https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Taki wielki, a taki mały

Mariusz Załuski
Naprawdę nie wiem, czy to już koniec. Znam się na tym średnio, a poza tym to taka dziedzina, że najwięksi fachmani nie wiedzą, czemu jeden lata aż miło, a drugi spada aż strach.

<!** Image 1 align=left alt="Image 14217" >Naprawdę nie wiem, czy to już koniec. Znam się na tym średnio, a poza tym to taka dziedzina, że najwięksi fachmani nie wiedzą, czemu jeden lata aż miło, a drugi spada aż strach. Nie da się jednak ukryć, że Adam Małysz nie rozpala już serc rodaków ani jako sportsman, ani jako gwiazdor pop-kultury, którym był przez ostatnie lata. Ba, zaczęło się już nawet złośliwe podszczypywanie mistrza, bo przecież nic tak nie raduje serc gawiedzi, jak moment, w którym ten wielki robi się coraz mniejszy.

Wywleka się więc naszemu skocznemu Adamowi nietrafione decyzje sportowe, personalne szantaże, gwiazdorskie kaprysy. I masę innych spraw.

Pewnie tych ataków będzie więcej i w końcu obwołamy Małysza już nie dumą narodową, ale sprawcą narodowej hańby. W każdym razie wszystko teraz zależy tylko od niego. Bywało w końcu tak, że upadający pop-idol odchodził z klasą, a zdarzało się i tak, że dawał się prowokować tabloidom i sam wpędzał w uliczkę wyjątkowo ślepą, pełną dąsów, pretensji i paskudnych popisów w internecie. A w sporcie zmiany w gwiazdorskiej pierwszej lidze są wyjątkowo gwałtowne.

W każdym razie w tej chwili po Małyszu rzewnie płaczą redaktorzy mediów w całej Polsce, bo nikt tak nie przyciągał kibiców płci obojga jak nasz polski Orzeł z rachitycznym wąsikiem. I teraz znowu, po zakończeniu rozgrywek żużlowych czy piłkarskich, straszy sportowa zimowa dziura, oglądalność spada dramatycznie,a skoki przegrywają z coraz bardziej mydlanymi operami. Następcy pana Adama rokują zaś kiepściutko. Cała gromada naszych małoletnich gwiazdek skoków, wystająca zza pleców Małysza, jest tak zahukana i wystraszona, że salonów raczej nie podbije.

Gdzieś w cieniu pana Adama walczy za to o przetrwanie w pop-kulturalnym gwiazdozbiorze inny sportowiec. Był czas, że judoka Paweł Nastula wygrywał z kim i jak chciał, a lud kibicowski kochał go szczerze i namiętnie. Teraz trochę dla pieniędzy, a trochę dla chwały mołojeckiej próbuje sił w walkach w formule Pride - a tam trzeba być twardzielem, żeby wytrzymać ten superłomot. Zawody Pride podbiły już Azję, a pewnie za jakiś czas podbiją i Europę, bo nie ma nic bardziej soczystego.

Parę dni temu Nastula stoczył swoją drugą walkę i odniósł drugą porażkę, ale pewnie żadne szydercze komentarze się nie pojawią, Bo „ludożerka” zawsze Nastulę kochała. A teraz, kiedy przegrywa, kocha go jeszcze bardziej.

No bo Nastula przegrywa tak po polsku. Ładnie i z zadęciem.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski