Warszawska Prokuratura Okręgowa postawiła byłemu politykowi PiS zarzut wyłudzenia od Sejmu 138 tysięcy złotych.
- Przesłuchany w charakterze podejrzanego Tomasz Markowski nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia - informuje Katarzyna Szeska, rzecznik prokuratury.
Przypomnijmy. Przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku ujawniono, że ówczesny poseł Tomasz Markowski pobiera z kasy Sejmu dotację mieszkaniową (dwa tysiące złotych miesięcznie), do której prawo mają posłowie zamiejscowi. Tymczasem Markowski posiadał mieszkanie na Saskiej Kępie w Warszawie.
<!** reklama>Polityk jest cały czas aktywnym prezesem partii w regionie bydgoskim. I wiele wskazuje na to, że pozostanie nim nadal. To Tomasz Markowski bowiem u zarania Prawa i Sprawiedliwości tworzył większość struktur w regionie i ma tu oddanych ludzi.
- To bardzo bolesna dla partii sprawa, cierpi na niej wizerunek ugrupowania - uważa poseł Andrzej Walkowiak. - Nie udawajmy, że nic się nie stało. Przez tę sprawę i kilka innych funkcjonowanie PiS-u w regionie pozostawia wiele do życzenia. Trudno sobie wyobrazić, że PiS-em kieruje osoba z zarzutami prokuratorskimi.
- To na razie zarzuty, które nie przesądzają o winie. Dobrze, że Tomasz Markowski miał wreszcie okazję przedstawienia swojego punktu widzenia - uważa Tomasz Rega, wiceprzewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy. - Prosiłem o przesłuchanie jeszcze jako świadek. Mam dwie ekspertyzy, które są dla mnie korzystne, dysponuję też opinią Kancelarii Sejmu stwierdzającą, że mogłem dotację pobierać - broni się Tomasz Markowski. - Przecież ja przez 6 lat wpisywałem swoje mieszkanie do oświadczenia majątkowego i dopiero przed wyborami ktoś to zauważył? Nie zamierzam też rezygnować z przewodniczenia partii, przynajmniej do czasu, kiedy nie porozmawiam o tym z Jarosławem Kaczyńskim.(BOB, PAP)