https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trudne chwile debiutanta

Weronika Bogusławska
Nieznajome twarze i pomieszczenia, nowe obowiązki. Pierwsze dni w pracy mogą być źródłem stresu albo radości. A czasem obu uczuć jednocześnie. Zawsze bowiem wywołują silne emocje.

Nieznajome twarze i pomieszczenia, nowe obowiązki. Pierwsze dni w pracy mogą być źródłem stresu albo radości. A czasem obu uczuć jednocześnie. Zawsze bowiem wywołują silne emocje.

<!** Image 2 align=right alt="Image 136705" sub="Pomoc bardziej doświadczonych pracowników jest dla „nowego” szczególnie cenna Fot. Jupiterimages">Agata Guzowska, kierowniczka kujawsko-pomorskiego oddziału agencji pracy i doradztwa personalnego „Leader Service”, zawodowo szuka idealnych pracowników i pracodawców.

- Pierwszy dzień na nowym stanowisku zawsze jest trochę nerwowy. Ważne, żeby od początku mieć optymistyczne nastawienie. Mimo obaw nie zamykać się, dać się poznać jako ktoś otwarty, kontaktowy, kogo można polubić - radzi.

Przez palce na początkującego

Według niej, dobre wrażenie może sprawić również zapisywanie sobie na karteczkach lub w notatniku wszystkich obowiązków i wątpliwości.

- Nie dość, że będziemy się kojarzyć z solidnością i pracowitością, to jeszcze łatwiej nam będzie, kiedy pracodawca rzuci nas na głęboką wodę - tłumaczy Agata Guzowska.

Oprócz tego, że doradza w kwestiach zatrudnienia, Agata Guzowska sama jest szefem.

- Nie mam nowym pracownikom za złe, że się stresują. To oznacza, że zależy im na stanowisku. Pierwszy dzień nazywam „poglądowym”. Staram się nawiązać dobry kontakt, dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co dana osoba lubi, czego nie, jakie ma zainteresowania, co robi w wolnym czasie.

Później wspólnie z innymi pracownikami wyciąga nowych na lunch lub kolację. I... pierwsze koty za płoty!

<!** reklama>- Nie oceniam też zbyt surowo za błędy. Rozumiem, że praca na stanowisku obsługi może być stresująca. Często w pierwszym dniu podczas kontaktu z klientem pracownicy zapominają o wielu sprawach. Ale zazwyczaj wystarczy kilka dni, żeby przełamać opory.

Te doświadczenia nie są obce Agnieszce Zielińskiej, która pracuje od miesiąca.

- Już wiem, że trzeba odbierać telefony nawet jeśli nie do końca wiadomo, jak pomóc klientowi. Można też poprosić o wyrozumiałość i poradzić się innych pracowników - podpowiada.

Z niejednego pieca

Marek Pijanowski, dyrektor Centrum Kultury „Dwór Artusa” w Toruniu, do teraz wspomina swoją pierwszą pracę.

- Byłem zamiataczem ulic. Zamiatałem między innymi ulicę Mickiewicza, którą moi znajomi wracali z imprez. Dzięki temu poznałem miasto z nietypowej strony - zdradza.

Mówi, że już na studiach musiał zarabiać na siebie i dlatego żadnej pracy się nie bał.

- Mógłbym długo wyliczać. Byłem też pomocnikiem murarza, kelnerem, barmanem, listonoszem - dodaje.

To ostatnie zajęcie było dla niego najbardziej stresujące.

- Trochę nie rozumiałem rozgardiaszu, który panował na poczcie. Byłem zdezorientowany. Na szczęście praca listonosza polega przede wszystkim na kontakcie z klientem i to przynosiło mi zawsze wiele radości. Chociaż początek nie był łatwy! Mój rewir obejmował okolice ulic Matejki i Bema, a poprzednika zwolniono ze względu na... zatargi z klientami - wspomina.

Nie skarżyły

Dlatego już pierwszego dnia udał się do dwóch nauczycielek, okrytych złą sławą z powodu pisania donosów na listonoszy. Zaprosiły go na herbatę i... Nigdy nie wysłały skargi do kierownika. Poza tym podczas półtorarocznej pracy na poczcie Marek Pijanowski nawiązał znajomości, które trwają do dzisiaj i zyskał pewność siebie.

- I choć oczywiście zdarzały mi się pomyłki, to zrozumiałem, że najważniejsza jest atmosfera. W obecnej pracy wykorzystuję to doświadczenie i wszystko to, czego nauczyły mnie przeróżne dorywcze zajęcia - mówi.

Lekcja życia

Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL, również uważa, że pierwsza praca i pierwsze dni w niej pomogły mu w dalszej karierze zawodowej.

- To był Kombinat PGR Wojnowo, zakład rolny Ślesin, baza produkcyjna Trzeciewnica. Trafiłem tam tuż po studiach. To nie było moje wymarzone miejsce pracy. Młody absolwent, który miał aspiracje zostać na uczelni - pracuje na roli? No, ale cóż...

Najgorsze jednak było dla niego to, że współpracownikami byli więźniowie z Potulic.

- Pamiętam, że na nic nie zdało się moje wykształcenie. Nie było w żadnym wypadku atutem w tym środowisku. Dostałem w kość. To była prawdziwa lekcja życia i cenne doświadczenie. Nauczyłem się, jak radzić sobie w różnych sytuacjach i współpracować z różnymi ludźmi - mówi poseł.

Co cię nie zabije...

O tym, jak ważne jest towarzystwo w nowej pracy, piszą również internauci. Użytkowniczka o nicku „Emi 31” tłumaczy: „Jeżeli do pracy idziemy z założeniem, że na pewno są tam gbury i nikt nas nie polubi, to pewnie pierwszy dzień będzie do kitu. Ale, niestety, bywa też tak, że się staramy, uśmiechamy, mamy dobre nastawienie, a zespół „starych” pracowników nie daje się polubić i utrudnia nam wykonywanie obowiązków”. „Optyk” oponuje: „Przecież dopiero po kilku dniach możesz powiedzieć, czy udało ci się wejść do zespołu! Na początku trzeba pogodzić się z tym, że jesteśmy obserwowani i nie każdy jest od razu przychylnie do nas nastawiony. Ja zawsze starałam się rozmawiać z możliwie wieloma osobami i nie stać z boku na przerwach. Myślę, że dzięki temu udało mi się zaaklimatyzować i już od dwóch lat jestem szczęśliwym pracownikiem”. Dyskusję puentuję „Milagosa”: „Ludzie! Trzeba się troszkę wyluzować, inaczej nawet uśmiech wyjdzie sztucznie. A po co każdy ma widzieć nasze strrrrraszne nerwy? Pamiętajcie: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”!

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski