
Pierre-Emerick Aubameyang (Gabon, Borussia Dortmund)
Nie gra w tak niezłej reprezentacji jak Lewandowski, ale w niczym go to nie usprawiedliwia. Zupełnie zawalił te kwalifikacje. Zagrał w czterech meczach (na sześć możliwych) i nie zdobył nawet bramki, chociaż w Bundeslidze ładuje jedną za drugą. Grupa była wymagająca (Maroko, Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali), ale to żadne wytłumaczenie, skoro udało się w niej uciułać drużynie pięć punktów.

Arjen Robben (Holandia, Bayern Monachium)
Od pewnego czasu obserwujemy załamanie futbolu holenderskiego. Reprezentacja, która w 2010 roku zdobyła srebro w RPA, a w 2014 brąz w Brazylii, nie zakwalifikowała się na drugi turniej z rzędu. Po Euro we Francji nadszedł czas na Mundial w Rosji. O awans "Pomarańczowi" walczyli do samego końca, ale żaden kibic chyba specjalnie nie wierzył w misję pt. "Strzelimy siedem goli Szwecji, a potem bukujemy bilety". Łza poleciała Robbenowi, który zdał sobie sprawę, że już nigdy nie pojedzie z kadrą na wielki turniej. W eliminacjach zdobył sześć bramek i zanotował jedną asystę. Na tym kończy reprezentacyjną karierę (w sumie 96 meczów, 37 goli, 29 asyst).

Jan Oblak (Słowenia, Atletico Madryt)
O trzy punkty za mało zdobyła Słowenia, żeby uwierzyć w powtórkę z 2010 roku. Jeden z najlepszych bramkarzy na świecie, czego potwierdzeniem nominacja do Złotej Piłki, wpuścił tylko siedem goli (dla porównania Polacy wpuścili czternaście), ale na Mundialu nie zagra. Za mocna dla jego drużyny okazała się przede wszystkim Anglia, która wygrała i zremisowała w bezpośrednich spotkaniach.

Arturo Vidal (Chile, Bayern Monachium)
Jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata również obejrzy turniej w telewizji. Robił co mógł z Alexisem Sanchezem (sześć trafień przy siedmiu zawodnika Arsenalu), ale to okazało się ciut za mało. Najlepiej chilijski paradoks określa sprawa reklamacji meczu z Boliwią. Otóż federacja tego kraju zażądała walkoweru wobec gry nieuprawnionego zawodnika (na murawie był 0:0). Walkower przyznano, ale przyznano go też Peru (0:2 z Boliwią), bo ten sam piłkarz zagrał i w tym spotkaniu. W ten sposób Peru "nadrobiło" punkt do Chile – punkt, który okazał się najważniejszy w końcowym rozrachunku.