Metropolia - brzmi rozsądnie, ale brutalne realia to nieustanny spór i rywalizacja pomiędzy grodem Kopernika a miastem nad Brdą. Ten rok nie był inny. Kto wygrywa ten swoisty wyścig miast?
<!** Image 2 align=none alt="Image 183369" sub="W październiku w bydgoskiej hali „Łuczniczka” odbył się bezprecedensowy pojedynek miast na pięści. Nie bito się o kobietę, co może sugerować zdjęcie obok, ani o pieniądze. Była to gala MMA o charakterze czysto sportowym. Fot. Dariusz Bloch ">
Gród nad Brdą i miasto wielkiego astronoma, położone nad Wisłą, rywalizowały ze sobą we wszystkich już chyba dziedzinach. Był pojedynek kabaretowy, były derby żużlowe, piłkarskie, nie mówiąc o codziennym wyścigu po pieniądze z kasy marszałka województwa, po ważne urzędy i instytucje i ogólnie - po prestiż. Długo można by wyliczać pola, na których się zmagamy, trudno jednak znaleźć człowieka, który jednym zdaniem potrafiłby wskazać źródło i przyczynę wzajemnej (mówiąc delikatnie) niechęci.
Kto odklepie, ten przegrywa
W kończącym się roku znaleźli się śmiałkowie, którzy ów odwieczny spór postanowili oprzeć na prostych regułach. Wybrano po siedmiu zawodników z każdego miasta i parami, według kategorii wagowych, wpuszczano ich do ośmiokątnej klatki, w której naparzali się tak długo, dopóki jednemu z nich nie zabrakło argumentów. Nazwano to galą MMA, zorganizowano w październiku w bydgoskiej hali „Łuczniczka” i rozreklamowano jako pojedynek miast, jakiego dotąd w Polsce nie było. Prawdę mówiąc, zaangażowanie ulicznych wojowników - jak o zawodnikach powiedział konferansjer - przyćmiło nawet główną walkę wieczoru, którą było starcie Pawła Nastuli z Amerykaninem Jimmym Ambrizem. Ogólnie rzecz biorąc, impreza wypaliła, ale radości z niej więcej mieli torunianie, bowiem ich zawodnicy rozbili bydgoski klub doszczętnie, wygrywając aż pięć z siedmiu walk. Ktoś napisał potem, że radość jest tym większa, iż Bydgoszcz została pokonana na własnym terenie. Przy czym nikt nie protestował i nie podważał wyniku konfrontacji, co na innych płaszczyznach rywalizacji miast jest nagminne. Tutaj jasne było, kto przegrał. Ten, kto odklepał trzy razy.
<!** reklama>
Nie wiadomo, na czyim terenie ostatecznie rozstrzygnięty zostanie bój o kształt przyszłej metropolii toruńsko-bydgoskiej. Bo na bój się zanosi. Widać to choćby po wypowiedziach lokalnych polityków i działaczy z obu stron. Może łatwiej by było, gdyby reprezentanci miast, prezydenci Rafał Bruski i Michał Zaleski, weszli do oktagonu i wyjaśnili sobie pewne sprawy po męsku i to w imieniu całej społeczności. To samo mógłby zrobić marszałek Piotr Całbecki, tyle że stanąć by musiał naprzeciwko wojewody Ewy Mes, a to już zgodne z regułami fair play raczej by nie było, nawet w MMA, gdzie wolno prawie wszystko.
Fakty są takie, że 13 grudnia rząd skazał na współpracę Bydgoszcz i Toruń, wyznaczając miasta jako filary obszaru metropolitalnego. Na szczęście czy na nieszczęście - w ogólnym dokumencie, jakim jest opracowana przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego „Koncepcja Przestrzennego Zagospodarowania Kraju 2030”.
Nowe pole do walki
Rządowy dokument nie precyzuje, które z miast miałoby pełnić w owym duopolu rolę wiodącą, ani kto miałby o tym decydować. Tym samym pole do kłótni pozostaje otwarte. Znamienny komentarz zresztą padł z ust Rafała Bruskiego, prezydenta Bydgoszczy, który powiedział na naszych łamach: - „Koncepcja” logicznie uzupełnia przestrzeń pomiędzy dwoma naszymi miastami. Dokument ten stwierdza jej istnienie, nie przesądza jednak o kształcie metropolii ani formie i zasadach jej funkcjonowania. Nie wyobrażam sobie innej niż wiodąca roli Bydgoszczy w przyszłej metropolii. Najbardziej istotne będą nie nazwa, a mechanizmy finansowania - proporcjonalne do liczby mieszkańców; funkcjonalne, a nie sztuczne granice.
<!** Image 3 align=none alt="Image 183369" sub="Oba miasta mają swoich bogaczy, którzy tak do końca swoimi nie są. Toruń za swojego uznaje rekina giełdowego Romana Karkosika (z prawej na fot. Łukasza Trzeszczkowskiego), Bydgoszcz - najbogatszego polskiego biznesmena, Jana Kulczyka (fot. Wojciech Romanowski).">
Jak widać, spierać się gorąco jeszcze długo będzie o co. Stowarzyszenie Metropolia Bydgoska, które obstaje przy stworzeniu metropolii bydgoskiej ze swoimi okolicami, już ogłosiło, że rząd zlekceważył opinię bydgoskiej społeczności i zaapelowało do parlamentarzystów, by wykorzystali wszystkie możliwe środki dla przywrócenia Bydgoszczy „przynależnej jej pozycji w Polsce”.
W Toruniu natomiast wciąż żywa jest nadzieja, że zwycięży ogólnopolski ruch marszałków, którzy chcieliby w przyszłości decydować o kształcie i funkcjonowaniu metropolii. „Marszałek Piotr Całbecki jest torunianinem, więc ukrzywdzić nas nie da” - tak, w uproszczeniu, wygląda owa nadzieja.
Awantura o kasę na wejściu
A w statystyce, czyli w suchych liczbach wygląda to tak, że polityka polityką, a życie życiem. Nie ma jeszcze danych statystycznych GUS za 2011 rok, ale na podstawie wyników z 31 grudnia 2010 r. też można wiele powiedzieć. Choćby to, że w Toruniu więcej się ludzi rodziło niż umierało, a w Bydgoszczy odwrotnie. Gazu i wody więcej zużywał statystyczny bydgoszczanin, za to torunianin wypożyczył więcej książek z biblioteki (był lepszy o 4 woluminy) i w ogóle częściej do niej zaglądał. Powierzchnię mieszkaniową przeciętny obywatel w obu miastach miał podobną, 22 metry kwadratowe na człowieka, jak również średnia wielkość mieszkań była zbliżona - po 57 metrów kw. tu i tam.
<!** Image 4 align=none alt="Image 183369" sub="Marszałek województwa Piotr Całbecki podczas sesji wyjazdowej sejmiku sprawdzał stan bydgoskich inwestycji. Fot. Dariusz Bloch">
Wspólnych mianowników dałoby się znaleźć pewnie dużo, ale co z tego. I tak 2011 rok musiał zacząć się awanturą o podział pieniędzy. Jak bowiem obliczono nad Brdą, marszałek z Torunia i unijne dotacje, i środki z budżetu województwa dzieli tak, że statystyczny bydgoszczanin jest pokrzywdzony w porównaniu do statystycznego torunianina. Gdy temperatura tematu osiągnęła tę zbliżoną do wrzenia, Piotr Całbecki zabrał się do gaszenia pożaru.
23 lutego pojawił się na sesji Rady Miasta Bydgoszczy, uzbrojony w tabelki i wykresy, wspierany przez tęgie mózgi współpracowników. I rozliczał się z lat 2007-2010. W tym okresie z wojewódzkiego budżetu Bydgoszcz dostała 1,47 mld zł, a Toruń 920 mln. Z kolei w ramach dzielonego przez marszałka unijnego Regionalnego Programu Operacyjnego (m.in. na drogi, remonty szpitali, rozwój firm) całe województwo dostało 3,77 mld zł, z czego wydano już (na chwilę rozliczenia) 2,8 mld zł. Z Bydgoszczy wpłynęło 635 wniosków o dotację na łączną kwotę 821,4 mln zł. Urząd Marszałkowski podpisał umowy na realizację 197 projektów z dotacją 493 mln zł. Niestety, aż 227 bydgoskich wniosków zostało negatywnie ocenionych przez ekspertów. Pozostałe poddawane były jeszcze w tym czasie ocenie. Instytucje z Torunia złożyły natomiast 500 aplikacji na kwotę 662,7 mln zł. Urzędnicy marszałka podpisali 163 umowy na 347 mln zł dofinansowania. 151 wniosków odrzucono - znów na skutek błędów odkrytych przez ekspertów. Pozostałe aplikacje były oceniane.
<!** Image 5 align=none alt="Image 183369" sub="Bydgoski Festiwal Operowy. Takiego święta opery i baletu nie ma żadne inne polskie miasto. Fot. Marek Chełminiak">
Co z tych wyliczeń wynika? Ano to, że oba miasta mają średnią skuteczność aplikowania o unijną kasę (procent odrzuconych wniosków) oraz, że licząc statystycznie, na głowę jednego bydgoszczanina do tej pory faktycznie spłynęło mniej euro z RPO niż na głowę jednego torunianina. Tyle że jest to efektem skuteczności w walce o dotację, a nie złośliwości Urzędu Marszałkowskiego. No, chyba że wszyscy oceniający eksperci byli wrogami miasta znad Brdy...
Z kolejnego unijnego programu - Kapitał Ludzki (szkolenia, kursy, przedszkola, zajęcia pozalekcyjne etc.) firmy i instytucje z Bydgoszczy dostały 128,7 mln zł, a te z Torunia - 128,5 mln. W zestawieniu nie uwzględniono projektów realizowanych wspólnie, skierowanych do mieszkańców całego regionu.
Piotr Całbecki wyspowiadał się też z tego, co wiadomo mu na temat podziału unijnych pieniędzy w Warszawie. Dzielone są one w ramach programów Infrastruktura i Środowisko, Innowacyjna Gospodarka oraz Kapitał Ludzki, przez kilka ministerstw. Do Torunia popłynie 926,3 mln zł, z czego aż 599,5 mln złotych to pieniądze zdobyte przez magistrat, m.in. na budowę nowego mostu. Do Bydgoszczy zaś - 597,3 mln zł (228 mln zł zdobyte przez ratusz). Jak widać, nie tyle do Urzędu Marszałkowskiego co do rządzących krajem mogą mieć bydgoszczanie uzasadnione pretensje. A może do mało skutecznych posłów?
Bydgoszcz wysportowana
Nie wiadomo natomiast, co doradzić toruńskim kibicom. Trudno powiedzieć, do kogo powinni udać się z pretensjami o to, że jedna Motoarena i jeżdżący na niej żużlowcy z ekstraligi to jedyna sportowa wizytówka miasta. Żużlowe Grand Prix i koncert Roda Stewarta przyciągnęły tysiące fanów. Były też Mistrzostwa Świata w Akrobacji Szybowcowej na lotnisku miejscowego aeroklubu, było zwycięstwo florecistki Martyny Jelińskiej w Pucharze Polski i zorganizowany przez Budowlanych towarzyski turniej szermierczy Polska-Włochy, był mistrz i wicemistrz świata w lataniu precyzyjnym Bolesław Radomski, a nawet towarzyski mecz Elany z piłkarzami Osasuny Pampeluna z hiszpańskiej Primera Division. Można jeszcze dodać nie najgorsze występy drużyn koszykarskich, awans hokeistów do ekstraklasy oraz udział laskarzy w Lidze Mistrzów, ale na tym sportowe sukcesy Torunia Anno Domini 2011 chyba się kończą. Gwoli skrupulatności powinno się, oczywiście, dopisać do listy sukcesów dwa rekordy Polski w pływaniu w płetwach, należące do torunianina Mateusza Szurmieja.
<!** Image 6 align=none alt="Image 183369" sub="Toruński Festiwal Światła Skyway zachwycił w tym roku rozmachem i pomysłowością twórców. Fot. Grzegorz Olkowski">
W Bydgoszczy kibice natychmiast na ów wyczyn odpowiedzieli złośliwie, że ich sportowcy do bicia rekordów płetw nie potrzebują. Na myśl przychodzi od razu Piotr Siemionowski z Zawiszy Bydgoszcz, któremu potrzebny był natomiast kajak, żeby zostać w jednym roku mistrzem świata, Europy, Polski i zdobywcą Pucharu Świata na dokładkę. Tyczki z kolei potrzebował Paweł Wojciechowski (również zawodnik Zawiszy) - tegoroczny mistrz świata i Europy. Wiosła były natomiast domeną bydgoskiej ósemki ze sternikiem, która wywalczyła złoty medal na mistrzostwach Europy, ale co ważniejsze - również kwalifikację olimpijską na igrzyska w Londynie. Gdy dodać do tego awans piłkarzy Zawiszy do I ligi, żużlowców do ekstraligi, dobre występy siatkarzy Delecty Bydgoszcz czy udaną organizację Mistrzostw Europy w Koszykówce Kobiet i Mistrzostw Polski Seniorów w Lekkiej Atletyce, jasne staje się, które z miast zasługuje na miano sportowej stolicy regionu.
Los jednak bywa przewrotny. Może i Bydgoszcz ma się czym pochwalić w dziedzinie sportu i lepsze organizuje imprezy, ale za to trudniej do niej dojechać.
Podczas gdy Toruń cieszył się pod koniec roku z autostrady A1 i budowy przeprawy na Wiśle, Bydgoszcz z goryczą rozpamiętywała historię starań o trasę S5. Plany drogi, którą bydgoszczanie jeździć mieli najpierw w 2012, a potem w 2015 roku, ostatecznie wylądowały w szufladach drogowców i, według Ministerstwa Infrastruktury, odkurzyć je będzie można dopiero po 2020 r.
Lepiej śpiewać jednym głosem
Oprócz sportowców, ściągających do Bydgoszczy z całego świata, niezadowoleni z powodu braku autostrady mogą być także zagraniczni artyści. Oni również przybywają nad Brdę całkiem licznie, reprezentując przy tym najwyższą klasę światową. Miłośnicy kina nie ochłonęli jeszcze po ubiegłorocznej wizycie Keanu Reevsa, gdy kolejna odsłona festiwalu Plus Camerimage w Bydgoszczy zaowocowała zlotem gwiazd kina z Klausem Marią Brandauerem, Joelem Schumacherem i Andrzejem Wajdą na czele. Przy okazji dużych imprez trudno nie wspomnieć o festiwalu operowym (jedynym takim w Polsce) i Bydgoskim Festiwalu Muzycznym, który w przyszłym roku Filharmonia Pomorska organizować będzie po raz 50! Toruńska publiczność, cierpiąca z powodu braku opery i filharmonii, oba artystyczne wydarzenia zna doskonale i jest ich częstym gościem. Można by się tutaj spierać, które miasto jest bardziej rozwinięte artystycznie i czy ważniejszy jest toruński Blues Meeting od bydgoskiego Artur Rubinstein in Memoriam, ale chyba nie w tym rzecz.
Odbiorca kultury raczej powinien być zadowolony, że Bydgoszcz i Toruń dzieli niecałe 50 kilometrów i że braki kulturalne jednego miasta można uzupełniać w drugim i na odwrót. Rod Stewart wystąpił w Toruniu, ale w Bydgoszczy była Grace Jones, w Toruniu był rocznicowy koncert Republiki, w Bydgoszczy znowu premiera musicalu „Polita”, w Toruniu Międzynarodowy Festiwal Światła Skyway, w Bydgoszczy teatralny Festiwal Prapremier. Smutne jest tylko to, co się wydało przy okazji starań obu miast o miano Europejskiej Stolicy Kultury. Być może razem jako metropolia i tak nie miałyby szans, ale nawet nie chciały spróbować i startując osobno odpadły w przedbiegach. Korzyść, jak się wydaje, wyciągnęła z tego jedynie Bydgoszcz, która jako jedyne miasto w Polsce dorobiła się umowy artystów z władzami miasta. Nazwano ją Bydgoskim Paktem dla Kultury i podpisano uroczyście 7.12.2011 r.
Nie udało się Toruniowi i Bydgoszczy porozumieć w sprawie ESK, ale może uda się im wspólnie ratować ludzkie życie. Chodzi o dwa Centra Powiadamiania Ratunkowego „112” w regionie, czyli CPR-y w grodzie Kopernika i nad Brdą. To salomonowe rozwiązanie wojewody Ewy Mes uspokoiło konflikt. Bydgoskie centrum będzie czuwało nad wszelkimi zgłoszeniami, a toruńskie - nad ruchem karetek. I podobno wszystko ma chodzić jak w zegarku. Przekonamy się, gdy w 2012 r. system ruszy.
Nie trzeba się na pewno spierać w sprawie braku pracy. We wrześniu 2011 r. stopa bezrobocia w Bydgoszczy i Toruniu była identyczna - wynosiła 7,7 proc. Stolice województwa wyróżniają się na tle regionu, ciągnącego się w krajowym ogonie, jeśli chodzi o liczbę zatrudnionych. Przez cały rok bezrobocie regionu oscylowało między 15 a 16 procentami.
Bogacze i zwykli zjadacze
Oba miasta mają swoich bogaczy, którzy tak do końca swoimi nie są. Toruń za swojego uznaje rekina giełdowego Romana Karkosika (3,5 mld zł majątku w tym roku, razem z żoną, wg „Wprost”), tak naprawdę pochodzącego z Czernikowa, a mieszkającego w Kikole. Karkosik jednak jest właścicielem fabryki Elana w Toruniu i finansuje toruński żużel. Bydgoszcz chwalić się może Janem Kulczykiem, najbogatszym polskim biznesmenem (8,5 mld zł majątku wg „Wprost”). Nad Brdą się urodził, wychował, skończył LO im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich. Niestety, studiował już w Poznaniu. Tu też zdobył tytuł doktora nauk ekonomicznych i częściej mówi się o nim „doktor z Poznania” niż „bogacz z Bydgoszczy”.
Któremu lepiej wiodło się w 2011 roku? Według rankingu „Wprost” majątek Karkosika wzrósł przez rok, a Kulczyka pozostał bez zmian. Ten drugi jednak wciąż jest na rankingowym szczycie, podczas gdy Karkosik - na pozycji numer pięć.
Zwykłemu zjadaczowi chleba wiodło się natomiast tak, że przeciętny torunianin zarabiał miesięcznie 3220 złotych i 95 groszy brutto, a więc więcej od bydgoszczanina o 6 złotych i 45 groszy (dane z 31.12.2010 r.). Ale o drobne już chyba nikt kłócić się nie będzie. Czego jednym i drugim zacnym mieszczanom szczerze życzymy nie tylko w nowym 2012 roku, ale i w dłuższej perspektywie.
Bydgoszcz i Toruń w statystyce
- W Bydgoszczy mieszka 356177 obywateli. Gęstość zaludnienia wynosi 2024 osoby na kilometr kwadratowy. Zawarto 2102 małżeństwa, udzielono 904 rozwody. Urodziło sie 3514 noworodków, zanotowano 3720 zgonów, co dało ujemny wskaźnik przyrostu naturalnego (206).
- W Toruniu mieszka 205312 obywateli. Gęstość zaludnienia wynosi 1774 mieszkańców na 1 km kwadratowy. Zawarto 1207 małżeństw, udzielono 535 rozwodów. Urodziło się 2091 noworodków, zmarło 1855 osób. Odnotowano dodatni przyrost naturalny (236).
- W Toruniu jest o 2,1 proc. więcej ludzi w wieku produkcyjnym i mniej w wieku poprodukcyjnym niż w Bydgoszczy.
- Przyszłoroczne zadłużenie Torunia może przekroczyć jego dochody. Dług Bydgoszczy w 2012 roku ma nie być wyższy niż 56,3 proc. dochodów (wszystkie dane GUS z grudnia 2010 r.).
