Andrzej W. nie uwiedzie już żadnej nastolatki. Nie zagrozi nikomu śmiercią i gwałtem. Niczego nie ukradnie i nikogo nie pobije. Jego rodzinna wieś oddycha z ulgą, a ludzie zaczynają zbierać podpisy pod petycją w obronie podejrzanych o zabójstwo recydywisty.
<!** Image 2 align=right alt="Image 88879" sub="/Fot. Piotr Schutta">Janowo koło Dąbrowy Chełmińskiej. To tutaj w nocy z 18 na 19 czerwca pięciu mężczyzn z okolicznych wiosek na polanie w sadzie owocowym na peryferiach wsi zakończyło nieciekawy żywot znanego w okolicy złodzieja, uwodziciela nastolatek i socjopaty.
Tu nikt go nie żałuje
Przyznali się do winy od razu, choć twierdzą, że zabić nie chcieli. Mieli go tylko nastraszyć (pałką, rurką i tasakiem), ale akcja wymknęła się spod kontroli. W areszcie czekają na śledztwo i proces. Są podobno skruszeni. Prokuraturę i sąd czeka natomiast trudna sprawa. Prócz udowodnienia winy sprawcom, trzeba będzie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, kim był w Janowie 46-letni Andrzej W. i jak bardzo zastraszył wieś. Choć śledczy już teraz twierdzą, że nazywanie tej zbrodni samosądem jest nieporozumieniem (każdy z napastników miał własne zatargi z Andrzejem W.), we wsi zaczyna pojawiać się coraz więcej informacji świadczących o tym, że zamordowany był postrachem Janowa i sąsiednich miejscowości.
<!** reklama>- Groził, że mnie zgwałci - wyznaje młoda kobieta z Janowa. - Tu nikt go nie żałuje. Ludzie się go bali. Schodzili mu z drogi, bo takich jak on się nie tyka. Robił słodkie miny, a za chwilę groził.
<!** Image 3 align=right alt="Image 88879" sub="Bożena D., mama uwiedzionej nastolatki, przyznaje, że nie miała wpływu na córkę /Fot. Piotr Schutta">- Gnój jeden. Pół wsi chciał powybijać. Miał pistolet straszak i chwalił się, że przerobił go na ostrą amunicję - mówi starszy mężczyzna, były sąsiad Andrzeja W.
- Mojej córce też groził. Wiedzieliśmy, że ma broń, bo wychodził przed dom i strzelał w powietrze. Jak dzwoniliśmy na policję, to przyjeżdżali, rozmawiali z nim i był spokój. Ale po córkę i tak trzeba było wieczorami wychodzić, jak skądś wracała, bo bała się przechodzić koło jego domu - opowiada jedna z sąsiadek mężczyzny.
Podobnych opowieści można usłyszeć w Janowie wiele. Nie tylko zresztą tu. W pobliskiej wsi Mozgowina Andrzej W. poderżnął gardło krowie, którą jego wujek ksiądz sprzedał pewnej kobiecie. Wcześniej napadł na wujka używając straszaka. Była to część walki o spadek po ojcu, który po śmierci zostawił dwa gospodarstwa, jedno w Janowie, drugie w Mozgowinie.
- Byliśmy z mężem świadkami napaści na księdza - wspomina Anna G. z Mozgowiny. - Długo czekaliśmy na przyjazd policji. Nie mogliśmy wejść na teren gospodarstwa księdza, bo W. groził, że „poczęstuje nas kulką”. Miał broń. Policja go nie zatrzymała. Uciekł ciągnikiem. Dopiero na drugi dzień go wezwali. Nie miał sprawy w sądzie, bo wujek się wycofał.
<!** Image 4 align=right alt="Image 88879" sub="Tragedię, która wydarzyła się w Janowie najbardziej przeżywają rodziny osób podejrzanych
o zabójstwo (na zdjęciu ojciec Andrzeja i Remigiusza N. oraz matka Przemysława S.) /Fot. Piotr Schutta">Andrzej W. nie bał się nikogo (pół życia spędził w więzieniu). Groził nawet Krystynie Kalinowskiej, sekretarz gminy Dąbrowa Chełmińska, bo nie chciała mu wydać jakiegoś zaświadczenia.
- Powiedział, że wypier... mnie przez okno i nic mu nie zrobią, bo ma żółte papiery - kobieta długo nie mogła dojść do siebie. Policji nie zawiadomiła, mimo że po zdarzeniu dowiedziała się, że W. to niebezpieczny kryminalista.
- Żal tych chłopaków, którzy za niego siedzą - mówi Anna G. z Mozgowiny.
Najmłodszy z podejrzanych o zabójstwo - Przemek S. - ma 17 lat. Byli z nim Andrzej i Remek N. (bracia - 20 i 19 lat), ich kuzyn Sylwek K. (20 lat) oraz wujek Piotr D. (37 lat). Z czwórką z nich spokrewniona jest 15-letnia Kamila K. (Sylwek to jej brat). Dziewczyna widziała napaść na recydywistę. W czasie, gdy jej krewni szykowali się na Andrzeja W. leżała z nim na kocu w zaroślach. Jej rola w całej tej sprawie to osobna historia.
