Rozmowa ze Sławomirem Gackowskim, czterdziestoletnim mężczyzną od 20 lat chorującym na stwardnienie rozsiane, bezskutecznie szukającym jakiegoś zajęcia.<!** Image 2 align=none alt="Image 208767" sub="Sławomir Gackowski nie ustaje w poszukiwaniu jakiegoś stałego zajęcia, które pozwoli mu dorobić do skromnej renty i da poczucie, że jest potrzebny / fot. Marek Wojciekiewicz">
Kiedy rozmawialiśmy cztery lata temu szukał Pan jakiejkolwiek pracy, czy coś się w tej sprawie zmieniło?
Niestety, niewiele. Wciąż tkwię w tym samym punkcie, chociaż jest coś, co nie pozwala mi popaść w rezygnację. Tym czymś, są dwa epizody związane z zatrudnieniem. Pracowałem krótko w punkcie informacyjnym domu kultury i w schronisku dla bezdomnych. Niestety, były to tylko zastępstwa, które szybko minęły. Jednak dzięki tym epizodom przekonałem się na własnej skórze, że daję radę, a pracodawcy mogą być z mojej pracy bardzo zadowoleni.
Istnieje szereg zachęt dla ewentualnych pracodawców, którzy zdecydują się na zatrudnienie osoby niepełnosprawnej, dlaczego Pana zdaniem są one najczęściej nieskuteczne?
Przepisy i uregulowania prawne są może i dobre, jednak brak jest czegoś jeszcze. Odpowiedniego klimatu wokół tego problemu. Kilku z takich ewentualnych pracodawców powiedziało mi wprost, że boją się korzystać z tych możliwości, bo w ten sposób, mogą ściągnąć na siebie jakieś dodatkowe kontrole. Ich zdaniem lepiej się nie wychylać, a taka asekurancka postawa tworzy, niestety, szklaną ścianę, przez którą osoby takie jak ja nie mogą się przebić. W ostatnich latach tyle się mówi o zmianie nastawienia w stosunku do osób niepełnosprawnych. Jednak w mojej ocenie, poza ckliwymi deklaracjami polityków i urzędników, niewiele się zmienia.<!** reklama>
Jaka praca byłaby dla Pana odpowiednia?
Mam średnie wykształcenie, poruszam się na wózku elektrycznym samodzielnie, potrafię obsługiwać komputer, znam się na pracy biurowej. Bardzo ważny jest dla mnie kontakt z ludźmi, o tym, że potrafię z nimi rozmawiać, przekonałem się w schronisku dla bezdomnych, gdzie wielu traktowało mnie jako powiernika swoich największych życiowych sekretów. Nie chcę wysłuchiwać słów współczucia, nie chcę żadnej taryfy ulgowej, ani deklaracji typu: pomyślimy zobaczymy. Chcę pracy!