https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szybkie strzały w siódmej lidze

Jacek Kiełpiński
Stąd można tylko awansować. Spaść się nie da. Tu piłkę nożną traktuje się jako hobby, a agresja i chamstwo, znane z dużych stadionów, raczej nie docierają. Chyba, że ktoś „przeskoczy na wyższy poziom adrenaliny”, „rozbudzi się na awanse” albo... ma brata.

Stąd można tylko awansować. Spaść się nie da. Tu piłkę nożną traktuje się jako hobby, a agresja i chamstwo, znane z dużych stadionów, raczej nie docierają. Chyba, że ktoś „przeskoczy na wyższy poziom adrenaliny”, „rozbudzi się na awanse” albo... ma brata.

<!** Image 2 align=none alt="Image 171102" sub="- Wśród ich kibiców zaległa grobowa cisza. Dostawało się tylko czasami sędziemu. Wulgaryzmy, to oczywiste, leciały jak zawsze pod jego adresem. Ale goście nie byli już tacy pewni
- wspomina Piotr Trzpil, który boisko
w Klamrach zrobił na własnym polu.">Niedzielne południe. Na boisku w Klamrach koło Chełmna mecz pomiędzy miejscowym Tartakiem i Sokołem Lubicz. Kamer nie ma, ochrony też, żadnych płotów odgradzających zawodników od widzów. Bo też tych jest zaledwie trzydziestu. Ogólny spokój, jak to na meczu B klasy.

<!** reklama>- Jak tamci wchodzili na boisko, to się odgrażali, że wleją nam pięć do zera. Byli tacy pewni, bo w poprzedniej rundzie przegraliśmy z nimi czterema bramkami - wspomina Piotr Trzpil, prezes Tartaku Klamry, absolutny entuzjasta piłki nożnej. To on w 1997 roku wpadł na pomysł powołania we wsi klubu piłkarskiego. Na boisko przeznaczył własne pole. Założył drenki odwadniające, posiał trawę... Na takich ludziach, zdaniem działaczy Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, opiera się ten sport w tak zwanym terenie.

<!** Image 3 align=none alt="Image 171102" sub="Sokół Lubicz reaktywowany został w ubiegłym roku. Nie ma jeszcze swojego boiska. Mecze rozgrywa na wynajmowanym obiekcie w Toruniu, a trenuje na orliku przy szkole w Górsku.">- Jednak nasi dawali sobie świetnie radę i chyba już w dziesiątej minucie padł gol - kontynuuje prezes. - Wśród ich kibiców zaległa grobowa cisza. Dostawało się tylko czasami sędziemu. Wulgaryzmy, to oczywiste, leciały jak zawsze pod jego adresem. Ale goście nie byli już tacy pewni.

Zakotłowało się pod bramką

Co ciekawe, sędzia główny tamtego spotkania, Sławomir Dąbrowski, słów ciężkiego kalibru nie pamięta. - Był spokój. Piknikowa wręcz atmosfera - zapewnia.

Tu pojawia się pierwsza sprzeczność w relacjach, a będzie ich jeszcze wiele. To ostatecznie k... i ch... leciały tamtej niedzieli w Klamrach, czy nie? Każdy mówi co innego, a nagrań brak. Wiele wskazuje na to, że wulgaryzmy słyszą tylko ci, którzy chcą je słyszeć. Sędzia nie chce, bo i tak nic z nimi zrobić nie może. Choć na boisku jest bogiem, to nawet najgorsze wyzwiska pod swoim adresem musi tolerować.

- Z powodu słownego obrażania sędziego nie przerywa się meczów - przypomina jedną ze świętych zasad Ewaryst Schäfer, wiceprezes K-PZPN i szef toruńskiego podokręgu.

Co do jednego wszyscy są zgodni - pod koniec pierwszej połowy drużyna z Lubicza przycisnęła. Zakotłowało się pod bramką gospodarzy kilka razy. Tuż przed przerwą solidny strzał obronił bramkarz Tartaku. Piłka prawie przekroczyła linię bramkową.

- Jeden z zawodników z Lubicza próbował wkopać ją razem z bramkarzem do siatki - ocenia Piotr Trzpil. - Tak to wyglądało. W obronie bramkarza wystąpili koledzy. Napastnik gości został odepchnięty.

