Chłopiec zmarł we wtorek. Historię jego choroby i leczenia relacjonowała w mediach społecznościowych rodzina.
16 stycznia chłopiec został zaszczepiony w Radomiu przeciwko pneumokokom. Cztery doby później dostał gorączki. W ocenie lekarza podwyższona temperatura była czymś naturalnym. Wieczorem 21 stycznia dziecko dostało drgawek i trafiło do szpitala. Lekarze podejrzewali zapalenie mózgu. Dziecko w stanie krytycznym zostało przetransportowane helikopterem do stołecznego szpitala przy ul. Niekłańskiej w Warszawie. W nocy zaczęły zanikać jego funkcje życiowe, dziecko reanimowano.
Lekarze mieli stwierdzić śmierć mózgu i zalecieli rodzicom, by pożegnali się z synem. Matka nie zgodziła się jednak na odłączenie go od aparatury. Pomiędzy rodziną a lekarzami trwał spór. W sprawę zaangażował się minister zdrowia, który wraz z lekarzami podkreślał, że do choroby dziecka nie przyczyniła się szczepionka. Według przeciwników szczepień to właśnie ona doprowadziła do śmierci.
- Rodzice są zdruzgotani - powiedział we wtorek pełnomocnik rodziny, którego cytuje polsatnews.pl. Mieli oni nie wiedzieć, o której zbierze się konsylium, które podejmie decyzję o odłączeniu aparatury. Rodzice złożyli zawiadomienie do prokuratury.
Historię chłopca śledziło w internecie tysiące osób, zbierano pieniądze na jego leczenie.
