– Ta kolekcja jest dość duża – zbierana jest od wielu, wielu lat. Ciągle przybywa nam naparstków – to prezenty od klientów, który przywieźli je z wakacji, aby powiększyć naszą kolekcję – opowiada nam Izabela Wegnerowska z Pracowni Krawieckiej Derred. Początkowo naparstki były nabywane przez nią oraz Karola Włodarskiego na pchlich targach, giełdach ze starociami czy jarmarkach. Właściciel pracowni i znany bydgoski krawiec zmarł w listopadzie 2020 roku.
– Jak Karol żył, to klienci pytali, co mu przywieźć, a on odpowiadał, żeby kupili mu naparstki. Nie mogli zdecydować się na jeden, więc kupowali po dwa czy trzy – mówi o wciąż rozrastającej się kolekcji Wegnerowska. – Któregoś razu zaczęłam je liczyć. Jest ich na pewno ponad tysiąc – uzupełnia.
Większość naparstków można zobaczyć w samej pracowni. Zdobią one również gabinet Karola Włodarskiego. Zdarzały się sytuacje, gdy gablotki z nimi były przypadkowo strącane, więc w zakamarkach pracowni może ukrywać się ich jeszcze więcej.
Dokładnych statystyk nikt nie prowadzi, ale znaczna większość zbiorów została nabyta przez samych właścicieli.
– Osoby na pchlich targach wiedziały, że Karol jest zaangażowany w swoją pracę, więc nawet ofiarowywali mu naparstki za darmo – stwierdza właścicielka. Wśród podarunków znajdują się naparstki z różnych stron świata. Klienci mogą obejrzeć kolekcje z miastami, kwiatami czy motylami.
Kolekcja nie jest zamknięta
Osoby, które chciałyby przekazać kolejne egzemplarze, w pracowni są zawsze mile widziane. – Każdy naparstek przytulę. Nie wiem, czy mamy tyle miejsca. Jak je otrzymam, wtedy będę myślała, gdzie by tu je pokazać – półek tu trochę jest – przekonuje Izabela Wegnerowska.
Naparstek to nieodzowny atrybut krawca – służy do odsłaniania palca. W kolekcji są też te „prawdziwe”, techniczne egzemplarze. To drobne elementy, niemające wielkiej wartości materialnej. Które z zebranych naparstków są najcenniejsze?
– Dla mnie największą wartość mają te zdobyte na wakacjach, które spędzaliśmy ze sobą, np. spod góry Monte Bianco. Nie udało nam się wjechać kolejką za pierwszym razem, bo Włosi pracują do godz. 16. My byliśmy za pięć 16 z Karolem pod górą – udało nam się na drugi dzień. Także z Wenecji. To są sentymenty związane z miłymi wspomnieniami ze wspólnych wakacji i wyjazdów – opowiada właścicielka pracowni.
