Siedmioletni Filip zginął tydzień temu pod kołami pociągu w miejscowości Głębokie pod Kruszwicą. Natomiast w niedzielę 37-letni inowrocławian został porażony prądem na rzece Noteć.
W minionym tygodniu doszło w powiecie inowrocławskim do dwóch tragicznych zdarzeń. W piątek około godziny 16 dyżurny policji odebrał zgłoszenie o tym, że na torach w rejonie miejscowości Głębokie w gminie Kruszwica znajdują się zwłoki dziecka. Przybyli na miejsce funkcjonariusze znaleźli na torach ciało siedmiolatka. Jak się okazało, chłopiec był mieszkańcem wsi Głębokie. - Chłopiec został potrącony przez przejeżdżający pociąg towarowy. Zatrzymaliśmy maszynistę, który został poddany badaniu na obecność alkoholu, środków odurzających i leków psychotropowych - mówił tuż po zdarzeniu Sławomir Głuszek, zastępca prokuratora rejonowego w Inowrocławiu.
Badanie przeprowadzone alkomatem wykazało, że maszynista był trzeźwy. Cały czas prowadzone jest śledztwo pod nadzorem prokuratora.
- Na razie nie wiadomo, jak to się stało, że dziecko znalazło się na torach. Myślę, że odpowiedź, co do szczegółów zdarzenia, poznamy po kilku tygodniach, a nawet miesiącach - zapowiada prokurator Głuszek.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, chłopczyk cierpiał na autyzm. W czasie, kiedy doszło do tragedii, pozostawał wraz z dwójką rodzeństwa pod opieką ojca. Jego matka była w szpitalu, gdzie urodziła czwarte dziecko. Na razie nie wiadomo, czy ojcu chłopca lub innym osobom zostaną postawione zarzuty o niedopełnieniu obowiązku opieki. Mieszkańcy Głębokiego są wstrząśnięci nieszczęściem i bardzo współczują rodzinie Filipa.
- To ironia losu, że jedno dziecko się rodzi, a drugie umiera w tragicznych okolicznościach - twierdzi jeden z mieszkańców.
Do kolejnego tragicznego zdarzenia w naszym powiecie doszło w niedzielę na Noteci w rejonie miejscowości Wojdal pod Pakością około godz. 17.
- Płynący rzeką jacht z czteroosobową załogą z niewyjaśnionych jeszcze przyczyn zahaczył masztem w linię wysokiego napięcia. Mężczyzna, który sterował łodzią, został porażony prądem. Poinformowani o zdarzeniu pakoscy policjanci natychmiast dotarli na miejsce i zaczęli reanimować sternika. Niestety, przybyły chwilę później na miejsce lekarz stwierdził zgon 37-latka - informuje st. asp. Izabella Drobniecka, oficer prasowy inowrocławskiej komendy.
Porażony prądem został też drugi członek załogi. 48-latek trafił do szpitala. W tej sprawie policja również prowadzi śledztwo pod nadzorem prokuratury.
- Odbyły się już oględziny jachtu i zwłok denata oraz miejsca zdarzenia. Musimy powołać ekspertów, by ustalić, jak to się stało, że jacht zahaczył o linię wysokiego napięcia, czy nie była ona uszkodzona i czy w ogóle w tym miejscu powinna przebiegać - mówi prokurator Sławomir Głuszek.