Od dwóch lat kryminalista utrzymywał z nastolatką pedofilską znajomość. Wiedziała o tym jej rodzina, wiedzieli wszyscy we wsi. Ona pisała do niego miłosne SMS-y, on do niej czułe grypsy z więzienia. Zabierał ją w Polskę, kupował drobne prezenty. Dziewczynka spędzała u niego noce, mimo że w tym samym czasie mężczyzna mieszkał z jej 25-letnią ciotką Zofią D. (miał również żonę i trójkę nastoletnich dzieci na południu Polski).
Relacja Andrzeja W. z piętnastolatką budziła we wsi zgorszenie, a w rodzinie sprzeciw. Kiedy jednak w 2006 roku postawiono recydywistę przed sądem za czyny seksualne z nieletnią, Andrzeja W. broniła cała rodzina Kamili. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Sama dziewczynka (miała wtedy 13 lat) też nie czuła się pokrzywdzona. Mężczyznę skazano na 10 miesięcy więzienia tylko dzięki zeznaniom pielęgniarek, które przyłapały W. na czynach lubieżnych wobec nastolatki (leżał wówczas w bydgoskim szpitalu po ciężkim pobiciu).
On to kat, my - ofiary
- Kręcił filmy porno i szantażował tym dziewczyny. A Kamilę omotał. Jak tupnął, to zaraz do niego leciała. Straszył ją, wydzwaniał. Biedna dziewczyna - uważa Gabriela S., matka 17-letniego Przemka, który czeka w areszcie na proces. Mąż kobiety także przebywa w więzieniu i również z powodu Andrzeja W. Dwa lata temu uderzył go siekierą. Dostał 10 lat za usiłowanie zabójstwa.
- Mąż się zdenerwował, bo W. pobił Piotra D. (tego samego, który teraz podejrzany jest o zabójstwo recydywisty - red.). Skakał po nim i połamał mu żebra. Mąż ze Sławkiem B. wsiedli na komarka i pojechali się rozmówić z W. Mieli wypite - Gabriela S. przyznaje zarazem, że pobity D. nie zawiadomił policji. - Bał się, że ten bandyta mu ranczo puści z dymem. Wszyscy tu byliśmy zastraszeni. Andrzej W. to kat. My - ofiary.
Tłumaczył się ze schadzek
Mieszkaniec Mozgowiny: - Wielu ludziom się odgrażał, że ich spali. Mnie też. Bo się dowiedział, że wujek chce mi przekazać swoją część spadku jako darowiznę. Zrezygnowałem. W końcu darowiznę dostał mój znajomy, policjant z Bydgoszczy, ale szybko wszedł z W. w komitywę.
Andrzej N. jest załamany. Patrzył jak jego dwóch synów policja wyprowadza i pakuje do radiowozu. Nic nie rozumiał. Później pozwolono mu dostarczyć chłopakom trochę odzieży. Ale z nimi nie rozmawiał.
- Dzieciaki uwolnili wieś od zbója. Kogoś w końcu by zarypał - mężczyzna nie ma wątpliwości.
Dla bydgoskiej prokuratury motyw samosądu nie brzmi przekonująco.
- Przeanalizowaliśmy pracę miejscowej policji, sprawdziliśmy postępowania, w których pojawiał się Andrzej W. Trudno o nim powiedzieć, że terroryzował wieś. W 15 sprawach z ostatniego okresu, aż 10 razy występuje on jako ofiara. Skazany został tylko za dwa przestępstwa. Trzy sprawy umorzono - mówi Dariusz Bebyn z Prokuratury Bydgoszcz-Południe i zaznacza, że wcześniej zamordowany utrzymywał dobre kontakty ze sprawcami.
Wkrótce do prokuratury dotrze raport Wydziału Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Nieoficjalnie wiadomo, że wewnętrzna inspekcja policji nie stwierdziła uchybień w pracy funkcjonariuszy z Dąbrowy Chełmińskiej.
Wiadomo jednak, że 18 czerwca (dzień przed zabójstwem) Andrzej W. stawił się dobrowolnie w komisariacie, by wytłumaczyć się ze schadzek z nieletnią Kamilą (miał 2-letni sądowy zakaz kontaktów z dziewczyną, ale gdy 6 czerwca opuścił areszt znowu widywano go we wsi z nastolatką). Wszystkiemu zaprzeczył. Policjanci go wypuścili i jeszcze oddali mu zarekwirowany wcześniej pistolet straszak.
Policja ma pretensje
Janowo jak Włodowo?
- Zabójstwo w Janowie porównywane jest do głośnego samosądu sprzed 3 lat, do którego doszło we Włodowie k. Olsztyna. Udowodniono tam ewidentne zaniedbania ze strony policji. Sprawcy zabójstwa dostali wyroki w zawieszeniu.
- Czy we wsi pod Dąbrową Chełmińską było podobnie? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć bydgoski sąd. Z obrazu, który wyłania się dzisiaj widać jedno: zabity Andrzej W. był zakałą wsi. Straszył ludzi, wyzywał ich, wymachiwał straszakiem. Miejscowi policjanci wielokrotnie reagowali na zgłoszenia mieszkańców wsi. Niewiele jednak z tych interwencji wynikało. Andrzej W. dalej robił swoje. Policjanci mają dziś pretensje do ludzi, że wycofywali swoje zeznania. Ale może warto zapytać dlaczego?