego powieści są sporych rozmiarów, ale akurat u niego ma to swoje uzasadnienie.

Na obwolucie wydawca napisał jednak „godny następca Stiega Larssona”...

Napisał, ponieważ inaczej nikt by tego nie kupił. Jeśli tego nie zaznaczy, to później jest problem, jak to przyporządkować. Co jeszcze warto polecić? Norwega - Jo Nesbo. Do kin weszli „Łowcy głów” na podstawie jego powieści. Jest naprawdę dobry. James Ellroy powiedział o nim „Gdy umrę, wiem, kto będzie moim następcą”.

A w Polsce? Poza Markiem Krajewskim nie przebiło się żadne nazwisko.

Trzeba szukać. W 2009 roku Joanna Jodełka za „Polichromię” dostała nagrodę dla najlepszego kryminału. Przeczytałem. Naprawdę niezły, mimo że książka nieco z tej samej półki co Dan Brown. Zagadka dotyczy Gniezna i historii państwa chrześcijańskiego, ale dzieje się współcześnie. Kapitalna typologia bohaterów. Śledztwo prowadzi uzależniony od matki policjant ciapciak. Druga powieść Jodełki „Grzechotka” potwierdziła jej klasę. Jeśli WAB nie wyda jej kolejnej powieści, to ja zrobię to w ciemno.

Kto jeszcze?

Maciej Maciejewski „W piekle lepiej być nikim”. Kompletnie niezauważona rzecz na rynku. Czarny kryminał połączony z powieścią policyjną. Bohaterka jest policjantką. Mija sto stron i nic nie wiadomo. A dzieje się sporo. Żal mi autora, bo potrafi pisać.

Można napisać dobrą książkę i nic z tego nie będzie, a można odstawić chałturę i będzie sukces. To przykre.

Ale prawdziwe. Na tym polega rynek i otumanianie odbiorców. Kiedyś robiono kryminał z jednym, dwoma wątkami wiążącymi się ze sobą. Akcja szła maksymalnie dwutorowo. Dziś połowę zapisanych stron można wyrzucić z korzyścią dla książki.

Poza tym, że piszą za dużo, co jeszcze można wrzucić do katalogu grzechów głównych autorów kryminałów?

Postacie bywają papierowe. Zrezygnowany bohater był już u Raymonda Chandlera. Broni się jeszcze u Henninga Mankella. Jednak powtarzanie go dziś oznacza, że autor nie ma pomysłu na postać. Dziś najlepszym bohaterem byłby policjant, który jest supermężem w domu, supermanem w pracy i nie pije...

Nuda. Kto by to czytał?

A po co nam w powieści degeneraci? Mamy ich pełno na ulicy. Niektórzy autorzy za bardzo silą się na oryginalność, łącząc klasyczny kryminał z fantasy. Dorzuciłbym jeszcze dziwny przymus, że akcja musi dziać się w konkretnym mieście.

No co Pan? Nie chciałby Pan czytać kryminału, który toczyłby się na ulicach Torunia? Czytać jak bohater idzie ul. Szeroką, skręca w Podmurną... Jak Leopold Tyrmand wydał „Złego”, to można było chodzić z jego książką po Warszawie jak z przewodnikiem.

Nie każdy jest Tyrmandem. Osoba czytająca, która pochodzi z innego miasta, już tej topografii nie będzie znać. Ja uważam to za zbędne.

Wydaje Pan kryminały, śledzi wszystkie wydawnicze nowości.... Dlaczego nigdy sam nie sięgnął Pan po pióro? Oczywiście, pod jakimś skandynawskim pseudonimem.

Na pewno. Gdzieś to w głowie się plącze, ale przecież nie będę sobie robił konkurencji. Szczerze, to nie mam czasu. Wolę czytać. Może kiedyś? Chandler też późno zaczął.

Teczka Osobowa

Założyciel Klubu Dobrego Kryminału i wydawca

  • Paweł Marszałek urodził się w Kutnie.
  • Do Torunia przyjechał w 1984 roku studiować filologię polską na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika i został już na stałe.
  • Jest absolwentem Państwowego Studium Kulturalno-Oświatowego w Kaliszu - specjalizacja teatralna.
  • W latach 1988-1990 pracował w toruńskim Domu Muz, gdzie założył Klub Dobrego Kryminału oraz organizował projekcje filmów, powstałych na podstawie powieści.
  • Od 1990 roku wspólnie z żoną prowadzi Wydawnictwo C&T, które specjalizuje się w powieściach kryminalnych. Do tej pory wydał już 563 książki.
  • Dla przyjemności czyta od pięciu do dziesięciu powieści miesięcznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!