Zobacz wideo: Waloryzacja 2022 - od marca podwyżki

Pan Roman to szeregowy pracownik UMK w Toruniu, ze skromną pensją. Jak wyznał przed Sądem Rejonowym w Toruniu, foksterier Tolek jest dla niego najbliższą istotą, której poświęca cały swój czas i energię. Potwierdzili to świadkowie; w tym weterynarz.
Pan Roman i jego pies Tolek - historia wielkiej przyjaźni z dramatem w tle
Mężczyzna nigdy się nie ożenił. Mocno związany był z mamą, która jednak od dekady już nie żyje. W marcu 2012 roku natomiast pan Roman przeżył dramat, który silnie odbił się na jego życiu. Był na spacerze z młodziutkim wówczas Tolkiem, gdy został zaatakowany przez dwa duże psy pewnego małżeństwa. Wskutek ataku nie tylko doznał poważnych obrażeń fizycznych, ale i psychicznej traumy. Od tej pory zmaga się ze stanami lękowymi i depresyjnymi.
Jak zaznaczył teraz Sąd Rejonowy w Toruniu, w owym 2012 roku właściciele psów nie interweniowali, bo byli przekonani, że "ich psy obrabiają sarnę" i godzili się na to. Po tej historii w wyroku karnym nie orzeczono żadnej nawiązki dla pokrzywdzonego pana Romana, choć był reprezentowany przez adwokata.
Polecamy
- Torunianin i jego pies na trzecim miejscu w Pucharze Polski. W planach wyjazd na MŚ
- Realizacja ECF Camerimage w Toruniu coraz bliżej. Co warto wiedzieć o tym projekcie?
- Martwe szczeniaki, chore psy... Jest wyrok dla 77-letniej pani Zofii z Czarnego Błota
- Policja: "Brawura i nonszalacja kierowców główną przyczyną wypadków na DK10"
Mężczyzna do dziś jest przekonany, że wtedy jego prawnik nie reprezentował jego interesów uczciwie. Dlaczego? Właścicielka agresywnych psów była córką znanego w toruńskim środowisku profesora prawa (już nieżyjącego). Stąd miały płynąć naciski. Więcej: na pana Romana naciskał nawet jego własny brat. Mówił, że jeśli w sprawie karnej będzie zbyt wiele się domagał, to pracę na uniwersytecie straci zarówno córka profesora, jak i ich własna matka, również tu zatrudniona.
Wszystkie te okoliczności odnotował teraz Sąd Rejonowy w Toruniu, zajmując się wydarzeniami, do których doszło 16 lutego 2018 roku. Cały kontekst daje bowiem wyobrażenie o tym, jak te lutowe wypadki odbiły się na życiu pana Romana. I to, jakie doświadczenia miał dotychczas w kontaktach z miejscową Temidą...
Nieupilnowany labrador rzucił się na Tolka. Skutek? Martwica krtani u psa i trauma jego właściciela
Przez lata foksterier Tolek stał się najbliższą dla swego pana istotą. 16 lutego 2018 roku wieczorem pan Roman wyszedł psem na spacer. Prowadził go na smyczy; spacerowali przed blokiem. Nagle z klatki budynku wybiegł labrador - zerwał się swoim właścicielom ze smyczy i rzucił się Tolkowi do gardła.
Sytuacja była bardzo dynamiczna. Pan Roman był przerażony, ale psy w końcu udało się rozdzielić. Tylko część przebiegu dramatu nagrała kamera przemysłowa. Nagranie było najpierw dowodem w sprawie wykroczeniowej (właściciel labradora za nieupilnowanie go ukarany został grzywną), a następnie w opisywanej sprawie odszkodowawczej. Jest ono jednak krótkie i pozbawione głosu.
Polecamy
- Nowa stacja już otwarta. Ile stacji paliw jest w Toruniu?
- Dźgnięcie nożem we Włocławku. Ranna kobieta trafiła do szpitala! [zdjęcia]
- Złodzieje wycięli 55 drzew o wartości 10 tysięcy złotych. Usłyszeli zarzuty [zdjęcia]
- Toruń dla Ukrainy. Pomagamy coraz lepiej! Buty od taksówkarzy, plecaczki dla dzieci..
Co działo się dalej? Z krwawiącym zwierzakiem pojechał do weterynarza. W klinice Tolek był operowany, a potem długo leczono. Wdrożono antybiotykoterapię, leczenie obrzęków i wylewów, leczenie przeciwbólowe. Potem konieczne było jeszcze podawanie psu antydepresantów. Leczenie było długie i kosztowne jak na budżet pana Romana. Wiązało się też z kosztownym kursowaniem taksówkami, także nocami (mężczyzna nie ma samochodu).
