https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wina dla Gruzina!

Mariusz Załuski
No i proszę, serca nam się radują, bo Szarik znowu pogoni faszystę. A Janek i Gustlik ruszą do boju, choć już pewnie w mniej gorącym sojuszu z Armią Czerwoną. Ba, może nawet wyjdzie na to, że już wtedy knuli przeciwko Wielkiemu Bratu? Łukasz Karwowski, reżyser, któremu kibicujemy gorąco, bo to człowiek stąd, ma zafundować nam ciąg dalszy przygód czterech pancernych. A przy okazji zmierzy się z zadaniem ponad siły naszych twórców - polskim filmem popularnym, po którym nie musielibyśmy wyć ze wstydu.

No i proszę, serca nam się radują, bo Szarik znowu pogoni faszystę. A Janek i Gustlik ruszą do boju, choć już pewnie w mniej gorącym sojuszu z Armią Czerwoną. Ba, może nawet wyjdzie na to, że już wtedy knuli przeciwko Wielkiemu Bratu? Łukasz Karwowski, reżyser, któremu kibicujemy gorąco, bo to człowiek stąd, ma zafundować nam ciąg dalszy przygód czterech pancernych. A przy okazji zmierzy się z zadaniem ponad siły naszych twórców - polskim filmem popularnym, po którym nie musielibyśmy wyć ze wstydu.

Klimat nowych „Czterech pancernych” przypominać ma, jak zrozumiałem, pamiętne „Złoto pustyni” z Clooneyem. I bardzo dobrze. Tylko nie wiem, czy w ogóle to nawiązywanie do dzieła życia literata Przymanowskiego jest do czegokolwiek potrzebne, bo tak naprawdę może bardziej zaszkodzić niż pomóc.<!** reklama>

W każdym razie będzie ciekawie, szczególnie jeśli chodzi o obsadę. Grigorij na szczęście był Gruzinem, a nie Białorusinem, więc jest politycznie poprawny. Bo wiadomo, dziś każdy Polak z bratankiem Gruzinem chętnie wychyliłby flaszkę, zwłaszcza tamtejszego wina. No ale Gustlik? Ruch Autonomii Śląska na pewno zabierze głos w sprawie obsady. Ale mnie i tak najbardziej interesuje, kto zostanie Czereśniakiem.

Cokolwiek by jednak gadać, wyzwanie to duże, bo z kinem pop na poziomie ekstraligowym mieliśmy zawsze problem. Ostatnio próbowałem kupić znajomym z Holandii dobry polski film komercyjny, żeby przestali kojarzyć nas tylko z martyrologią, Holocaustem i dramatem komuny. I co? I nic nie znalazłem. W końcu kupiłem dzieła zebrane Wojtka Smarzowskiego, ryzykując, że „Dom zły” wpędzi Holendrów w jeszcze większą depresję. Na marginesie odkryłem, że „boksy” naszych eksportowych twórców, Kieślowskiego i Wajdy, sprzedawane są bez angielskich napisów, za co jakiś miś od promocji polskiego kina powinien zdrowo oberwać. No chyba że najbardziej chcemy promować polski film w Polsce.

Wracając jednak do naszego popkina... Polska komedia? Nie odważyłbym się niczego zaproponować, choć sporo ich ostatnio pomykało po ekranach. Kryminał? Jeszcze gorzej. Nawet „Uwikłanie”, na które liczyłem, mankamentów ma wiele. Z filmów, o których produkcji się opowiada, najwięcej uwagi przyciąga „Sęp” z Małaszyńskim i Żebrowskim. Najpierw wyczytałem, że ma to być polska „Infiltracja”. Zabrzmiało nieźle, bo „Infiltracja” to właśnie kino idealne. No ale potem zaczęły się wynurzenia twórców, jakie to nie będą efekty specjalne, popisy kaskaderskie, walki i pościgi. Tyle że w „Infiltracji” nie to było najważniejsze. W szwedzkim serialu „Wallander”, o niebo lepszym od tego lansowanego angielskiego „Wallandera” Kennetha Branagha, efektów nie ma w ogóle, a trudno oderwać oczy od ekranu... Już więc się „Sępa” boję. Zrobimy prawie thriller, prawie jak z Hollywood. I prawie się uda.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski