Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebieram się i idę [WYWIAD]

Janusz Milanowski
"Ja nie chodzę do pracy za karę. Myślę, że nie wyglądam na osobę zmęczoną pracą, chociaż czasem bywam." Z Beatą Jurczak, prezeską toruńskiej firmy Govena Lighting, rozmawia Janusz Milanowski

"Ja nie chodzę do pracy za karę. Myślę, że nie wyglądam na osobę zmęczoną pracą, chociaż czasem bywam."


Z Beatą Jurczak, prezeską toruńskiej firmy Govena Lighting, rozmawia Janusz Milanowski


<!** Image 3 align=none alt="Image 215956" sub="Fot.: Tomasz Czachorowski">


- Podjęła się Pani zadania „tylko dla orłów”: 

obcy ludzie, firma, o jakiej prasa pisała, że 
„traktowana była jak prywatny folwark” 
przez byłego prezesa, który trafił na ławę 
oskarżonych.

- Rzeczywiście, zastałam firmę w bardzo trudnej 

sytuacji, z kilkudziesięciomilionowymi zobowiązaniami, 

bałaganem w dokumentach, 

rozsypanym systemem komputerowym, który 

nie pozwalał mi ustalić choćby sumy bilansowej 

ani sporządzić rachunku wyników, 

brakami w dokumentach itp. To opis sytuacji 

w upadłej spółce EMC, którą obecnie dzierżawi 

od syndyka zarządzana przeze mnie Govena 

Lighting.

<!** reklama>

- Rozumiem, że początki były trudne?

- Bardzo. Nie byliśmy w stanie odtworzyć danych finansowych, których bylibyśmy pewni i pod którymi nie bałabym się podpisać. Niełatwo było to uporządkować w krótkim czasie. Pewnie dałoby się zrobić to szybciej zatrudniając naraz wielu dobrych fachowców, ale spółki nie było na to stać. Musiałam jakoś to wszystko ogarnąć - oczywiście z pomocą ludzi, których musiałam zatrudnić, a wcześniej takich ludzi znaleźć, co nie było wcale łatwe. W EMC nie było szans na ratunek, ale Govenie Lighting udało się uratować miejsca pracy załogi upadającej EMC.

- Jak przyjęli Panią pracownicy? Strach w oczach, kogo zwolni, kogo nie zwolni…

- Załoga przyjęła mnie zwyczajnie - jak nowego prezesa. Nie musiałam zwalniać, wręcz przeciwnie - zatrudniałam ludzi. Gdy tu zaczynałam pracę, stan zatrudnienia wynosił 250 - 300 osób, nie pamiętam dokładnie. Zatrudniałam nowych pracowników przez agencję pracy tymczasowej. Razem z pracownikami z agencji zatrudnienie wynosiło ok. 500 osób. Należy podkreślić, że realizowaliśmy wówczas duży kontrakt dla IKEA na 2,5 mln sztuk świetlówkek ściemnialnych. 

- Pani nie mieszka w Toruniu.

- W Lublinie. Tam została moja 16-letnia córka. 

W jej wychowaniu pomaga mi rodzina. Z córką 

widuję się raz w tygodniu albo raz na dwa 

tygodnie. Zmuszona jestem być „matką na telefon”.

- „Od zawsze” była Pani prezeską w firmach? Jaki był początek kariery?

- Kariera? Po prostu praca, każdy jakąś wykonuje. Ja zaczynałam, jak wszyscy - jako zwykły referent w dziale handlowym w lubelskiej spółce giełdowej Protektor S.A. Tam pracowałam ok. 10 lat, z czego ponad 2 lata jako wiceprezes zarządu Lubelskich Zakładów Przemysłu Skórzanego Protektor S.A. Następnie zostałam prezesem Premium Food Restaurants S.A. w Warszawie, firmie posiadającej kilkanaście restauracji sushi, znanej na rynku jako Sushi 77. Spółka świeżo wtedy weszła na New Connect. Moim głównym zadaniem była poprawa jej płynności finansowej i restrukturyzacja we wszelkich obszarach jej działalności - chodzi o aspekt finansowy. To się udało. Po tym było EMC i Govena Lighting, w której jestem do dziś.


- Kim Pani jest z wykształcenia?

- Ukończyłam Wydział Prawa i Administracji na 

UMCS w Lublinie oraz podyplomowe studium 

zarządzania i marketingu na SGH w Warszawie.


- Biznes to pasja?

- Tak, Bardzo lubię to, co robię. 


- Zaczynając pracę tutaj, zastawała Pani komorników 
w swojej firmie 

- To prawda. Bałam się podpisywać pewnych 

dokumentów. Wszystko konsultowałam 

z prawnikiem, bo nie był mi znany stan faktyczny.

- Jak długo nękali Panią komornicy?

- Kilka miesięcy. Skończyło się z chwilą ogłoszenia 

upadłości spółki EMC, której mimo wielkich 

starań nie udało się ocalić.

- Kilka miesięcy wyciętych z życiorysu?

- Nie, to była dla mnie kolejna lekcja w życiu. 

Dla mnie było zaskoczeniem, że można zastać 

spółkę w tak fatalnej kondycji prawnej i finansowej, 

a mimo to funkcjonującą na rynku.

- Nie bała się Pani przyjechać do obcego miasta, 

w gniazdo os. Na pewno nie było powitania 
kwiatami.

- Nie było, ale miałam głęboką nadzieję, że uda 

mi się spółkę poukładać. W Govenie sytuacja 

jest już stabilna. Śmiejemy się, że dzień bez 

kontroli to dzień stracony. Kiedyś dokładnie 

tak było. Dzisiaj pracujemy nad pozyskaniem 

nowych rynków zbytu i myślę, że wszystko 

zmierza w dobrym kierunku.

