Wystarczy złożyć w sądzie komplet dokumentów. Adres może być zmyślony albo należeć do kogoś innego. Nikt tego nie sprawdzi.
<!** Image 2 align=left alt="Image 5294" >Przekonał się o tym Roman Burnicki z Bydgoszczy. Zaskoczony mężczyzna dowiedział się z gazety, że w jego mieszkaniu funkcjonuje stowarzyszenie pomagające ofiarom przemocy domowej.
Do gazety adres trafił z ulotki reklamującej kampanię informacyjną „Przełam przemoc”. Akcję firmuje biuro minister Magdaleny Środy, pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Na potrzeby naszego województwa wydrukowano 12 tysięcy ulotek. Rozprowadzane są, między innymi, w komisariatach policji. Nazwa i adres fundacji „Pomoc bez granic” figurują na pierwszym miejscu listy instytucji pomocowych, które wspierają ofiary przemocy.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że fundacja widnieje tylko na papierze i w dodatku posługuje się nieaktualnym i cudzym adresem.
- W jaki sposób nieprawdziwe informacje znalazły się w ulotce rządowej akcji - pytamy Berenikę Anders z biura minister Magdaleny Środy.
- Bardzo nam przykro. Jest błąd w adresie. Wystosujemy przeprosiny i prośbę o sprostowanie.
- Nie trzeba. Adres przecież jest prawdziwy. Należy tylko do kogoś innego i nie ma tam żadnej fundacji „Pomoc bez granic”.
- Przepraszam. My nie sprawdzamy tych adresów. Nie mogę w tej chwili skontaktować się z osobą odpowiedzialną za redagowanie ulotki, ale chyba wzięliśmy dane z jakiejś strony internetowej - przyznała zmieszana kobieta.
Po działalności fundacji nie ma w Bydgoszczy śladu. Słyszano o niej jedynie w Rejonowym Ośrodku Pomocy Społecznej na Wyżynach.
- W sierpniu 2004 roku dotarła do nas informacja o fundacji mającej rzekomo siedzibę na naszym terenie. Zadzwoniłam. Mężczyzna, który odebrał telefon, powiedział, że przyśle kogoś. Zjawił się ktoś z fragmentem jakiegoś tekstu. Zanotowałam, czym organizacja się zajmuje i to był mój ostatni kontakt z nimi. Więcej się nie pojawili - mówi Beata Leszczyńska, pracownik ROPS.
Z aktu rejestrowego wynika, że prezesem fundacji jest teść Mirosława J. - Piotr J., a wiceprezesem teściowa - Barbara J. Członkowie zarządu to Mirosław J. i jego żona Anna. We władzach figuruje też mieszkanka bydgoskich Kapuścisk - niejaka Ewa G. Pozostałe osoby nie są w Bydgoszczy zameldowane.
- Naciskałem, żeby się zameldowali tymczasowo, ale zaczęli kręcić, więc w kwietniu 2005 roku wypowiedziałem im lokal. Nie miałem pojęcia, że zdążyli zarejestrować u mnie fundację - mówi zdenerwowany Roman Burnicki. Ze skrzynki na listy wyjmuje pisma komornicze i korespondencję z wrocławskiej kancelarii prawniczej.
Próbowaliśmy w bydgoskich instytucjach znaleźć informacje o fundacji. Bez rezultatu. Nie słyszano o niej ani w wydziałach Urzędu Miasta, ani w Urzędzie Wojewódzkim. Nie jest znana także w instytucjach pomocowych.
- Pierwszy raz o takim stowarzyszeniu słyszymy - powiedziano nam w bydgoskim Medarze.
Kilka miesięcy temu MOPS próbował odszukać fundację, by uaktualnić dane. Zniknęła.
- Nie sprawdzamy adresów fundacji, bo nie ma takiego obowiązku - dowiedzieliśmy się w sądzie.
Prosimy o kontakt osoby, które mają wiedzę na temat działalności fundacji „Pomoc bez granic”.