Kojarzony bywa z diabłem. Chyba tylko szczur wzbudza więcej złych emocji. Wilka boimy się od dziecka - po bajce o Czerwonym Kapturku? Ten wyjący symbol dzikiego życia wraca do naszych lasów.
<!** Image 2 align=right alt="Image 71540" sub="W Stobnicy naukowcy i pasjonaci próbują ludzi oswajać
z wilkami. Szczególnie mile widziane są wycieczki dzieci. Luna, Pati, Demos, Tobos i Wenus wypełniają ważne zadanie edukacyjne i słusznie uchodzą za ambasadorów wilków
w Polsce.">Wataha stoi czujna przy siatce woliery. Zgrzyt zamka. Do środka wchodzi Jacek Więckowski, zwany piastunem, który wilczą rodzinę traktuje jak swoją. Demos, potężnie zbudowany wilk ważący koło 60 kg, wskakuje mu przednimi łapami na ramiona, liże po twarzy. A po chwili... zwinnie odbija się od ziemi i ląduje na rękach człowieka zwinięty w kłębek. Prawdziwa przyjaźń z dzikim zwierzęciem wymaga pary w łapach.
W Stacji Doświadczalnej Katedry Zoologii Akademii Rolniczej Poznań w Stobnicy, położonej w Puszczy Noteckiej, takie sceny to normalka. Pracujący tu naukowcy i pasjonaci starają się oswoić... człowieka z tym dzikim zwierzęciem. - Luna, Pati, Demos, Tobos i Wenus są ambasadorami wilków w Polsce - tłumaczy Jacek. - Mają ważne zadanie edukacyjne, zmienić nastawienie ludzi do ich braci. To co, wchodzicie?
Portrety
Zasada podstawowa - zapiąć się pod szyję, bo wilk dużym i silnym zwierzęciem jest, a gdy robi się wylewny, mógłby zniszczyć odzież pazurami. Zasada druga - nie trzymać niczego w rękach, bo zaraz będzie chciał sprawdzić co to i może wytrącić. I najważniejsze - nastawić się na całowanie, bo wilk szuka kontaktu z twarzą, którą lubi liznąć.
<!** reklama>Wchodzimy do klatki. Wilki podchodzą grupą. Uważne, pogodne, jasnobrązowe oczy. I nagle przeraźliwe warczenie. W ten sposób jeden z mniejszych wilków przypomina o obowiązującej hierarchii. Bo teraz witać się chce Tobos, basior alfa. To on, choć wcale na takiego nie wygląda, rządzi w tej grupie. Nie musi o przywództwo walczyć z Demosem - wilki ustaliły już relacje między sobą w dzieciństwie - ale czasem musi przypominać, kto tu jest najważniejszy. - To ich sprawy. Nie zwracajcie uwagi - uspokaja Jacek. - Demosik to taki kafar poczciwy, chłop do rany przyłóż, a Tobos jest bardziej intelektualny i skomplikowany, no i ma za sobą większość.
<!** Image 3 align=left alt="Image 71540" sub="Fotoreporter naszej gazety, Adam Zakrzewski, spędził w zamkniętej wolierze prawie godzinę. Wataha go w pełni zaakceptowała. Wycieczka zwiedzająca stację była pewna, że nasz kolega jest pracownikiem etatowym Akademii Rolniczej w Poznaniu. Do woliery nie wpuszcza się dzieci, bo silne wilki mogłyby niechcący je poturbować.">Mimo rodzinnej atmosfery trudno nie drgnąć, gdy wilk zabierający się właśnie za lizanie ludzkiego ucha szczerzy kły w kierunku podchodzącego większego brata. Nie mamy do czynienia z oswojonymi, uległymi i łagodnymi zwierzakami. Gdy tej piątce wilków, w ramach bardziej świątecznego obiadu, rzuca się martwą sarnę, rozszarpują ją w 6 minut. - Dzięki kontaktowi z ludźmi od małego, a tak się stało, że ich mamką byłem ja, udało się u nich złamać antropofobię, nieprawdopodobnie silny lęk przed człowiekiem - tłumaczy Jacek Więckowski. - Tylko tym różnią się od wilków żyjących na wolności. Gdyby tu były zupełnie dzikie wilki, zamiast do nas podchodzić, wciskałyby się w róg woliery, drżały z przerażenia, a nawet mogłyby paść ze strachu.
