Ludzie niezastąpieni też bywają zmęczeni, a kandydatów na ich następców jak na lekarstwo. Bo Kościół to wbrew pozorom nie tylko modlitwa, ale i ciężka praca, fizyczna praca.
<!** Image 2 align=right alt="Image 124402" sub="Pani Melania od 23 lat pilnuje porządku w kościele. Na emeryturę przejdzie dopiero wtedy, gdy parafią przestanie kierować jej dotychczasowy proboszcz. / Fot. Tomasz Szatkowski">Ulubiony żart pań dbających o porządek w świątyniach to anegdota spisana przez ks. Jana Twardowskiego. Pewien chłopiec widząc procesję wychodzącą z kościoła, panów dźwigających chorągwie, dziewczynki niosące na rękach poduszki, ministrantów i księdza, powiedział do babci: „Pewnie będzie sprzątanie, bo wszystko wynoszą... ”
Sobota rano. Pani Pelagia narzeka na ból kręgosłupa. Właśnie dźwiga wielki wazon z wodą. W zakrystii już czeka
bukiet białych lilii.
Piękne kwiaty o odurzającym zapachu. Trzeba je szybko roznieść pod figury. Wszystkie kwiaty białe pójdą do świętych Józefa i Franciszka. Kolorowe staną przy chrzcielnicy, herbaciane róże do Matki Boskiej, a ikebany z boku ołtarza.
<!** reklama>- W czasie mszy siedzę zwykle w bocznej ławie po prawej stronie ołtarza. Tam kiedyś zaczepiła mnie siostra zakonna i zapytała, czy nie pomogłabym w kościele. Zgodziłam się, bo mąż zmarł, dzieci wyjechały, zostałam sama. Z kotem. Od tego czasu w każdą sobotę latam ze ścierką, układam bukiety, rozkładam świeże obrusy, wymieniam świece - mówi pani Pelagia. - Na kwiatach aż tak się nie znam. Kiedyś koleżanka przyszła na mszę i potem mi przygadała: „Pelagia, ty nie wiesz, że róż się nie miesza z chryzantemami?”. „A dlaczego?” - zapytałam oburzona. „Przecież ksiądz się nie skarżył”. Ona na to: „Ach tam, ksiądz... Nie miesza się, bo kwiaty się gryzą”. Liliowe najlepiej czują się same w wazonie, tak samo kwiaty polne nie cierpią towarzystwa szklarniowych okazów. Trzeba też pamiętać, by przyciąć końcówki roślin, aby mogły dłużej stać w wazonie... Pewnego dnia, ktoś podrzucił do kościoła olbrzymi pęk białych kwiatków, rozwiniętych, pachnących. Zauważyłam tylko plecy kobiety, która chyłkiem wymykała się bocznymi drzwiami. Innym razem chłopak zostawił różę
przy obrazie Matki Boskiej
i długo klęczał z głową ukrytą w dłoniach. Zapytałam, czy się źle nie czuje. Podobno opuściła go dziewczyna...
<!** Image 3 align=left alt="Image 124402" sub="Wspólne sprzatanie - „mocny punkt” chrześcijańskiej wspólnoty w Mumbwie">50-letnia pani Janina zaczęła sprzątać, gdy zachorowała jej sąsiadka, bardzo związana z parafią. Nie było komu jej zastąpić.
- Pomyślałam, że mężczyźni raczej nie znają się na sprzątaniu, więc
księdzu ktoś musi pomóc
- mówi wolontariuszka. - Mój pierwszy dyżur był osobliwy. Odkurzałam ławki, gdy nagle usłyszałam śpiew. Kobiecy głos. Ave Maria. Potem inne pieśni. Pomyślałam: pewnie proboszcz włączył magnetofon. Zaczęłam szukać radia za ołtarzem, w bocznej nawie, w konfesjonale. Kątem oka zauważyłam jakąś kobietę. Stała z boku, w cieniu, i głośno śpiewała. Znałam też starszą panią, która bardzo
lubiła św. Antoniego.
Gdy wychodziła z kościoła, zawsze się przy nim zatrzymywała, coś mówiła, uśmiechała się. Na koniec głaskała go w nogę i wychodziła. Inna pani, elegancka, w średnim wieku, wsunęła kiedyś karteczkę za święty obraz. Nie odważyłam się jej wyjąć. To przecież prywatna korespondecja do Pana Boga. Było też kilku śpiochów, którzy drzemali zwykle już pod koniec mszy. Trzeba było ich budzić i wysłać do domu.
Najbardziej lubię odkurzać figurki, zwłaszcza drewniane baranki - zwierza się pani Janina. - Gdy byłam dzieckiem i szłam do komunii, zawsze chciałam pogłaskać rzeźbione na ołtarzu owieczki... Oczywiście nikomu, a zwłaszcza dzieciom, nie wolno było tego robić. Na stare lata poczułam się jak mała dziewczynka, bo moje ukochane figurki z dzieciństwa mam na wyciągnięcie ręki.
