MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż w ogonku po kartę do Unii

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Wspomnieniem pruskiego boomu gospodarczego sprzed I wojny światowej jest zapewne w Bydgoszczy secesyjna kamienica pod adresem Słowackiego 3. Ten piękny zabytek został niedawno elegancko odmalowany na kojarzący się optymizmem różowy kolor, co z kolei przypisuję aktywności jej dzisiejszego gospodarza.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Wspomnieniem pruskiego boomu gospodarczego sprzed I wojny światowej jest zapewne w Bydgoszczy secesyjna kamienica pod adresem Słowackiego 3. Ten piękny zabytek został niedawno elegancko odmalowany na kojarzący się optymizmem różowy kolor, co z kolei przypisuję aktywności jej dzisiejszego gospodarza. Jest nim instytucja przeżywająca nieustanny boom we współczesnej Polsce - Narodowy Fundusz Zdrowia. I jak remontu doczekała się głównie elewacja kamienicy, tak optymizm opuszcza petenta bydgoskiego NFZ, gdy tylko przekracza wysokie progi oddziału.<!** reklama>

Niebezpiecznie ocierająca się o głupotę naiwność podpowiedziała mi, by odwiedzić to miejsce w ubiegły wtorek, wykupując wcześniej bilet parkingowy na pół godziny. Na stronie internetowej wyczytałem bowiem, że wystawienie Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego, po którą wybrałem się do oddziału, „trwa parę minut i zazwyczaj można to załatwić od ręki”. Wszystko to święta prawda, jak się niebawem miałem przekonać. Autor tego optymistycznego poradnika zapomniał tylko dodać, że w wakacje, by dostąpić kilkuminutowej rozkoszy asystentury przy powstawaniu własnej karty, spędzić trzeba dłuższy czas na stojąco w kilkudziesięcioosobowej kolejce, zakręconej wzdłuż ścian niezbyt obszernego pomieszczenia.

Z początku trudno mi było oszacować, ile czasu zmarnuję w chaotycznym ogonku. Pomieszali się w nim bowiem chorzy, starający się - jak wyczytałem z informacji przy części stanowisk - o zaopatrzenie medyczne, ze zdrowymi, którzy wkrótce będą się byczyć na zagranicznych wakacjach albo tyrać na saksach. Po kilkunastu minutach w urzędniczym królestwie zapanował większy porządek. Większy na tyle, że zorientowałem się, iż na osiem stanowisk obsługi petenta działa pięć, czyli jak na wakacje - nieźle. Gorzej, że tylko dwa przyjmowały zdecydowaną większość zdrowych ogonkowiczów, sterczących po kartę, podczas gdy obsada trzech biurek wyczekiwała na nielicznych amatorów inwalidzkiego wózka, kuli, protezy, sztucznej szczęki, klapki na oko czy czegoś w tym guście. Spośród tych trzech szczęśliwych urzędników równocześnie zajęcie miało w porywach dwóch, a najczęściej jeden lub żaden z nich.

Miałem sporo czasu na analizę funduszowej organizacji pracy, z dwiema przerwami na sprinty na ulicę, by wykupić kolejne bilety parkingowe. Modne ostatnio pojęcie elastyczności w pracy (ang. flexicurity) na łączce NFZ nie znajduje zastosowania. Nie było mowy, by nudzący się urzędnik ze stanowiska od protez odciążył pracującą na cztery ręce koleżankę od kart ubezpieczenia. Żadnej inicjatywy w celu skrócenia męki oczekujących nie wykazywała też dama z mysimi ogonkami, zakotwiczona w punkcie dowodzenia ekonoma, w kącie sali. A oto próbki nawiązania sprzężenia zwrotnego z kolejką, podejmowane przez jedną z urzędniczek: „Panowie, nie dyskutujcie tak głośno, bo to przeszkadza w pracy!”, „Halo, proszę pani! Nie widzi pani kartki, że tu nie wolno rozmawiać przez komórkę?”. Niby racja. Jak się jednak utknie w urzędzie na półtorej godziny (tyle ostatecznie zajęło mi załatwienie EKUZ na Słowackiego 3), to często trzeba pośpiesznie przesuwać inne umówione terminy. Nie wspominając już o tym, że w zaduchu i przy bolących od stania łydkach nerwy łatwo puszczają. „Jak za komuny” - taki komentarz usłyszałem z kolejki wielokrotnie. Gdyby choć film na ścianie wyświetlili. Na przykład „Artystę” - to film niemy, urzędnikom by nie przeszkadzał.

W nocy z poniedziałku na wtorek nadciągnęła nad Bydgoszcz burza, jakiej jeszcze nie widziałem. Przez dobre dwadzieścia minut błyskawica goniła błyskawicę, zaś grzmoty zlały się w jeden głuchy łoskot. Rano w radiu usłyszałem, że burza rozciągała się na dwustu kilometrach i była największą w Europie. Nie na tyle wszak dużą, by ratuszowy Wydział Zarządzania Kryzysowego uznał za konieczne uprzedzić o niej bydgoszczan za pomocą uruchomionego ostatnio z propagandowym zadęciem systemu SMS-owego ostrzegania przed zagrożeniami. „Powiadomienie pojawi się od drugiego stopnia w trzystopniowej skali” - wyjaśnił naszej reporterce kompetentny urzędnik. Skoro największa burza w Europie to w Bydgoszczy zaledwie początek skali, co jest jej drugim i trzecim stopniem? Atak Marsjan i koniec świata?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!