Zdaniem sędziego: - Doszło do faulu na bramkarzu, który został odgwizdany. I właśnie wtedy się stało...

Na boisko wpadło trzech kibiców Sokoła Lubicz. Tu sprzecznych relacji przybywa. Zdaniem zawodników Tartaku, biło trzech braci odepchniętego zawodnika gości, niektórzy widzieli, że trzeci im tylko asystował.

- Wywiadów będę udzielał dopiero wtedy, gdy będę w pierwszej lidze - żartuje Piotr, prawy pomocnik, z solidną śliwą pod okiem. - Dostałem strzała od tego pierwszego. To była bardzo szybka akcja.

Tomek, jego kolega grający na prawej obronie, ma rozciętą i spuchniętą wargę. On dostał pierwszy. - Problem w tym, że to był mecz. I nam, zawodnikom, nie wolno reagować. Bo jakbyśmy ręce wyprostowali, to zaraz mielibyśmy walkower. Gdyby to było poza boiskiem, inaczej by się potoczyło...

Tylko on próbuje się odgrażać. Jest wyraźnie zły, że dał się trafić z zaskoczenia. Że nie był dość czujny. No, ale kto mógł przypuszczać, że na boisko wtargną kibice i będą lać kogo popadnie?

- O podobnym przypadku w B klasie, czyli jak to się popularnie mówi - siódmej lidze, nie słyszałem. Nie pamiętam, by coś podobnego zdarzyło się wcześniej - zapewnia Ewaryst Schäfer. - Tam piłka jest zabawą środowiskową, organizowaną dzięki zaangażowaniu entuzjastów, którym należy się ukłon za to, że im się coś chce. Marzy mi się, żeby mecze na wsiach i w małych miejscowościach kończono wspólnym grillem, jak to widziałem nieraz na Zachodzie. Czyżby chamstwo i agresja zaczynały przenikać z trybun wielkich boisk aż do takich maleńkich Klamr?

Jak odgrodzić kibiców?

Zaskoczony tym przypadkiem jest także Janusz Pietrzyk, szef Komisji ds. Bezpieczeństwa K-PZPN. - Nastawiamy się na mecze podwyższonego ryzyka, tam wysyłamy delegatów, obserwatorów - przypomina. - Od poziomu ligi okręgowej za spokój na stadionie odpowiada kierownik ds. bezpieczeństwa, on dysponuje służbami porządkowymi kontrolującymi, czy na obiekt jest wnoszony alkohol. Ale taki mecz z nieliczną widownią... Podobnych rzeczy w B klasie dotąd nie było.

Okazuje się, że sami działacze nie są pewni, czy w siódmej lidze obowiązuje wymóg odgrodzenia zawodników od ławek z kibicami. Niby tak, ale przecież nie da się tego wyegzekwować. - Gdyby trzymać się sztywno tego przepisu, rozgrywek siódmej ligi by nie było - ucina ostatecznie Janusz Pietrzyk. - Przecież tam ma chodzić po pierwsze o zabawę, rekreację!

Jak widać, nie zawsze. Zdaniem trenera Tartaku Klamry, Andrzeja Karwowskiego, który trenuje też czwartoligową Chełminiankę Chełmno, kibicom Sokoła udzieliło się podminowanie samych zawodników. Podobnie jak prezes Tartaku uważa, że jedni i drudzy zachowywali się tak, jakby wypili za dużo red bulla.

- No, na taki poziom adrenaliny jeszcze nie wskoczyliśmy - komentuje. - Sokół wyraźnie rozbudził się na awanse. To było widać.

Trener jest przekonany, że jego prawy pomocnik został kopnięty w głowę. - Na szczęście, chłopacy nie zaczęli się bronić, bo sędzia uznałby to wówczas za obopólną bójkę - tłumaczy. - Zaszokowani byliśmy wszyscy, bo sport w Klamrach traktujemy spokojnie. Tu grać, to przyjemność, tu się wypoczywa. Ja zająłem się Piotrem, który po kopnięciu nie wstawał. Bałem się, że język mu ucieknie i dojdzie do tragedii. Miał potem robioną tomografię głowy, na szczęście nic złego nie wykryto.

