Był piątek. Dochodziła godz. 13. Żona Ireneusza Nawrockiego z Zielonki (gm. Białe Błota) właśnie gotowała obiad, gdy w wyniku zwarcia elektrycznego (podobnie jak w przypadku rodziny z Bydgoszczy), w warsztacie tuż przy domu wybuchł pożar.
Zobacz galerię: Ireneusz Nawrocki w spalonym domu w Zielonce
- Prowadzę firmę budowlano-remontową i trzymałem tam narzędzia. Wszystkie uległy zniszczeniu - mówi pan Ireneusz. - Dom też się zajął i nie nadaje się do zamieszkania. Spłonęło całe poddasze, trzy pokoje z łazienką, a reszta pomieszczeń zalana jest wodą.
Z pomocą ruszyła cała wieś. - Ludzie przynosili środki czystości, żywność, odzież. Naprawdę stanęli na wysokości zadania - twierdzi pan Ireneusz. Jeszcze w trakcie akcji gaśniczej na miejscu pojawił się wójt gminy Białe Błota. - Już w piątek ustawiliśmy przed posesją przy Pszennej 13 kontenery, do których składowane są rzeczy do wyrzucenia - mówi wójt Maciej Kulpa. - W poniedziałek byłem jeszcze raz na miejscu, by pogorzelcy dokładnie sprecyzowali swoje potrzeby. Najbardziej zależy im na materiałach budowlanych. Chodzi np. o belki na więźbę dachową, pokrycie dachu ok. 300 m kw., płyty kartonowo-gipsowe, okna dachowe, panele podłogowe, ale też gips szpachlowy.
Cała wieś pomagała
- Liczę, że z pomocą sąsiadów uda mi się to odbudować - mówi pan Ireneusz. - Wiem, że z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymamy zasiłek - 6 tys. zł. To, oczywiście, nie wystarczy, bo straty szacuję na ok. 200 tys. zł. Ale każda pomoc finansowa się przyda, bo dom nie był ubezpieczony.
Ludzie przynosili środki czystości, żywność i odzież. Naprawdę cała wieś stanęła na wysokości zadania. - Ireneusz Nawrocki
W poniedziałek gmina uruchomiła też konto bankowe, na które można wpłacać pieniądze na pomoc dla poszkodowanych. - Numer jest na naszej stronie internetowej. Informację o potrzebie pomocy pogorzelcom umieściłem też na moim Facebooku i odzew jest spory - mówi wójt Maciej Kulpa. - Udało się też zorganizować plandekę, którą został zabezpieczony dach.
Po tragedii próbują się też otrząsnąć bliscy Marzeny Dzwonkowskiej z Bydgoszczy.
- Dostaliśmy już zasiłek z MOPS-u, ale to kropla w morzu potrzeb - mówi pani Marzena. - Teraz chcemy wynająć mieszkanie w Bydgoszczy, bo na działce w Tryszczynie nie możemy zostać na zimę. Straciłam cały dorobek życia, pamiątki rodzinne, część mebli. Jestem załamana. Trochę się boję, że najpierw wokół naszej tragedii było sporo szumu, a potem zostaniemy z tym wszystkim sami.
Nie mają pralki i lodówki
Przypomnijmy, do pożaru w mieszkaniu przy Jagiellońskiej 53 doszło w nocy z 23 na 24 września. - Dochodziła północ. Kończyłam wieszać pranie, zajrzałam jeszcze do pokoju, gdzie spał 3-letni wnuczek i struchlałam. W ogniu była lampa i leżące obok niej gazety. Postawiłam na nogi cały dom. Próbowałam gasić ogień własnymi siłami, ale poparzyłam sobie ręce. Musieliśmy uciekać. Teraz próbuję doprowadzić do porządku, to co ocalało. Niektóre ubrania piorę ręcznie, ale i tak śmierdzą spalenizną. Potrzebujemy pralki, lodówki i odzieży w rozmiarze XXL dla starszego syna.
Sprawdziliśmy też na, jaką pomoc w Bydgoszczy mogą liczyć pogorzelcy. - Na zabezpieczenie najpilniejszych potrzeb rodziny otrzymują zasiłki celowe w trybie przyspieszonym - mówi Ewa Taper, zastępca dyrektora MOPS w Bydgoszczy. - Tak też było w przypadku pogorzelców z ulicy Jagiellońskiej. Jeśli zachodzi konieczność, opracowujemy plan pomocowy.
Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatora, jeżeli rodzaj koniecznej naprawy tego wymaga, lokator jest obowiązany opróżnić zajmowany lokal i przenieść się na koszt właściciela do lokalu zamiennego, jednak na czas nie dłuższy niż rok. Rodzina pani Marzeny na Jagiellońską nie chce już wracać.