Ciężko odchorował te wydarzenia także sam pan Roman. Wróciła depresja, musiał podjąć leczenie. - W tym okresie schudł, z domu wychodził tylko wtedy, kiedy pies tego potrzebował. Nie mógł spać, ograniczył kontakty z ludźmi. W okresie od 21 marca 2018 do 19 grudnia 2018 pięciokrotnie zasięgał porady lekarza psychiatry i zgodnie z jego zaleceniami zażywał antydepresanty - odnotował teraz Sąd Rejonowy w Toruniu. Dodając, że to leczenie trwało potem dłużej, skutki uboczne przyjmowania leków mężczyzna odczuwa do dziś.
Właściciel labradora twierdził, że pan Roman był po alkoholu. A jego partnerka gubiła się w zeznaniach...
Gdy pan Roman doszedł do jako takiej formy psychicznej i wrócił do pracy, postanowił dochodzić finansowej satysfakcji od właściciela labradora. Pana M.T pozwał o zwrot 3500 zł za leczenie psa (z odsetkami) i 15.000 zł zadośćuczynienia za swoje psychiczne cierpienia.
Polecamy
Sprawa trafiła do X Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Toruniu. Pozwany właściciel płacić nie chciał. Kwestionował koszty leczenia Tolka, a w ogóle winą za lutowe wypadki i obarczał pana Romana. Twierdził, że ten był pod wpływem alkoholu. I że gdyby wziął swojego foksteriera po prostu na ręce, to do pogryzienia by nie doszło.
Na sali sądowej emocji nie brakowało. Poruszające były zarówno zeznania samego pana Romana, jak i licznych świadków w tej sprawie. Szczególnie - weterynarza. Ten nie tylko potwierdził proces i koszty leczenia, ale i niespotykaną więź łącząca pana Romana i Tolka. Lekarz podkreślił, że nigdy alkoholu od mężczyzny nie wyczuł.
Kontrowersje wzbudziły zeznania partnerki pana M.T. "Jej zeznania nie miały w sprawie dużego znaczenia. Z jednej strony na pewno nie były wiarygodne, jeśli chodzi o twierdzenia świadka (technika weterynarii co znamienne) o tym, że pies powoda został chwycony w okolicy karku, a nie szyi, przez co pogryzienie nie było poważne, skoro przeczą temu w sposób oczywisty stwierdzone przez lekarzy weterynarii obrażenia i ich skutki – martwica tchawicy, czyli narządu, który na pewno nie znajduje się na karku psa. Świadek najwyraźniej chciała bardzo pomóc partnerowi i mówiła o rzeczach, których nie widziała"- odnotował sąd.
W toku procesu wyszło też na jaw, że właściciele labradora mieli z nim kłopoty od kilku lat. Tamtego lutowego wieczora nie był agresywny po raz pierwszy.
Wyrok: odszkodowanie i zadośćuczynienie. "Jeśli pies się zerwie, to zawsze odpowiada właściciel"
Na mocy wyroku Sądu Rejonowego w Toruniu pan Roman ma otrzymać dokładnie 3.516 zł (z odsetkami) odszkodowania. To koszty leczenia Tolka i kursów taksówkami. Poza tym - 1.500 zł zadośćuczynienia za krzywdę psychiczną. O wiele mniej niż pan Roman się domagał, ale jednak. Sędzia Jolanta Sikorska wyjaśniła, że oczekiwane 15.000 zł to kwota wygórowana i żądanie należało miarkować.
Polecamy
- Właściciel psa winien stosować takie metody utrzymania psa na smyczy, aby były one zawsze skuteczne. Jeśli pies się zerwie — to, wbrew przekonaniu pozwanego — zawsze odpowiada właściciel. Jeśli pies jest agresywny, bo przecież takie też się zdarzają, to po prostu wymaga to bardziej skutecznych metod pełnej kontroli nad jego spacerem — podkreśliła w uzasadnieniu wyroku sędzia.
Wyrok w opisywanej sprawie opublikowany został 22 marca br. w Portalu Orzeczeń Sądowych i oznaczony jako nieprawomocny.
PS Imiona w tekście zostały zmienione.
WAŻNE. Z uzasadnienia wyroku: silny związek z psem i brak dowodów na jakiekolwiek problemy alkoholowe
"Sąd dał wiarę zeznaniom świadka M. K., lekarza weterynarii, który leczył psa od sierpnia 2018. Potwierdził duże zaangażowanie właściciela w leczenie pupila oraz silny związek z nim i zeznał na okoliczność skutków zdarzenia dla zdrowia psa – martwica tkanek tchawicy zagrażająca życiu psa. Potwierdził także wystawione przez siebie faktury i recepty oraz rachunki, tych jednak pozwany nie neguje. Nie było żadnych podstaw, aby powziąć jakiekolwiek wątpliwości co do rzetelności i prawdziwości zeznać lekarza, który nie ma żadnego interesu w tym, aby zeznawać na korzyść powoda".
"Świadek M. J. to lekarz psychiatra, u którego powód leczy się z powodu nawrotu objawów depresyjno – lękowych łączonych przez pacjenta z pogryzieniem jego psa w lutym 2018. Ten świadek także nie odnotował objawów problemów alkoholowych u powoda. Zdaniem sądu brak podstaw, aby negować wiarygodność tego świadka".
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku: