Gdyby przynajmniej w większych sklepach dostępne były leksykony składników dodawanych do żywności, może więcej konsumentów sprawdzałoby, co oznaczają symbole na opakowaniach.
<!** Image 2 alt="Image 161609" sub="Warzywa nieprzetworzone, ale czy uprawiane bez chemii? Fot. Adam Zakrzewski">- Rozszyfrowanie etykiety wymaga wiedzy. Przekonałam się o tym sama, przygotowując na ten temat program edukacyjny dla młodzieży. Sporo czasu zajęło mi przedarcie się przez (wcale niemały!) gąszcz informacyjny etykiety - mówi Mirosława Kierblewska z Oddziału Oświaty Zdrowotnej i Promocji Zdrowia Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bydgoszczy, autorka programu „Etykieta rozszyfrowana - wiem, co kupuję i jem”, realizowanego w szkołach ponadgimnazjalnych województw kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego.
Znakowanie żywności jest uregulowane prawnie, a producenci mają obowiązek podawać na opakowaniu szczegółową informację o produkcie. Na etykiecie pojawić się powinny: nazwa produktu, kraj pochodzenia lub przetworzenia, dane producenta czy dystrybutora, termin przydatności do spożycia lub data minimalnej trwałości, warunki przechowywania, wykaz składników (także dozwolonych substancji dodatkowych czy wzbogacających), zawartość netto lub liczba sztuk, sposób przygotowania do spożycia, wartość odżywcza i energetyczna, specjalne właściwości dietetyczne, oznaczenia urzędu kontroli (normy, atesty). Ponadto mogą być zamieszczone wyróżnienia i rekomendacje.
Witamina C czy azotan sodu?
- Najbardziej rygorystyczne są wymagania co do znakowania produktów specjalnego przeznaczenia żywieniowego (np. dla niemowląt i dietetyczne) i produktów rolnictwa ekologicznego - mówi Mirosława Kierblewska. - Sposób produkowania żywności przeszedł rewolucję. Ingerencja technologiczna obecnie zaczyna się już na polu. Na rynku spożywczym dominują produkty przetworzone i konserwowane. Popularne są półfabrykaty, takie jak mrożonki, zupy i sosy w proszku, konserwy mięsne i warzywne, koncentraty, wyroby garmażeryjne itd. Używanie środków chemicznych w przemyśle spożywczym stało się powszechne, bo ludzie chcą mieć wszystko i stale, bez ograniczeń sezonowych, klimatycznych czy produkcyjnych.
<!** reklama>Wymaga to stosowania substancji dodatkowych, co wcale nie jest jednoznaczne z zagrożeniami dla zdrowia. Żywność konserwuje się od tysiącleci - solą, cukrem, octem, spirytusem. Dziś przemysł spożywczy stosuje chemiczne konserwanty zabezpieczające przed drobnoustrojami i przedłużające trwałość żywności. Do produktów spożywczych dodaje się też barwniki, przeciwutleniacze, emulgatory, zagęstniki, substancje żelujące, stabilizatory, regulatory kwasowości, substancje przeciwzbrylające, słodzące, spulchniające, glazurujące. Część z nich jest pochodzenia naturalnego i nie szkodzi zdrowiu.
Dozwolone substancje dodatkowe znakuje się według systemu oznaczeń Unii Europejskiej. Podaje się nazwę substancji lub/i symbol dodatków, czyli „E” z odpowiednim numerem substancji, a także jej funkcję technologiczną. Na przykład: kwas askorbinowy, symbol E 300, funkcja - regulator kwasowości, przeciwutleniacz to nic innego jak witamina C. Acetylowany adypinian diskrobiowy, symbol E 1422, to zwykła skrobia kukurydziana. Mączka chleba świętojańskiego, o symbolu E 410 i funkcji zagęstnika, stabilizatora, nośnika oraz substancji żelującej to węglowodan z nasion owocu śródziemnomorskiego, który może być dodawany nawet do żywności dla niemowląt! Guma arabska, E 414, ma podobne funkcje, a jest sokiem z akacji. Antocyjany, symbol E 163, to naturalne barwniki pochodzące m.in. z winogron i czerwonej kapusty.
Oczywiście są też substancje konserwujące, takie jak benzoesan sodu, E 211, czy azotan sodu, E 251, które w nadmiarze mogą szkodzić zdrowiu.
- Dodatków dozwolonych w polskim przemyśle spożywczym jest znacznie więcej po wejściu do Wspólnoty Europejskiej. Wcześniej nie wolno nam było stosować sztucznych barwników - mówi specjalistka.
Kiedyś z kilograma mięsa robiono 0,7 kilograma szynki. Dzisiejsi producenci potrafią z tegoż kilograma wyczarować dwa kilogramy „szynki wysokowydajnej”, wstrzykując substancje wiążące, wodę, izobaty białka sojowego, skrobię modyfikowaną, przyprawy. Wytwarzanie żywności bez dodatków jest mniej opłacalne. Wędliny bez konserwantów chemicznych są odpowiednio droższe...
Lekarstwo na talerzu?
W latach 90. XX wieku pojawiła się tzw. żywność funkcjonalna o korzystnym wpływie na zdrowie. Koncepcja narodziła się w Japonii. Żywność ta poprzez wzbogacenie np. o witaminy, mikroelementy, przeciwutleniacze, szczepy bakterii albo dzięki ograniczeniu jakiegoś składnika może być niskoenergetyczna, energetyzująca, wysokobłonnikowa, niskosodowa, niskocholesterolowa, probiotyczna. Probiotyki to preparaty zawierające żywe mikroorganizmy (w większości bakterie fermentacji mlekowej), które pomagają regulować mikroflorę bakteryjną. Błonnik (pektyny, karageny) ma korzystny wpływ na przemianę materii. A dodawane do pokarmów witaminy A, C i E zwalczają wolne rodniki.
Na koniec warto zapamiętać, że żywność modyfikowana genetycznie ma oznaczenie GMO. Bezglutenowe produkty poznamy po przekreślonym kłosie. Na towarach słabo uczulających jest napis: hipoalergiczny. Znajdziemy też informacje o możliwości wystąpienia alergenów (np. orzechy, siarczyny, mleko, jaja). Niestety, rozpoznanie tajemniczych „E” należy do konsumenta. Jeśli zada on sobie trud rozszyfrowania informacji, będzie mógł świadomie wybrać żywność. Za to każdy może sprawdzać termin przydatności do spożycia!
- Zapamiętajmy słowa Paracelsusa, że „wszystko jest trucizną i nic nią nie jest, decyduje dawka” - podsumowuje Mirosława Kierblewska.