<!** Image 1 align=left alt="Image 26839" >Wcale mnie nie dziwi wicepremier Andrzej Lepper obsadzający stanowiska w TVP. Co z tego, że to czysto peerelowskie myślenie, według którego państwo - z należącymi doń mediami - nie jest własnością jakiegoś tam „przypadkowego społeczeństwa”, tylko partii.
A jeśli partia rządzi, to partii się należy! Najpierw PiS, Samoobrona i LPR dogadały się co do ustawy o KRRiT, potem obsadziły radę swoimi. Trafili tam ludzie niemający zielonego pojęcia o mediach, ale przecież nie o kompetencje chodziło, tylko o partyjne wpływy. Później koalicyjny tercet podzielił się stołkami w zarządzie TVP SA. Właśnie okazało się, że jeden z jego członków miał zdobywać doświadczenie w faszystowskim szmatławcu. Wszystko w tej maszynce do „odzyskiwania” publicznych mediów szło idealnie, aż się zacięło. Rozumiem, że wicepremier jest rozczarowany.
Bardziej dziwię tej dwójce dziennikarzy telewizyjnych - Beacie Jakoniuk-Wojcieszak, której Lepper chce oddać szefostwo TVP3, i Wojciechowi Nomejce, pasowanemu na szefa „Panoramy”. Przecież to namaszczenie to śmierć ich zawodowej wiarygodności. Nie chodzi o to, że namaszcza ich Lepper. Równie kompromitujące byłoby, gdyby jakikolwiek inny polityk prezentował ich jako swych protegowanych. Czekam, może zdementują, oświadczą, że nie mają nic wspólnego z kolejnym po „kwiatkowszczyźnie” upolitycznieniem TVP, że nie są partyjnymi pupilami. Czekam i nic.
A najbardziej zadziwia mnie prezes Bronisław Wildstein. Dziś grozi dymisją, zapewnia, że nie ulegnie naciskom. Przecież wiedział, gdzie wchodzi. Myślał, że można na dłuższą metę zachować cnotę politycznej niezależności w państwowej firmie kierowanej przez zarząd z politycznego rozdania i nadzorowanej przez upolitycznioną KRRiT? W cuda wierzył?