Jeszcze niedawno, ilekroć dochodziło do rozmów o pogodzie z rolnikami, ci byli z niej niezadowoleni. Gdy za bardzo padało, wiadomo, źle - plony gniją. Gdy nie padało, też źle, bo susza i zbiory będą kiepskie. Silny mróz zimą - nie ma wątpliwości, że zbiory będą niskie, bo wszystko pomarzło. Gdy mrozów nie było, też oznaczało to tragedię dla zbiorów, wtedy bowiem choroby szczególnie zajadle atakowały rośliny. Zawsze było źle, a to w prostej konsekwencji oznaczało, że trzeba podnieść ceny. Pogoda to przecież uzasadniała. Coś się jednak zmienia, teraz pogoda niczego już nie uzasadnia. Rolnicy czekają na mróz i chyba się go w końcu doczekali (zanim, mam taką nadzieję, rośliny rozpoczęły wegetację i teraz nie podmarzną), w przeciwnym razie wiadomo - wiosną czekają nas podwyżki. Pomijając kwestię rolnictwa, wszyscy wydają się być z mrozu umiarkowanie zadowoleni. Dostawcy ciepła, bo sprzedadzą go więcej. Transport - bo choć mróz jest, to śniegu nie ma, a więc jeździ się spokojnie i komfortowo. Handlowcy nie widzą problemu, choć pracują krócej, towar sprzedaje się, jak się sprzedawał. Nawet drogowcy, mimo powszechnej, choć nie zawsze zasłużonej krytyki, pracują mimo mrozów tam, gdzie to tylko możliwe.
<!** reklama>
Jedyną niezadowoloną z pogody grupą społeczną konsekwentnie pozostają dzieci. Co prawda mróz jest dobrą zapowiedzią śniegu, ale jednak tylko zapowiedzią. Bez śniegu zimowe ferie to nie ferie. Jeśli śnieg spadnie, role się odwrócą, jedynymi zadowolonymi z nowej sytuacji będą właśnie odpoczywające na feriach dzieci, reszta zacznie narzekać.