Siostra Zofia często spotyka w swojej pracy ludzi załamanych, których
trzeba pocieszyć.
- Już mieliśmy zamykać kościół - opowiada o takiej sytuacji - gdy zauważyłam płączącą kobietę. Nie była w stanie wypowiedzieć słowa. W kościele schowała się po awanturze z mężem, który zostawił ją podobno bez grosza przy duszy.Obiecałam, że się za nią pomodlę, w rękę wcisnęłam 10 złotych...
W kościelnych ławkach oprócz żalu i łez, pozostają materialne ślady ludzkiego roztargnienia, zdeterminowania albo i zauroczenia. Zdarzały się ściągi z matematyki, listy zakupów, listy z intencjami, prośbami i celowo podrzucane modlitwy - łańcuszki („Przepisz modlitwę do św. Judy Tadeusza 10 razy, a kartki roznieś po kościołach. Święty spełni wtedy twoją prośbę”). Często ludzie zapominają parasoli, torebek, czapek, szalików i rękawiczek. Przedmioty rekwiruje zwykle kościelny, który czeka później na ich właściciela.
Pani Melania już od 23 lat układa kwiaty, prasuje, pierze, a nawet gotuje, gdy parafialna kucharka ma urlop. Na posługę zdecydowała się, bo została wdową, a dzieci odeszły z domu. Parafia Chrystusa Króla nie wyobraża sobie dziś, że pogodna wolontariuszka może odejść na emeryturę. - Już chciałam to zrobić - mówi 77-letnia seniorka. - W tym samym czasie na emeryturę miał się też udać nasz ksiądz proboszcz, ale biskup poprosił go, żeby jeszcze rok został. No i pewego dnia ksiądz pyta mnie: „Melanio, a może i ty byś jeszcze ten rok ze mną została? Takiej prośby nie mogłam nie spełnić. Chociaż to jest ciężka praca. Mnie poleciła do niej w 1968 r. ciocia, zastąpiłam 82-letnią panią, która już nie dawała rady. Gdybym ja miała kogoś polecić albo znaleźć na moje miejsce, nie zrobiłabym tego za nic w świecie. To jest zbyt wyczerpująca posługa. Pracy jest więcej niż przed laty, bo ja chyba zawyżyłam poziom i trochę naszych
księży rozpieściłam
- żartuje emerytka.
Pani Melania jest przywiazana do swojej światyni. Podziwia obraz matki Boskiej Częstochowskiej i ten Najświętszego Serca Jezusa, i piękną figurę Matki Boskiej Uzdrawiającej, która stoi na specjalnym podwyższeniu. Wykonanie tego podestu zaproponowała pani Melania: - W Rzymie widziałam figurkę na takim właśnie stojaku i bardzo mi się to spodobało.
Pani Melania najbardziej lubi układać kwiaty. Ale tylko jasne, białe albo żółte: - Bo nasz kościół jest zbyt ciemny i już np. bordowe róże nie byłyby widoczne. Lilie, chryzantemy, gladiole - te najczęściej wybieram i komponuję według swojego uznania - mówi kobieta. - Ludzie czasem zostawiają bukiety, zwłaszcza po ślubach, ale już
nie takie jak kiedyś.
Przynoszą małe bukieciki, które nadają się tylko na ikebany. Przed wakacjami albo zimą podrzucają nam też do środka wielkie palmy w donicach. Jakby w kościele wszystko można było zostawić...
Kwiaty to nie ostatnia rzecz, nad którą pieczę sprawuje zasłużona parafianka. Sama pierze obrusy i bieliznę liturgiczną. Gdyby ktoś zajrzał do kościelnych szuflad, zobaczyłby wszystko poukładane pod sznurek. Z magla pani Melania nie zawsze jest zadowolona, bo często musi po nim poprawiać żelazkiem. Nieraz o trzeciej nad ranem już jest na nogach i prasuje. Bielizna musi przecież być sztywna...
Wspólne sprzątanie
Jak to się robi w Afryce?
Koło Misyjne przy Szkole Podstawowej i Gimnazjum nr 3 w Toruniu współpracuje z działającym na Czarnym Lądzie jezuitą, ojcem Józefem Matyjkiem. Zakonnik mieszka w miejscowości Mumbwa. W jednym z listów pisze o idei wspólnego porządkowania kościołów, która bardzo jednoczy afrykańską wspólnotę misyjną: „Jest to mocny punkt naszej wspólnoty. Już wczesnym popołudniem w niedzielę kościół jest zamieciony i wypastowany. Pachnie czystością i tanią pastą - własnej roboty ze świec. Mężczyźni (jeśli są w danej ekipie) w zasadzie tylko przenoszą ławki przed i po sprzątaniu. Reszta należy do kobiet. Gdy sprząta młodzież, ten podział nie funkcjonuje. Kiedy kościół już się świeci i czas kończyć prace, wszyscy sprzątający siadają w cieniu, pod drzewem na chwilę modlitwy, czas relaksu, rozmów i żartów.