Jest pan ciągle wierny pasji modnej w XX wieku. Jak zdobywał pan pierwsze eksponaty?
To się zaczęło, kiedy byłem dzieckiem, na początku szkoły podstawowej. Mieszkałem w nieistniejącym już domu naprzeciwko poczty, gdzie często zaglądałem. Wtedy znaczki zbierało się z listów z korespondencji. Moja mama pracowała w PSS-ach. Jej koleżanki zostawiały koperty z nadsyłanej poczty.
Odklejał pan znaczki nad parą?
Tak to się robiło, ale najcenniejsze są znaczki z kopertą z obiegu pocztowego. To się nazywa całość pocztowa. Już wtedy, będąc dzieckiem, zacząłem kupować wydawane przez pocztę serie tematyczne. Aby mieć pieniądze na ich zakup sprzedawałem butelki i makulaturę. Tak wtedy dzieci zarabiały na swoje przyjemności. Od roku 1965 zacząłem abonować znaczki. Pasja była tak duża, że nieco później, w 1979 roku zostałem opiekunem koła młodzieżowego. Tę funkcję pełniłem przez 10 lat.
Zawsze byłam przekonana, że filatelistyka to pasja intelektualistów, ludzi kochających piękno.
Coś w tym jest, bo mówi się, że znaczek bawi, uczy i wychowuje. Założycielami żnińskiego koła byli Janusz Księski, Zbigniew Skorwider, Janina Balska. Prezesem żnińskiego koła do 1997 roku był Hubert Kurczewski, który tę funkcję pełnił od 1958 roku. Należy również wspomnieć Tadeusza Dobaczewskiego.
Wszystkie osoby, które pan wymienia już nie żyją. Czyżby żnińskie koło było organizacją, której grozi przejście do historii?
W tej chwili jest nas 7 osób. Marzę, aby utworzyć koło młodzieżowe, ale w dobie poczty elektronicznej i mody na wysyłanie SMS-ów, jest to trudne do zrealizowania, bo już nie ma możliwości podziwiania znaczka na kopercie, a od tego często się zaczyna.
Pan sam jest autorem znaczków. Czy taka „produkcja” jest legalna?
Projektowałem znaczki okolicznościowe na 750-lecie Żnina, 100-lecie chóru Moniuszko, z okazji powrotu siedziby prymasowskiej do Gniezna. Każde wydanie karty okolicznościowej ze znaczkiem musi zatwierdzić poczta.
Wspomniał pan, że dzięki filatelistyce zdobył przyjaciół za granicą.
W Słowackim Malacky, gdzie pojechałem z Jurkiem Krynickim, opiekunem Jezioraka, mieliśmy wystawę zbiorów naszego koła, poznałem Antoniego Pasztekę, z miejscowego koła. Dzięki wspólnej pasji bardzo się zaprzyjaźniliśmy, chociaż nie znamy swych języków. Niedawno odwiedził mnie prywatnie.
Panowała opinia, że kto posiada zbiory filatelistyczne, jest człowiekiem majętnym.
Tak było kiedyś. Spadkobierca, który odziedziczył zbiory znaczków, mógł być szczęśliwy. Dziś nie jest to źródło, dzięki któremu można się wzbogacić. Często zwracają się do mnie osoby, które odziedziczyły znaczki, pytają co zrobić z tym majątkiem. Radzę im, aby nie sprzedawały. Lepiej poczekać na lepsze czasy.
Jednak często, szczególnie w kryminałach, mamy wątki, gdzie skradziono zbiory warte fortunę.
Sam padłem ofiarą złodziei. Przed laty wystawiałem swą kolekcję w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jeden ze zbiorów został skradziony. Proszę sobie wyobrazić, że w tym roku koperta ze znaczkiem pojawiła się na Allegro. Poprosiłem znajomą, aby kupiła. Nie chcę dochodzić kto go skradł.
CZESŁAW PIECHOCKI
- Prezes Koła Terenowego Polskiego Związku Filatelistów, koło w Żninie, do którego należy od 1970 roku.
- Uhonorowany Brązową Odznaką Za Zasługi Dla Polskiego Związku Filatelistycznego.
- Autor zbioru „Kresy 2000”.
- Lubi stare znaczki, uważa, że wydawane obecnie są zbyt kolorowe.