By zrozumieć stan, w jakim znaleźli się nauczyciele Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, wystarczy spotkać się z dyrektorem tej placówki, obstawionym najbardziej zaufanymi ludźmi i magnetofonem. Nie uzyska się wyczerpującej odpowiedzi na żadne pytanie. Ale można poczuć ten klimat...
<!** Image 2 align=right alt="Image 120974" sub="Dyrektor Jan Piechocki w swoim gabinecie. Jeszcze z komputerem zbierającym obrazy z monitoringu, który - zdaniem nauczycieli - służył mu do inwigilowania ich. Po naszym poprzednim tekście na ten temat komputer ten przeniesiono. / Fot. Strona internetowa SOSW">- I jak pranie mózgu? - pytanie pada już w drzwiach mieszkania jednej z nauczycielek, u której umówiliśmy się z liczną reprezentacją grona pedagogicznego. - Przyzwoitki - Bęben i Mądry - były? Nagrywał? Cedził słowa? Mówił wolno? Bardzo starannie, ale absolutnie nie na temat? Prowokował powtarzając coś w kółko, by zarejestrować objawy pana zdenerwowania? No, to witamy klubie!
Nie ma oddania, jest kara
Ważna w skali województwa kujawsko-pomorskiego placówka oświatowa, Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy im. Janusza Korczaka w Toruniu, przeżywa poważny kryzys. Specjaliści od oligofrenopedagogiki, kochający dzieci szczególnie pokrzywdzone przez los, z przerażeniem obserwują poczynania dyrekcji. Twierdzą, że są poddawani mobbingowi, nękani psychicznie, straszeni, namawiani do donoszenia na siebie.
<!** reklama>- Jakiekolwiek objawy braku pełnego oddania i uwielbienia dla dyrektora karane są błyskawicznie - tłumaczy jedna z kobiet. - Jak nie przeniesieniem na inne stanowisko albo odebraniem dodatku motywacyjnego, to tak - proszę czytać.
„(...) udzielam Panu(i) kary upomnienia za naruszenie obowiązków pracowniczych polegające na nieprzestrzeganiu ustalonej organizacji i porządku w procesie pracy. Naruszenie to polega na obraźliwym i lekceważącym stosunku do przełożonego, a także na nieprzestrzeganiu w zakładzie zasady współżycia społecznego. Jednocześnie wyjaśniam, iż konkretnym przejawem powyższego zarzutu jest prowadzenie na terenie szkoły i poza nią działań zmierzających do naruszenia godności i dobrego imienia dyrektora szkoły, a tym samym działanie na niekorzyść całej placówki, w okresie od 18.05.2009 (wpisane krzywo długopisem) do dnia dzisiejszego”.
Wszystkie ukarane osoby - jeden mężczyzna i trzy kobiety - zgodnie zapewniają, że podczas wręczania dokumentu tej treści nie dowiedziały się, jakie zarzuty kieruje pod ich adresem dyrektor.
- Bezskutecznie dopytywałam się o konkrety. A dyrektor, tak jak zwykle, tylko zimno się uśmiechał - relacjonuje Ilona Waloch, druga w kolejce nauczycieli wezwanych po odbiór tego dokumentu. - A przecież świętą zasadą udzielania upomnień na piśmie jest poprzedzenie ich upomnieniem ustnym. Trzeba też dać zainteresowanemu szansę na odniesienie się do konkretnego zarzutu. Do czego ja tu miałam się odnosić?
Spytałem o to dyrektora. Ceremonię „udzielania wywiadu” poprzedza śmiertelnie poważnie wypowiadanym wstępem: „rozmowa prowadzona w obecności dyrektor Joanny Bęben, pana kierownika do spraw szkolenia praktycznego Ryszarda Mądrego i dyrektora ośrodka Jana Piechockiego, w budynku Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, przy ulicy Żwirki i Wigury 15/21, w dniu 25 maja 2009 roku, godzina...?”
- Piętnasta trzydzieści pięć - podpowiada usłużnie zastępczyni.
Dyrektor zapewnia, że „służy odpowiedzią” na każde pytanie.
- Co złego zrobili pracownicy, że wręczono im upomnienia?
- Złamali regulamin pracy.
- A na czym konkretnie to polegało?
- Na braku lojalności, na łamaniu zasad współżycia społecznego - zaczyna, jakby czytał upomnienie. Wreszcie dodaje trochę „mięsa” do tej papki. - Na mobbingowaniu pracowników, zmuszaniu do podpisywania się na jakimś liście.
Zdaniem Jana Piechockiego, przeciwna mu, oczywiście nieliczna, grupa „mobbinguje” resztę nauczycieli, którzy nie chcą się podpisać pod owym listem, w ten sposób, że „nie podaje im ręki, nie wpuszcza do swoich klas”, stosuje wręcz, co podkreśla z oburzeniem: „formy ostracyzmu”.
Co się stało 18 maja?
Ale skąd wiadomo, że owe „formy ostracyzmu” stosowane są przez niepokornych nauczycieli od 18 maja? Co się takiego stało tego dnia?
Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. W końcu Ryszard Mądry zdradza, że datę tę „ustalono” z pierwszą z wezwanych osób.
Agnieszka Wyrwas-Grzybowska była pierwszą wezwaną. - Dyrektor pytał mnie: - To co, osiemnasty wpiszemy? Wpisujemy, tak? No? Tak? Osiemnasty? Coś w tym stylu powtarzał. To było zupełnie niezrozumiałe, naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi.
Wręczając upomnienie Krzysztofowi Kucharskiemu dyrektor dodał pisemko, w którym informuje związek zawodowy „Solidarność-Oświata” o zamiarze rozwiązania z nim, członkiem właśnie tego związku, umowy o pracę. Czyli, zamiast skorzystać z usług Poczty Polskiej, potraktował go jak gońca.