Andrzej Karwowski zapewnia, że żal mu działaczy Sokoła, którzy muszą się liczyć z konsekwencjami.

- Sokół dał plamę - przyznaje wyraźnie przybity Bogdan Szymborski, prezes Sokoła. - Teraz, gdziekolwiek pojedziemy, będą nam to wypominać i uważnie oglądać naszych kibiców. A jeśli komisja dyscyplinarna nałoży karę finansową, choćby tysiąc złotych, nie będziemy mieli z czego płacić. W siódmej lidze nie ma pieniędzy. Tu transfery zawodników to wydatki rzędu 200-500 złotych.

Trener Sokoła, Lech Tofil, przypomina delikatnie, że za bezpieczeństwo na boisku odpowiada jego gospodarz, czyli w tym przypadku Tartak Klamry. - Gdyby nie było winnego, to oni musieliby zapłacić karę. No, ale to faktycznie nasz człowiek nie wytrzymał. Nigdy wcześniej takiej sceny nie widziałem. Inna rzecz to traktowanie sędziów na takich spotkaniach. Ale oni czasem sami prowokują. Wielu wydaje się być z łapanki, boją się gwizdać. Czasem ewidentnie trzymają stronę jednej z drużyn. To i potem słyszą epitety. W tym przypadku jednak uwag do sędziowania większych nie było. Było za to uderzenie z główki...

Lech Tofil przyznaje, że jego zawodnik próbując wkopać piłkę trzymaną już przez bramkarza (No, wie pan jak to jest w ferworze walki pod bramką... Szachy to nie są), nie był do końca w zgodzie z przepisami, ale o wiele gorsze jest to, co miało go za to spotkać. - Był nie tylko odpychany, dostał też z główki. Sam widziałem.

Bił, więc już nie zagra

Czy możliwe, żeby tego uderzenia głową w twarz nie dostrzegł sędzia? Zdaniem trenera i zawodników Sokoła - właśnie tak było. A to, zdają się przekazywać między słowami, może jakoś usprawiedliwiać reakcję krewkich kibiców. Bo to taka niesprawiedliwość, że aż człowieka nosi...

- Dawida, który w tym meczu nie grał, tylko był kibicem i uderzył dwóch zawodników z Klamr, odsunąłem od rozgrywek - zapewnia Lech Tofil.

Jak odsunięty, to odsunięty. Na treningu Dawid się nie pojawił. Za namową prezesa Sokoła zgodził się jednak rozmawiać. Spotykamy się na osiedlu w Lubiczu, koło trzepaka.

- Kamilek, mój najmłodszy brat, faktycznie próbował wepchnąć piłkę, ale ich obrońca walił z głowy! Jak zobaczyłem, że brat padł, a ci na nim i go szarpią, nie wytrzymałem - przyznaje. - Ma pan brata? Nie? To szkoda. Brat to brat, a szczególnie najmłodszy. Musiałem...

Naprawdę żałuję...

Według świadków zajścia, agresorów było trzech, według policji - dwóch, a według Dawida - bił tylko on.

- Nie to, że biorę wszystko na siebie, tylko tak faktycznie było - zapewnia. - Obaj bracia mnie powstrzymywali. Młodszy dla świętej zgody przyznał w końcu na policji, że kogoś kopnął, bo tamci tak zeznawali. Ale to ja sam, daję słowo. Policjanci nie chcieli wierzyć, choć ich przekonywałem, że parę w łapach mam od roboty - budowlańcem jestem, kostkę brukową układam.

Nagle odrzuca papierosa, urywa żartobliwy ton i mówi poważnie. - Proszę napisać, że bardzo tego żałuję. To było głupie, chciałbym cofnąć czas. Teraz mogę liczyć tylko na wyrok w zawiasach. Przepraszam zespół Tartaka Klamry, a szczególnie uderzonych przeze mnie zawodników. Naprawdę przepraszam. Ale co teraz poradzę... Kawę już wylałem...

Jak przyjmą te słowa w Klamrach? Może następnym razem po meczu z Sokołem rozpalą grill stojący za bramką? Może spełnią się marzenia wiceprezesa związku i dojdzie do scen, które widział na Zachodzie?

Zobacz galerię: Szybkie strzały w siódmej lidze

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski