A już zwłaszcza ten, który obrywa przed pół godziny i gdy my, zwykli śmiertelnicy, chcielibyśmy już do domu, do mamy, on - nie, w 10, 11 lub 12 rundzie podnosi się z kolan i jest w stanie odwrócić losy pojedynku. Jak choćby Dariusz Michalczewski w 2002 roku w walce z Richardem Hallem.
Dlatego wiele obiecywałem sobie po walce Floyda Mayweathera Juniora z Mannym Pacquiao w sobotę w Las Vegas. To miała być przecież „walka stulecia”.
Może trenerzy bokserscy będą się zachwycali taktyką Mayweathera. Ale ja odczuwam spory zawód. Co to za mistrz, który jest chwalony głównie za to, że sprytnie uciekał przed ciosami rywala?
Zresztą obaj po walce wyglądali tak, jakby właśnie wyszli od kosmetyczki, a nie spędzili 36 minut w ringu. Jeśli to miała być walka stulecia, to taki pojedynek Ali - Foreman nazwać pojedynkiem tysiąclecia byłoby chyba jeszcze za mało.