Był podobno postacią dobrze w międzywojennej Bydgoszczy znaną, wręcz sławną z racji brawurowej ucieczki samolotem z niemieckiej armii. Jak tego dokonał? Wersje są trzy i wzajemnie się wykluczają.
<!** Image 2 align=right alt="Image 141814" sub="Alojzy Błażyński z bydgoskiego lotniska uciekł najprawdopodobniej samolotem szkolnym typu „Brandenburg”. Według jednej
z wersji, podczas ucieczki zaatakował go niemiecki myśliwiec „Fokker” (na zdjęciu). Fot. nasza.bydgoszcz.pl">Podczas powstania wielkopolskiego samoloty były już ważnym elementem wyposażenia wojsk. Odgrywały sporą rolę związaną z rozpoznaniem ruchów wojsk strony przeciwnej. Zrzucano z nich bomby na wybrane cele.
6 stycznia, dwunastego dnia powstania, oddziały polskie zajęły poznańskie lotnisko na Ławicy. Łupem powstańców padło około 250 niemieckich samolotów, które wykorzystano zarówno w walkach powstańczych, jak i w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. To właśnie od tego czasu zaczyna się historia polskiego lotnictwa. I to właśnie w dniach powstania dwaj piloci z Bydgoszczy dokonali spektakularnych czynów, które na trwałe zapisały się w dziejach polskich skrzydeł. Uprowadzili niemieckie samoloty z lotniska i wylądowali na obszarach kontrolowanych przez powstańców.
Pilot na albatrosie
Pierwszym, który dokonał tej sztuki, był Antoni Bartkowiak. W 1915 r. jako 28-latek powołany został do służby w wojsku niemieckim. Po przeszkoleniu lotniczym został pilotem. Od jesieni 1918 r. stacjonował w Bydgoszczy. Po wybuchu powstania już 6 stycznia 1919 r. podjął pierwszą, nieudaną próbę ucieczki samolotem z bydgoskiego lotniska. Tydzień później, 13 stycznia, we wczesnych godzinach rannych w tajemnicy przygotował najlepszy spośród znajdujących się w hangarze samolotów. Niepostrzeżenie wystartował na albatrosie i po niespełna godzinnym locie wylądował na terenach zajętych przez powstańców pod Gnieznem.
<!** reklama>Drugim śmiałkiem był Alojzy Błażyński, który pochodził z Pomorza i od 1903 r. mieszkał w Bydgoszczy. Młodszy o 11 lat od Bartkowiaka, podobnie jak on, w 1915 r. trafił do armii niemieckiej.
<!** Image 3 align=right alt="Image 141814" sub="Widok bydgoskiego lotniska z 1924 r. /Fot. nasza.bydgoszcz.pl">- Jego życiorys był niesłychanie barwny - mówi Wojciech Zawadzki, autor biogramu Błażyńskiego, zamieszczonego w „Słowniku powstańców wielkopolskich”. - To niemal gotowy materiał na dobry film sensacyjny.
W obydwu istniejących biogramach Błażyńskiego, autorstwa Zawadzkiego i Małgorzaty Hojki, możemy przeczytać m.in., że pilot odbył krótkotrwałe przeszkolenie lotnicze w ośrodku lotniczym w Grudziądzu, po czym przeniesiono go na front zachodni. 6.02. 1919 r. został zwolniony z wojska, lecz ponownie już w kwietniu tego roku wcielono go do eskadry lotniczej. 9.04.1919 r. zmyliwszy czujność wartowników, zdołał zbiec samolotem wojskowym z lotniska w Bydgoszczy. Wylądował na lotnisku Ławica pod Poznaniem i wstąpił do wojsk wielkopolskich.
W przebraniu Żyda
Obydwaj uciekinierzy z Bydgoszczy, okrzyknięci bohaterami, brali udział w walkach z bolszewikami w 1920 r. i dokonali czynów, które zapisały się w kronikach. Antoni Bartkowiak na front ruszył 29.04.
<!** Image 4 align=right alt="Image 141814" sub="Samolot szkolny typu „Brandenburg” /Fot. nasza.bydgoszcz.pl">- Bartkowiak szczególnie odznaczył się podczas obrony Lwowa przed konnicą Budionnego - mówi Wojciech Zawadzki. - Pod Zamościem np. wylądował pośród bolszewickiej kawalerii. Gdy zorientował się, że jest wśród nieprzyjaciół, zdołał na czas wystartować i z brawurą jeszcze ich zaatakować ogniem karabinów maszynowych.
Po wojnie, w stopniu porucznika, Antoni Bartkowiak został instruktorem w szkole pilotów w Grudziądzu. Zginął 1 maja 1922 r. w Warszawie, rozbijając się podczas lotu samolotem „Ansaldo”.