Zwiedzająca ośrodek grupa z osłupieniem patrzy na naszego fotoreportera, który kuca wśród watahy w środku zamkniętej na klucz woliery i utrwala wilcze portrety. Nikt nie wierzy, że nie jest to pracownik stacji, ale osoba w tym miejscu zupełnie nowa, którą wilki widzą po raz pierwszy.
<!** Image 5 align=right alt="Image 71543" sub="Demos, największy z wilków, darzy silnym uczuciem Jacka Więckowskiego">- Wprowadzenie na listę gatunków chronionych jakiejś roślinki nie jest problemem, bo nie wzbudza to raczej społecznych emocji. Z ochroną wilka było znacznie trudniej - zapewnia prof. Andrzej Bereszyński, szef stacji w Stobnicy, człowiek, którego zabiegi doprowadziły do ustawowo zagwarantowanej w 1998 r. ochrony wilka w Polsce. - Walczymy z narosłymi od wieków przesądami. Do dziś wśród myśliwych, szczególnie w Polsce zachodniej, pokutuje przekonanie o słuszności zasady trzech „z”: zabić, zakopać, zapomnieć. Tak, niestety, nadal wielu podchodzi do wilków. Trudno odpowiedzieć na pytanie, ile z nich, mimo zakazu polowań, zostaje nielegalnie zabitych. Poprzez edukację chcemy doprowadzić do tego, by nie było społecznego przyzwolenia na odstrzał tych pięknych zwierząt.
Prof.Bereszyński, jako przewodniczący Komisji Ochrony Zwierząt Państwowej Rady Ochrony Przyrody, na co dzień obserwuje zabiegi lobby łowieckiego, starającego się wymusić zmianę zapisu dotyczącego ochrony wilka w Polsce albo chociażby zezwolenie na kontrolowany odstrzał w różnych rejonach Polski, szczególnie w Bieszczadach. - Piszę dziesiątki pism, w których przypominam, że upolowanych przez wilki dzikich zwierząt, będących ich naturalnymi ofiarami, nie można traktować jako szkody w gospodarce łowieckiej, bo wilki po prostu w taki sposób się odżywiają - tłumaczy. - Ich naturalnym pokarmem są jelenie, sarny i dziki. Natomiast w południo-wschodniej Polsce zdarzają się straty wśród zwierząt gospodarskich. Rocznie ginie za sprawą wilków około 500 sztuk zwierząt hodowlanych, czyli w przybliżeniu jedno przypada na jednego wilka, bo w Polsce mamy ich obecnie około 520. Za straty tego typu odszkodowania wypłaca skarb państwa. Sądzę, że 40-milionowy naród na to stać.
Szlaki
Rzut oka na mapę wilczych szlaków przez Polskę i już wiadomo dlaczego w Kujawsko-Pomorskiem o wilkach mówi się ostatnio tak dużo. To tu przekracza Wisłę ich północny szlak z Puszczy Piskiej i Kurpiowskiej na zachód. Ocenia się, że największa wataha w tym rejonie żyje w Puszczy Bydgoskiej, najczęściej ślady jej obecności ujawniane są w okolicach podtoruńskiego poligonu artyleryjskiego. - Między styczniem a marcem 2006 r. znaleźliśmy resztki 22 zabitych przez wilki jeleni. Ale to była wyjątkowo ostra zima - wspomina Stanisław Słomiński, nadleśniczy z Gniewkowa. - Mówi się, że na jedną watahę przypada teren od 90 do 300 tys. ha, czyli naprawdę ogromny. Dlatego uznajemy, że w całej puszczy, także na terenach nadleśnictwa Cierpiszewo i Solec Kujawski, jest jedna wataha, która się przemieszcza po całym kompleksie. Sądzę, że liczy do 10 osobników.
