„Życie po życiu”, OBE, deja-vu. Wiele osób twierdzi, że takie paranormalne stany rzeczywiście zachodzą. Naukowcy próbują wyjaśnić, czym w istocie są te zjawiska.
<!** Image 2 align=right alt="Image 33667" sub="Komputerowa próba przedstawienia, jak zachodzi zjawisko OBE, polegające na opuszczeniu ciała przez duszę, czy też jaźń, i wędrowaniu w bezcielesnej formie">W czerwcu tego roku amerykańscy badacze opublikowali wyniki badań nad zjawiskiem deja-vu, czyli odczuciem, że już kiedyś coś widzieliśmy lub tego doświadczyliśmy. Według szacunkowych danych, aż 97 proc. ludzi uważa, że przeżyło deja-vu.
Naukowcy przyjęli, że deja-vu to pomyłka mózgu. Ich zdaniem, kiedy przed naszymi oczami pojawia się jakiś przedmiot lub sytuacja, nasz mózg sprawdza, czy kiedyś już je obserwował. Jeśli mózg stwierdzi, że z czymś takim miał już do czynienia, to interpretuje to, co widzi jak coś znajomego.
Według ekspertów, to że doznaliśmy deja-vu, nie znaczy, iż przeżyliśmy już daną sytuację w świecie równoległym lub ujrzeliśmy ją w wieszczym śnie. To tylko nasz mózg, idąc w swej pracy na skróty, wprowadza nas w błąd. A że tak właśnie jest, potwierdzać ma seria eksperymentów z udziałem kilkudziesięciu osób, które zahipnotyzowano, a po wyprowadzeniu z transu przebadano ich reakcje. Testowani zachowali się tak, jak naukowcy przewidzieli. Czy jednak hipnoza przy badaniu deja-vu była właściwą metodą?
Zjawisko OBE polega na opuszczeniu ciała przez duszę, czy też jaźń, i wędrowaniu w bezcielesnej formie. Typowym objawem OBE jest unoszenie się pod sufitem i obserwowanie własnego ciała z góry. Pod koniec września 2002 r. kierowany przez prof. Olafa Blankego zespół neurologów z uniwersytetów w Genewie i Lozannie podał, że wie, jaki obszar mózgu odpowiada za przeżywanie OBE.
Neurolodzy badali 43-letnią pacjentkę cierpiącą na epilepsję. Gdy lekarze podrażnili prądem niemający związku z chorobą obszar zwany Gyrus angularis, kobieta stwierdziła, że opuściła ciało.
Gyrus angularis stymulowano wielokrotnie, prosząc pacjentkę, aby w tym czasie poruszała rękami i nogami. Ustalono, że badana osoba widziała z góry zawsze tę część ciała, którą poruszała podczas przesyłania do jej mózgu impulsu elektrycznego.
Jak widać, Gyrus angularis ma dla zjawiska OBE kluczowe znaczenie. Czy jednak faktycznie chodzi tu o błąd w pracy mózgu? Może uaktywniony Gyrus angularis otwiera drzwi duszy, by ta mogła ruszyć na wędrówkę?
A co z „życiem po życiu”? Sporo jest relacji osób, które przeżyły ten stan w przypadkach śmierci klinicznej, przy zawałach serca, wypadkach samochodowych. Znaczny procent ludzi, którzy mieli takie doświadczenie, twierdzi, że doznawali wrażeń takich jak w OBE, poza tym ich dusze trafiały do obszaru jasnego światła, a oni sami czuli wszechogarniający spokój.
W kwietniu naukowcy z Uniwersytetu Stanu Kentucky w Lexington podali wyniki swych badań nad zjawiskiem „życia po życiu”. Zdaniem ekspertów pracujących pod kierunkiem neurologa dr. Kevina R. Nelsona, ludzie, którzy doznali „życia po życiu”, mają płynne granice między fazą snu REM a czuwaniem. Spośród 55 testowanych osób, ok. 60 proc. doznawało przenikania fazy REM do fazy czuwania, co skutkowało halucynacjami wzrokowymi lub słuchowymi oraz czasowym paraliżem.
<!** reklama left>Zdaniem dr. Nelsona, wyniki te wskazują, że podłożem przeżyć z pogranicza śmierci jest przenikanie fazy REM do stanu czuwania. Osoby, u których granice między REM a czuwaniem są słabiej zaznaczone, mają większe predyspozycje do tego, aby w sytuacji zagrożenia doświadczyć stanu zwanego „życie po życiu”.
Przykładowo, wrażenie, że jest się otoczonym światłem, może być wynikiem aktywności neuronów wzrokowych typowej dla fazy REM – twierdzi dr Nelson. Z kolei charakterystyczne dla REM zwiotczenie mięśni może wywołać wrażenie przebywania poza własnym ciałem. Spytać jednak można, co jest przyczyną, a co skutkiem? Może zespół Nelsona odkrył skutki doświadczenia stanu „życia po życiu”?