Kanał Bydgoski otwarto 9 czerwca 1774 r. Miał 26 kilometrów długości, a jego ujście do Brdy znajdowało się przy obecnej ul. Grottgera. Dzięki przebudowom, ulepszeniom i poprawkom działał do 1915 r., kiedy oddano do użytku „obwodnicę” w postaci tzw. Nowego Kanału, ten dawny bowiem stał się za mały w stosunku do potrzeb i przestarzały.
[break]
Od tego czasu Stary Kanał z pięcioma śluzami od ul. Bronikowskiego do Grottgera stał się ulubionym miejscem wypoczynku bydgoszczan. Po II wojnie bardzo jednak podupadł. Stał się latem rajem dla wędkarzy, a zimą dla dzieci i młodzieży, która wykorzystywała go jako lodowisko. Przez cały rok był za to zbiornikiem śmieci i ścieków. Śluzy z wolna popadły w ruinę. Nikt o nie nie dbał, bo ten z dzisiejszego punktu widzenia cenny zabytek wybudowali przecież Niemcy.
Jedyne rozwiązanie
Palącym problemem początku lat 60. stał się nasilający ruch samochodowy w Bydgoszczy, szczególnie na osi wschód-zachód, np. w ciągu obecnej ul. Focha. Podczas posiedzeń Komisji Komunikacji Miejskiej Rady Narodowej przedstawiano obliczenia natężenia ruchu w mieście. Szczególnie niekorzystne były one dla ul. Nakielskiej i Grunwaldzkiej, którymi co godzinę poruszało się 400-800 pojazdów. Przez jedyny w tej części miasta przerzucony nad Starym Kanałem wąski kamienny most Władysława IV przejeżdżało dziennie 1340 pojazdów, a w ciągu 5 lat liczba ta miała się podwoić.
Jedynym rozwiązaniem, jakie zdołali wymyślić ówcześni włodarze Bydgoszczy, była budowa węzła grunwaldzkiego, generalna zmiana całego układu komunikacyjnego i poszerzenie obecnej ul. Focha. Ofiarą tej koncepcji stał się Stary Kanał. W tamtym czasie był to prawdziwy węzeł gordyjski, którego rozwiązanie było niezbędne dla dalszego rozwoju miasta. Trzeba było go przeciąć.
Przeciw było niewielu
Z dzisiejszego punktu widzenia była to decyzja jak najbardziej słuszna. Zwłaszcza w tamtej sytuacji i w tamtych czasach. Teraz zapewne znaleźlibyśmy sposób na zachowanie zabytku, choćby poprzez budowę wielkiego mostu i licznych rozjazdów. Wtedy jednak wybór był niewielki: albo rondo, albo miasto w korkach. Zasypanie kanału wydawało się najprostszym rozwiązaniem. Pozostawał problem ujścia wody, który rozwiązano, budując podziemny kolektor. Poprowadzono nim wodę płynącą przez Stary Kanał do Brdy.
W tym czasie postęp techniczny, wznoszenie blokowisk i okazałych budów na gruzach starych budziły w ludziach jeszcze wielki entuzjazm. Niewielu było przeciw. Tak jak Wincenty Gordon, który na łamach „Dziennika Wieczornego” wyrażał żal przede wszystkim po zasypaniu drugiej śluzy Starego Kanału przy ul. Grottgera. - No cóż - pisał - projektanci węzła komunikacyjnego, zafascynowani postępem technicznym, nie uwzględnili możliwości pozostawienia eksponatu techniki z ubiegłych wieków.
W pierwszej wersji rozpoczęcie budowy ronda zapowiedziano na rok 1969. Z braku środków rozpoczęcie robót przesunięto na 1971 rok. Miał to już być ostatni dzwonek, gdyż pilnie wymagał remontu most przez Stary Kanał u wylotu ul. Świerczewskiego (dziś Świętej Trójcy).
W 1970 wydano pierwsze dyspozycje, zalecające podjęcie prac przygotowawczych. I nagle Wojewódzki Zarząd Dróg Publicznych przypomniał, że most nad kanałem „leży w pasie drogi MOB i przewiduje się po niej ruch środków specjalnych, a zatem o zamknięciu drogi winien być powiadomiony Minister Komunikacji, a także władze wojskowe, które winny uprzednio wydać na to zgodę”. Efektem było kolejne opóźnienie. Niezbędne zgody udało się jednak uzyskać dzięki poparciu władz partyjnych...
Już w listopadzie 1970 r. przystąpiono do osuszania terenu wokół kanału, przeprowadzono też wycinkę około 300 drzew na odcinku od ul. Grottgera do Wrocławskiej. Posługując się spychaczami i przy pomocy wojska usunięto dorodne topole, klony, wiązy, lipy, kasztany.
W styczniu 1971 r., korzystając z braku mrozu, wybagrowano dno kanału. Odkryto wówczas ogromny magazyn amunicji w pobliżu kamiennego mostu, pochodzący z lat II wojny światowej, zakopany przez hitlerowców. Na wiosnę rozpoczęto zasypywanie 500-metrowego odcinka Starego Kanału wraz z dwoma unikalnymi zabytkowymi śluzami. 5 sierpnia zamknięty został dla ruchu most u wylotu ul. Świerczewskiego. Na teren obecnego ronda wjechał ciężki sprzęt budowlany.
Opóźnień ciąg dalszy
W czasie budowy tradycyjnie - jak to w PRL-u - dochodziło do opóźnień i przestojów. Pierwszym źródłem opóźnienia była budowa kolektora, która przeciągnęła budowę jezdni północnej z wiosny na późną jesień 1972 r. Dopiero w kwietniu 1973 udało się wyeksmitować lokatora domu przy ul. Czerwonej Armii 27 i wyburzyć budynki dawnych zakładów rowerowych, co umożliwiło budowę linii tramwajowej.
Rondo ostatecznie ukończone zostało dopiero na przełomie 1973 i 1974 roku. Z powodu powstałego nadmiaru miejsca ma ono aż 35 metrów średnicy. Koszt budowy wyniósł ok. 30 mln ówczesnych złotych. Z rocznym opóźnieniem zamontowano też najnowocześniejszą - z dostępnych wówczas w Polsce - sygnalizację świetlną.