„Powodem rozwiązania umowy o pracę są zmiany programowe wynikające w karcie nauczyciela, przyjęte przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej” - wypowiada z powagą w głosie dyrektor. Tu cytuje własne pismo skierowane do związku, które od kilku dni budzi szczery śmiech u wielu osób związanych z oświatą. Z powodu zwiększenia pensum z 18 do 19 godzin, przy czym ta dodana godzina ma być wykorzystywana na zajęcia dodatkowe w soboty albo wycieczki - tak szkolą na kursach, na których i Jan Piechocki bywa, pracę stracić musi Krzysztof Kucharski zatrudniony w świetlicy ośrodka, który trzy dni wcześniej dostał przydział godzin na nowy rok szkolny.
- I co? Jak się czujemy w krainie absurdu? My to mamy na co dzień - komentują nauczyciele.
A dlaczego pismo zawiadamiające związek o zamiarze zwolnienia jego członka dostał do ręki najbardziej zainteresowany?
- Szukamy oszczędności, są czasy kryzysu - „służy odpowiedzią” dyrektor.
Lista rażących błędów dyrektora
Tadeusz Kierel, naczelnik Wydziału Oświaty Urzędu Marszałkowskiego, gdy tylko dowiedział się o kolejnym już wyczynie dyrektora (wcześniej były zwolnienia z pracy bez konsultacji ze związkami zawodowymi), ruszył pędem do szkoły wstrzymać ten proces. Jest przekonany, że upomnień przygotowanych było sześć. Czyli dwie osoby uratował. Jan Piechocki zapewnia, że papiery były cztery i wszystkie wręczył. A nauczyciele doliczyli się siedmiu osób, które wezwano ewidentnie w tym celu.
- Wiedziałam, co mnie czeka, miałam jednak dyżur, więc nie mogłam tego czegoś odebrać. Wreszcie weszłam do gabinetu, gdy był tam już pan Tadeusz Kierel. Gdy się oczekuje kilka godzin na wyrok, człowiek pęka - wspomina jedna z nauczycielek. - Przecież i tak, zawsze ma pan rację! - nie wytrzymałam. A pan dyrektor, patrząc mi prosto w oczy, powiedział, że... chciał ze mną o teatrze porozmawiać.
Nauczyciele SOSW podejrzewają, że wpisana do upomnienia data 18 maja ma być, zdaniem dyrektora, początkiem zbierania podpisów pod listem do marszałka województwa, w którym wymieniają nie tylko przykłady szykan, jakim są poddawani, ale także rażące błędy popełniane w zarządzaniu placówką - a są tam przykłady zaniechań merytorycznych decyzji, kardynalnych wręcz błędów działającego od pół roku młodego dyrektora, nieznajomości prawa oświatowego i przepisów dotyczących związków zawodowych, prób fałszowania protokołów posiedzeń rady pedagogicznej oraz wiele innych ciekawostek. Z kompletem załączników szykuje się poważna lektura. Podpisów pod listem zebrano 38.
Nie godzę się na kłamstwa
- To sukces patrząc na poziom zastraszenia, jaki panuje w placówce - komentują. - Tylko w organie prowadzącym szkołę upatrujemy szansy na normalne funkcjonowanie. Pomóżcie nam!
A organ?
- Największe wrażenie robi na mnie postawa wicedyrektorki, czyli osoby wybranej przez dyrektora, która wystąpiła przeciwko niemu - mówi Czesław Ficner, dyrektor Departamentu Edukacji, Sportu i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego. - Nigdy wcześniej nie słyszałem o takim przypadku.
Wicedyrektor Grażyna Kamińska nie tylko mówi, ale i napisała w swym oświadczeniu: „Nie godzę się na kłamstwa, którymi dyrektor karmi nauczycieli, nie godzę się na stosowanie metod typu inwigilacja, mobbing, nie godzę się na zastraszanie i grożenie. Pragnę rozwoju ośrodka w duchu wiary, lojalności, miłości i dobra dla naszych wspaniałych wychowanków!!!”
Święte słowa, tylko czy poza Panem Bogiem ktoś ich wysłucha?
<!** Image 3 align=right alt="Image 120974" >Opinia: Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego:
Chodzi o to, by dyrektor rozumiał swoją rolę...
- O problemach związanych z tą placówką słyszę od dawna. Oczywiście, chcę doprowadzić do jakiegoś rozwiązania. Szkoła ta odgrywa szczególną, ważną rolę, wiążemy z nią nadzieje, chcemy ją rozbudowywać. Ale o tym trzeba z kimś rozmawiać. Postanowiłem spotkać się z nauczycielami w najbliższym czasie, chcę być w tej szkole i poznać całą radę pedagogiczną. Chcę zastanowić się, jak temu środowisku pomóc. Jeśli tam rzeczywiście ktoś przeszkadza, czy to dyrektor czy ktoś inny, to trzeba będzie podjąć decyzję... Najważniejsi są uczniowie, ich nie można wymienić. Moi pracownicy dostali polecenie, by ponownie, szczegółowo zapoznać się z tematem. Od dyrektorów, których powołuję, oczekuję, by realizowali cele i zadania. Nie mam czasu wyręczać ich w obowiązkach. Słyszałem, że mówi się o żółtej kartce, jaką już w kwietniu miałem dać dyrektorowi Piechockiemu. Nie wiem, czy ta kartka jest żółta czy zielona, chodziło o to, by dyrektor rozumiał swoją rolę. Powołanie dyrektora to skomplikowana procedura. Jednak nie po to go powoływaliśmy, by teraz straszyć odwołaniem. Liczę na rozsądne rozwiązanie tej sprawy.