<!** Image 4 align=left alt="Image 71543" sub="Warczenie nie oznacza, że zaraz poleje się krew. Lepiej w to nie wnikać...">Nadleśniczy Słomiński przypomina, że w XIX w. odstrzeliwano w tym rejonie dziesiątki wilków. Pojawiały się jeszcze w latach 60. i 70. XX w. Potem zostały wybite. Teraz wracają. Wiele wskazuje na to, że pokonują Wisłę na wysokości Kępy Zielonej. - Prą na zachód. To naturalny kierunek ich migracji. Nasze lasy są dla wilków zbyt ubogie, a one świetnie pływają albo przechodzą po zamarzniętej rzece - tłumaczy Bogusław Kashyna, zastępca nadleśniczego z Dobrzejewic, leżących po prawej stronie Wisły. - Wilki obserwujemy u nas od około 10 lat. To one doprowadziły do rozproszenia bobrów, które bywają ich pokarmem, wzdłuż rzeki Mień. Bywało 5-6 sztuk w watasze, teraz jest ona mniejsza, sądzimy, że mamy u siebie 3 wilki. Są tak płochliwe, że do spotkania może dojść tylko zupełnie przypadkowo i trwać ono może ułamek sekundy. Mieszkańcy tych okolic najczęściej nie wierzą w ich istnienie. Może to i dobrze.
Kazimierz Wrzosek, nadleśniczy z Cierpiszewa ma u siebie wypchanego wilka, który zginął pod kołami samochodu na trasie Gniewkowo-Toruń. Drugiego, który skończył żywot w podobnych okolicznościach, ma nadleśniczy Słomiński. - To świadczy o tym, że właśnie w okolicach poligonu wilki kręcą się najczęściej. Oficjalnie ostatniego wilka odstrzelono w tym rejonie w 1971 r. Zwierzęta te pojawiły się u nas ponownie 3 lata temu - Kazimierz Wrzosek przyznaje, że obserwuje u siebie dwie natury. - Z jednej strony jestem leśnikiem - przypomina - i zdaję sobie sprawę ze znaczenia wilka jako ważnej części przyrody i regulatora pogłowia, z drugiej - jestem myśliwym i rozumiem racje polujących. Nie da się ukryć - myśliwi wilkom przychylni nie są. Człowiek, tak jak i wilk, jest drapieżnikiem, dlatego dochodzi pomiędzy nimi do rywalizacji.
Dla wszystkich gatunków
Miłośnicy i badacze wilka ze Stobnicy trochę inaczej patrzą na tę sprawę. - Po pierwsze, wilk nie poluje dla zabawy - podkreśla prof. Bereszyński. - Tak się składa, że podstawowym pokarmem watahy są jelenie, których w Polsce mamy około 100 tys. Na marginesie, mniej więcej tyle samo w kraju jest myśliwych. Wilków zaś tylko około 500. Upolowany jeleń konsumowany jest w całości, 6 wilków zjada wtedy po około 6-7 kilogramów mięsa, ale przez tydzień zwierzęta nie jedzą już nic. Myśliwi są wściekli, bo wilki z głodu odbierają im część zwierzyny. Dlatego, nie mamy złudzeń - po cichu wilki są mordowane. Szczególnie młode.
<!** Image 6 align=right alt="Image 71543" sub="Groźny? Na pewno nie jest to oswojony piesek kanapowiec, lecz dzikie zwierzę">Jacek Więckowski zna wiele przypadków wybierania małych wilczków z nor. - Potem bywają przehandlowywane np. za butelkę spirytusu. Ci, którzy to robią, chcieliby uchodzić za gierojów, ale to tylko kretyni - podkreśla. - Wilki tak boją się człowieka, że mimo niezwykle silnego instynktu macierzyńskiego, porzucają norę z małymi, jeśli on się w pobliżu pojawi. Jakiś czas temu głośno było o nielegalnej hodowli w Rudnie koło Nowej Soli, do której wilki zdobywano właśnie w ten sposób. Trzymano je w strasznym ścisku, który wywoływał u nich coraz większą agresję, więc dochodziło do przypadków zagryzania się nawzajem. Brodziły w głębokim błocie i odchodach. To był potworny widok. Tam człowiek mógł nabawić się antropofobii.
Naukowcy i pasjonaci wierzą, że mimo narosłych przez wieki przesądów i uprzedzeń, uda się przywrócić wilka w całym kraju. Teraz zwierzęta te docierają do zachodniej Polski. - W tej części kraju żyje zaledwie około 20 wilków - wyjaśnia prof. Bereszyński. - W całych Niemczech jest ich też około 20. Tamtejsi przyrodnicy są zainteresowani powrotem tego zwierzęcia. I powoli ta migracja z terenów Ukrainy i Białorusi następuje. Zatrzymać ją w przyszłości może budowa autostrad. Dlatego już dziś najważniejsze jest przypominanie o absolutnie koniecznych przejściach pod nimi, kanałach ekologicznych. Ten świat jest dla wszystkich gatunków, nie tylko dla jednego.