Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Utylizacja toksycznych odpadów niedaleko Bydgoszczy będzie kosztować podatników ciężkie miliony

Grażyna Ostropolska
Tak wyglądają magazyny wielkopolskiej firmy. Pod dachami i na otwartym terenie piętrzą się zagrażające życiu ludzkiemu odpady
Tak wyglądają magazyny wielkopolskiej firmy. Pod dachami i na otwartym terenie piętrzą się zagrażające życiu ludzkiemu odpady Tomasz Czachorowski
Sąd rozstrzygnął spór kompetencyjny i orzekł, że to bydgoski starosta, a nie wojewoda, musi usunąć setki ton niebezpiecznych odpadów, zmagazynowanych w Tarkowie Dolnym, 20 km od Bydgoszczy.

Zgromadziła je tam, zbijając na tym procederze fortunę (firmy płaciły odbiorcom niebezpiecznych odpadów grubą kasę), a potem zniknęła bez śladu spółka „Jendrus” z Budzynia. Wypełnione po sufit lakierami, resztkami farb, żrącymi substancjami i rozpuszczalnikami hale dawnej wytwórni styropianu „Genderka” to istna bomba ekologiczna. Ostrzegaliśmy przed jej wybuchem i demaskowaliśmy kulisy oszukańczych działań „Jendrusa” w ubiegłorocznych publikacjach: „Niebezpieczni odpadożercy”, „Tykająca bomba grozi śmiercią”, „Kiedy toksyczna bomba przestanie truć ludzi?” i „Skąd się bierze łaskawość dla „Jendrusa”?
[break]
Przypomnijmy, że wielkopolska spółka zostawiła na naszym terenie kilka toksycznych „prezentów”. Zapchała niebezpiecznymi odpadami magazyny w Potulicach, Czołówku koło Radziejowa i Janowcu Wielkopolskim, zostawiając starostwa (bo to one wydawały spółce „Jendrus” pozwolenia na składowanie odpadów) oraz właścicieli wynajmowanych hal, w kłopotach.

Wiadomo, że od osób, figurujących w zarządzie spółki „Jendrus”, nie da się wyegzekwować nie tylko kosztów utylizacji, ale nawet 5 tys. zł grzywny, bo to... „słupy”, zaś rachunek bankowy tej firmy dawno zajęli komornicy.

- Liczę, że prokuratura dotrze do tych, którzy zorganizowali oszukańczy proceder i to oni będą musieli pokryć koszty utylizacji - łudzi się Zygmunt Michalak, dyrektor wydziału ochrony środowiska bydgoskiego starostwa. Od komentowania wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego wyraźnie się uchyla. - Nie znam jeszcze uzasadnienia - mówi. Wiadomo, że starostwo nie ma na utylizację pieniędzy, więc nie śpieszy się z zarządzeniem tzw. egzekucji zastępczej, choć...

sprawa nagli

- W magazynach w Tarkowie Dolnym są niebezpieczne odpady, wymieszane m.in. z rozpuszczalnikami organicznymi, co może spowodować reakcje chemiczne, zagrażające środowisku i życiu człowieka - ostrzegał latem biegły prof. Jerzy Gaca, kierownik Katedry Chemii i Ochrony Środowiska UTP w Bydgoszczy, sporządzający ekspertyzę dla Prokuratury Bydgoszcz-Południe. Ta ostatnia prowadzi dochodzenie w kierunku przestępstwa z art. 183 k.k., który stanowi: kto wbrew przepisom składuje, usuwa lub przewozi odpady w taki sposób, że może to zagrozić życiu i zdrowiu wielu ludzi lub spowodować zniszczenie w świecie roślin i zwierząt w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

- Na jakim etapie jest śledztwo? - pytamy Jana Bednarka, rzecznika bydgoskiej prokuratury. - Prokurator okręgowy zdecydował o przedłużeniu dochodzenia o trzy miesiące, czyli do 2 lipca - słyszymy. Prokuratura dysponuje już opinią o częściowym skażeniu terenu w Tarkowie i przesłuchuje kontrahentów, od których spółka „Jendrus” odbierała odpady.

Podobne śledztwo przeciw „Jendrusowi”, związane z zapełnieniem niebezpiecznymi odpadami magazynów w Potulicach, toczyło się w nakielskiej prokuraturze i zakończyło aktem oskarżenia (z art 183 k.k.). Wielkopolska spółka wpędziła właściciela potulickich hal Carla Axela Jonannesa, prezesa firmy „Sydfander”, w ogromne kłopoty. Nie zapłaciła mu czynszu i zostawiła z setką ton niebezpiecznych substancji, na których utylizację musiałby wydać w Niemczech 300 tys. euro. Prof. Jerzy Gaca nie miał wątpliwości, że to, co „Jendrus” zostawił w Potulicach (m.in. azbest oraz przeterminowane toksyczne środki ochrony rośliny), zagraża życiu i zdrowiu ludzi. W ubiegłym roku starosta nakielski zobowiązał się, że w przypadku niewyegzekwowania od spółki „Jendrus” grzywny (a tak się stało), natychmiast zastosuje egzekucję zastępczą usunięcia odpadów, ale z tym zwleka.

Tych, którzy liczyli, że nakielska prokuratura postawi członkom zarządu spółki „Jendrus” zarzuty oszustwa, srogo się zawiedli, bo ta w lutym...

umorzyła dochodzenie

„W oparciu o zebrany w toku postępowania materiał dowodowy trudno dopatrzyć się w działaniu zarządu spółki „Jendrus” zamiaru wyłudzenia” - uznał prokurator Rolewicz-Jurczak i podpowiedział pokrzywdzonym, że mogą dochodzić roszczeń w procesie cywilnym.

- Jestem w szoku - mówi Carl Axel Johannes i pisze zażalenie.

- Jeśli to nie jest wyłudzenie, to ja już niczego nie rozumiem - dziwi się Zygmunt Michalak, który od nas dowiaduje się o umorzeniu śledztwa. - To oczywiste, że to było oszustwo szyte grubymi nićmi, a spółka „Jendrus” działała z zamiarem oszukania państwa i klientów - konstatuje.

Niedawno starostwo za pośrednictwem posła Kłopotka próbowało uzyskać z Ministerstwa Środowiska odpowiedź na pytanie, jak pozyskać środki na utylizację odpadów. - Poinformowano nas, że możemy pokryć koszty zastępczej egzekucji wpływami z tytułu opłat i kar za korzystanie ze środowiska - mówi dyrektor Michalak i nie ukrywa, że to są tak małe pieniądze, że nie starczy ich na posprzątanie po „Jendrusie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!