Alojzy Błażyński z kolei po przeszkoleniu i ukończeniu szkoły pilotów został 25 maja 1920 r. w stopniu sierżanta przydzielony do 12. eskadry wywiadowczej. Jak ustalił Wojciech Zawadzki, podczas lotu bojowego z rozkazem dla broniącej Pomorza przed wojskami sowieckimi grupy płk. Eugeniusza Habicha 13 sierpnia 1920 r. pilotowany przez niego samolot spadł na ziemię koło Działdowa. Z niewoli Błażyński uciekł przebrany za... Żyda. Po wojnie, w stopniu porucznika, był, m.in., instruktorem i wykładowcą w Szkole Mechaników Lotniczych w Bydgoszczy. Zginął 3 września 1934 roku w wypadku lotniczym.
Dokąd poleciał?
Czyny Antoniego Bartkowiaka zgodnie opisują wszyscy historycy. Natomiast co do ucieczki z Bydgoszczy Alojzego Błażyńskiego istnieje druga, zupełnie inna wersja...
<!** Image 5 align=right alt="Image 141814" sub="Alojzy Błażyński (po prawej) podczas wojny polski-bolszewickiej w 1920 r. Fot. lotnictwo2rp.pl">Opublikował ją w 1988 r. na łamach „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” Józef Podgóreczny. Niestety, autor nie podał źródeł, skąd czerpał swoją opowieść.
Według Podgórecznego, Alojzy Błażyński miał niewielkie pojęcie o lataniu, był bowiem mechanikiem. Na bydgoskie lotnisko trafił w styczniu 1917 r. W grudniu 1918 r. na wieść o wybuchu Powstania Wielkopolskiego postanowił zdezerterować. Okazja nadarzyła się jednak dopiero 9 marca 1919 r. Otrzymał tego dnia polecenie zmiany świec w silniku szkolnego samolotu typu „Brandenburg”. Błażyński zajął miejsce w kabinie pilota i zaczął kołować w kierunku hangaru, potem wziął kurs na pas startowy i ku zaskoczeniu wszystkich wprowadził silnik na pełne obroty, a następnie poderwał samolot w górę. Po paru minutach zorientował się, że leci w złą stronę, bo nie na Szubin, jak planował, do powstańców, ale w kierunku przeciwnym, nad Bydgoszcz. Zawrócił. Po chwili na prawym skrzydle dostrzegł niemieckiego myśliwskiego fokkera, którego pilot nakazywał mu powrót. Błażyński wówczas obniżył pułap lotu do tego stopnia, że niemal dotykał wierzchołków drzew. Leciał dość długo nad lasami, aż zobaczył zaśnieżoną równinę. Wyczerpany zaczął szykować się do lądowania. Momentu zetknięcia się maszyny z ziemią już nie pamiętał, bowiem zemdlał. Gdy oprzytomniał, zorientował się, że... wisi w kabinie głową w dół, a samolot jest odwrócony. Niebawem od strony wsi zbliżyła się grupka ludzi. Okazało się, że byli to powstańcy. Gdy uciekinier zameldował, że jest Polakiem i porwał samolot, nikt nie chciał mu wierzyć. Podejrzanego o szpiegostwo Błażyńskiego zamknięto na dwa dni w areszcie, bo nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Dopiero gdy powstańcy na jego prośbę powiadomili mieszkającą w Poznaniu siostrę Błażyńskiego i ta po przybyciu na miejsce lądowania potwierdziła jego tożsamość, został zwolniony i mógł wstąpić do powstańczych oddziałów.
Kiedy zatem Błażyński uciekł? W marcu czy w czerwcu? I gdzie wylądował? Pod Szubinem czy na poznańskiej Ławicy?
I skąd wystartował?
Odpowiedzi na te pytania nie udało nam się znaleźć. Mało tego, okazało się, że istnieje jeszcze trzecia wersja ucieczki Alojzego Błażyńskiego...
Oto na stronie internetowej Aeroklubu Ziemi Pilskiej w dziale „Historia lotnictwa w Pile” przeczytać można taki passus: „Brak pracy i nieprzychylne stanowisko pilskich Niemców wywołuje falę ucieczek Polaków z miasta i garnizonu lotniczego. Znamienną była ucieczka 19-letniego mechanika samolotowego Alojzego Błażyńskiego. W styczniu 1919 roku, nie będąc pilotem, porwał jeden z obsługiwanych samolotów i szczęśliwie odleciał na lotnisko Ławica pod Poznaniem”.
Jak więc było naprawdę z ucieczką Błażyńskiego? Może ktoś z Czytelników pomoże nam rozwikłać tę zagadkę? Czekamy na Państwa maile i listy.
Udało nam się za to ustalić z całą pewnością, że pilot nie zginął w wypadku lotniczym. 5 września 1934 roku „Dziennik Bydgoski” lakonicznie poinformował, że dwa dni wcześniej Błażyński popełnił samobójstwo w swoim mieszkaniu przy ul. Dworcowej 75.
Następny numer „Dziennika” przyniósł jednak, niestety, kolejną wątpliwość. Oto w oficjalnym nekrologu, podpisanym przez „komendanta i oficerów Centrum Wyszkolenia Podoficerów Lotnictwa”, zawiadamiającym, że pogrzeb odbędzie się 6 września o godz. 16 na cmentarzu parafii farnej, widnieje nazwisko „BŁAŻEŃSKI”. Czy był to tylko błąd w druku, czy też kolejna zagadka do rozstrzygnięcia?