- Zostaliśmy odcięci od wody. A to jest przecież dwudziesty pierwszy wiek. Nie mamy nawet jak spłukać toalety - mówi jedna z lokatorek mieszkania przy ulicy Jasnej w Bydgoszczy.
Opowiada, że sąsiadka, która wychowuje ośmioro dzieci, ma poważny problem.
- To po prostu nieludzkie, jak tak można? - dopytuje kobieta.
"Dzwoniłam do sanepidu"
W kamienicy mieszka kilka rodzin. Najemcy nie ukrywają, że krok, jaki wobec nich zrobił właściciel nieruchomości, to próba wyegzekwowania zaległości czynszowych.
- Wszystko rozumiem, sama mam długi na mieszkaniu. Wcześniej, kiedy moje dzieci były młodsze, dostawałam dodatki i jakoś to szło. Potem, wiadomo, z pracą było ciężko i stąd te zaległości. Wiem, że mam dług, ale dzwoniłam do sanepidu i powiedzieli, że właściciel nie miał prawa zakręcić nam wody bez zgody miejskich wodociągów.
Mieszkańcy tłumaczą, że niedawno w budynku zakończono przebudowę instalacji wodociągowej:
- Teraz zawory i liczniki wody nie są w naszych mieszkaniach, ale w jednym pomieszczeniu pod kluczem i właściciel może każdego odciąć od wody, jeśli zechce - wyjaśniają lokatorzy.
Na ten ruch kamienicznik zdecydował się - jak wynika z relacji najemców - w ostatni piątek, 7 marca.
W tej kwestii prawo reguluje ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków z 7 czerwca 2001 roku. A dokładniej jej artykuł 8., który stanowi, między innymi, że przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne może odciąć dostawę wody lub zamknąć przyłącze kanalizacyjne, jeżeli przyłącze wodociągowe lub przyłącze kanalizacyjne wykonano niezgodnie z przepisami prawa.
Inna przesłanka wynika z sytuacji, w której odbiorca zapłacił za pełne dwa okresy obrachunkowe, albo m.in. kiedy jakość wprowadzanych ścieków nie spełnia wymogów określonych w przepisach. Kolejny przypadek dotyczy stwierdzenia nielegalnego poboru wody.
- Zapewniłem mieszkańcom dostęp do wody, oczywiście na mój koszt - mówi z kolei właściciel nieruchomości. - Doskonale wiem, że nie mógłbym ich tego pozbawić i nigdy bym się nie odważył, bo to niezgodne z prawem.
Dodaje, że zostawił otwarte, ogólnodostępne ujęcie wody na podwórzu. - Każdy może iść po wodę, przynieść w wiadrze, czy baniaku do mieszkania. Wiem, że to utrudnione, wiem, że uciążliwe, ale nie miałem wyjścia - przyznaje mężczyzna.
Długi idą w dziesiątki tysięcy
Właściciel mówi, że od lat nie jest w stanie wyegzekwować płatności od najemców. A łącznie wszystkie zaległości wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Prosiłem, negocjowałem, wychodziłem z propozycją rozłożenia zadłużeń na raty. Efekt żaden. Mówiłem: Płaćcie chociaż bieżące opłaty, a jak wyjdziecie na prostą, to i zadłużenie stopniowo da się uregulować - opowiada kamienicznik. - Problem jest z trzema rodzinami. Pozostali mieszkańcy wywiązują się z opłat. Jeśli jednak ktoś uporczywie odmawia płacenia... Miałem raz przypadek, że najemcy się wprowadzili, zapłacili jeden raz czynsz i mieszkali siedem lat. Próbowałem legalnie dociekać swoich praw, sprawa trafiła do sądu. Poniosłem ogromne koszty, nie dostałem ani grosza z tych zaległych, nieuregulowanych płatności.
Wylicza, że miesięcznie trzy rodziny zużywają 20-30 metrów sześciennych wody.
- To jest około tysiąc złotych, do tego trzeba doliczyć choćby trzy razy po 27 zł za wywóz śmieci, za prąd. Te koszty ja ponoszę. Co mam teraz zrobić? Jakie inne wyjście? - rozkłada ręce.