- Pracuje Pani dużo i żyje na walizkach. Te dojazdy 

z Lublina…

- Czasami nie jest to łatwe. Trzeba umieć się 

zorganizować żyjąc w ten sposób. Podróżuję 

dużo po Polsce i często wyjeżdżam też za granicę. 

W Toruniu jestem, aby wszystkiego dopilnować, 

przeczytać dokumenty, przeprowadzić 

negocjacje i podpisywać kolejne umowy. 

W zeszłym roku udało mi się pozyskać 2 mln 

zł dotacji z Unii, a teraz zdobyliśmy kolejne 

prawie 6 mln zł. na zakup środków trwałych. 

W związku z takimi działaniami muszę czasami 

być na miejscu i czytać opasłe dokumenty, ale 

także dbać, aby zapisy w nich zawarte były realizowane. 

Wtedy potrzebuję spokoju… Czuwam 

nad bieżącą działalnością firmy. 


- Szuka Pani spokoju, żeby pracować? A dla 
siebie?

- Dla siebie ? Wystarczy mi weekend, żeby nabrać 

wiatru w żagle. Mam go wtedy, kiedy mogę 

pójść na siłownię, kiedy mogę zrobić coś dla 

siebie, pojechać do własnego domu. Moja praca 

mnie cieszy, a spokoju potrzebuję, żeby odpocząć 

czasem z przyjaciółmi, a czasem sama.

- Mam wrażenie, że wszystko podporządkowuje 

Pani pracy? A gdzie marzenia, plaża, 
góry, teatr…

- Praca jest po to, żeby te marzenia realizować 

(śmiech)…

- Zgoda. Ale jakie są proporcje między czasem 

pracy a czasem realizacji marzeń? Praca 
to aż tyyyyleee, a reszta to tylko tyle?

- No tak to wygląda, nie ma tu zależności 

wprost proporcjonalnej. Ja nie chodzę do pracy 

za karę. Myślę, że nie wyglądam na osobę 

zmęczoną pracą, chociaż czasem bywam. 

Umowy, kontrakty, komponenty, dokumenty, 

rynki kapitałowe, restrukturyzacje.

- A Pani marzenia? 

- No cóż, staram się je realizować. W zimie góry 

- narty, w lecie jakiś tygodniowy wyjazd na 

odpoczynek mi wystarczy. Lubię także przebywać 

w domu, z córką, z rodziną, z książką lub 

z gazetą w ręku.... To taka chwila, kiedy spełniają 

się moje prozaiczne marzenia o świętym 

spokoju, gdy nie dzwonią telefony, gdy nie 

muszę iść na służbowy obiad, służbową kolację. 

Niektórym się wydaje, że to jakieś wielkie 

szczęście, ale to tak nie wygląda. Czasem 

odczuwam nadmiar tego wszystkiego, bez 

przerwy gdzieś muszę pędzić. Biorę szybki prysznic, przebieram się i idę.

- Po całym dniu pracy, rozmów, spotkań, negocjacji, kolacji wraca Pani do służbowego mieszkania, zdejmuje z ulgą szpilki, bo boli kręgosłup…

- Nie boli, jeszcze nie boli! (śmiech)

- …i czy nie pojawiają się myśli: a może by to wszystko rzucić w cholerę?

- Tak nie myślę. Nikt z nas nie ma takiego komfortu psychicznego, żeby pozwolić sobie na coś takiego, aczkolwiek myślę czasem, żeby robić jakiś swój biznes, bo - jak wiemy - lepiej tworzyć miejsca pracy, niż pracować dla innych i że najwięcej zarabiają ci, którzy właśnie te miejsca pracy tworzą. Generalnie jednak, nie narzekam: lubię swoją pracę i dobrze się czuję w tym, co robię. Nie mam problemów ze snem, biorę prysznic, przytulam głowę do poduszki i od razu zasypiam, a rano czuję się wypoczęta. 

- Ta tzw. pozytywna energia wydaje się być w Pani przypadku czymś spontanicznym, a nie zaprogramowanym.

- Raczej mi jej nie brakuje. Lubię przebywać w towarzystwie ludzi pałających pozytywną energią, łatwiej się z takimi pracuje, ale dzisiaj o takich baardzo trudno. Ostatnio wpadła mi w ręce książka o Stevie Jobsie. Jaką on energią pałał!

- i nie chciał być najbogatszym na cmentarzu…

- No tak. (śmiech)

- Kobieta w biznesie musi być bardziej bezwzględna niż facet?

- Myślę, że nie.

- Czy wam jest trudniej?

- Tak. Na pierwszy rzut oka kobieta traktowana jest z pobłażliwym uśmiechem, ale jest z tym różnie. To zależy od środowiska. Ja nie mam z tym żadnego problemu.

- Czy mężczyźni biznesmeni zachowują się w sposób wyniosły w stosunku do bizneswoman?

- Tak, zdecydowanie tak. Są zaborczy, waleczni, po prostu traktują kobietę jak konkurenta.

- I co? Nie przepuszczają w drzwiach?

- Na ogół tak, ale zdarza się, że nie.

- Jaki jest Pani stosunek do pieniędzy? Zastrzegam, że pytanie nie nawiązuje do tego, ile Pani zarabia…

- Na pewno nie jestem minimalistką, ale uważam, że we wszystkim należy zachować umiar. Gdyby praca nie sprawiała mi satysfakcji, to za żadne pieniądze bym jej nie wykonywała. Nic za wszelką cenę.

- Konsumpcji dóbr powinna towarzyszyć refleksja?

- „Do rzeczy nieznanych tęskni się bez granic, a gdy je osiągniesz, nie przyda się na nic…”

- …to ile dni urlopu zaplanowała Pani latem?

- Tydzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!