Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztukmistrz z Włocławka

Adam Luks
Wielu postrzegało go jako genialnego schizofrenika, ale Stanisław Zagajewski nie był wariatem. Był prawdziwym artystą. Oprócz gliny nie potrzebował do życia nic. Zmarł w ubiegły piątek.

Wielu postrzegało go jako genialnego schizofrenika, ale Stanisław Zagajewski nie był wariatem. Był prawdziwym artystą. Oprócz gliny nie potrzebował do życia nic. Zmarł w ubiegły piątek.

<!** Image 2 align=right alt="Image 81200" sub="- Mógłbym być teraz miłym, starszym panem, pachnącym lawendą. Spacerowałbym sobie po mieście
w garniturze
i liczył pieniądze ze sprzedaży rzeźb. Wiesz, nie podobałoby mi się to - powiedział kiedyś Stanisław Zagajewski. / Fot. Jarosław Czerwiński">Nie wiadomo dokładnie, gdzie i kiedy się urodził. Został znaleziony zimą 1929 roku na stopniach kościoła św. Barbary w Warszawie. Wymyślono mu nazwisko i nadano fikcyjną datę urodzin - 27 września 1927 roku. Dzieciństwo spędził w klasztornych zakładach opiekuńczych. Później imał się wielu zajęć: był kucharzem, ogrodnikiem, introligatorem, krawcem, stróżem nocnym, konwojentem... Od najmłodszych lat jego największą pasją było jednak rzeźbienie w glinie. Właśnie temu zajęciu oddał się w końcu całkowicie.

- Żył jak kloszard - mówią jedni. - Jak prawdziwy artysta - poprawiają inni. W jego domu-pracowni zawsze śmierdziało moczem. „Dojrzewającą” w słoikach żółtą ciecz nazywał szlichtą. Dodawał ją do gliny, z której lepił niesamowite dzieła. Patent starych rzemieślników z fabryki fajansu, w której wypalał swe rzeźby.

Smok nie przetrwał

<!** reklama>- Zagajewski w otoczeniu sfory psów, ciągnący swój słynny wózek, to trwały obraz w mojej pamięci - mówi Piotr Nowakowski, dyrektor Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, gdzie znajduje się obecnie największy zbiór prac artysty. Stała ekspozycja liczy przeszło 120 rzeźb. - Chodziłem do szkoły podstawowej w okolicy, gdzie Zagajewski mieszkał. Prawie codziennie widywałem go, jak szperał po śmietnikach, a latach 70. nie było to jeszcze tak powszechne zajęcie. Dzieciaki wołały na niego Stasiu Śrubka. Trochę kpiąco, ale wszyscy mieliśmy świadomość, że to wielki artysta.

<!** Image 7 align=left alt="Image 81209" sub="Fascynacja tematem piety to jedno
z podobieństw Stanisława Zagajewskiego do Michała Anioła,
z którym włocławski artysta lubił się porównywać. Na twarzach postaci widać olbrzymie łzy, charakterystyczne dla twórczości Zagajewskiego. / Fot. Adam Luks">Był sławny. We Włocławku, mieście, które Zagajewski uznał za swój dom, zawsze mówiło się o nim dużo. Zwłaszcza od chwili pamiętnego zwycięstwa w „Turnieju Miast”, popularnym niegdyś programie, emitowanym w telewizji. To było w 1968 roku. Zagajewski zapewnił Włocławkowi triumf, tworząc monumentalną rzeźbę - sześciometrowego smoka z gliny i odpadków, który na wielkim wojskowym pontonie wypłynął na Wisłę.

- To największe, w sensie gabarytowym, dzieło artysty nie zachowało się, bo nie było możliwości aby tego potwora wypalić - wspomina dyrektor Nowakowski.

Zagajewski uznał, że smok powinien zamieszkać na dnie Wisły. I tak się stało.

- Wiele osób postrzega Zagajewskiego jako genialnego schizofrenika, a on nie był chory psychicznie. Miał wyraźną świadomość tego, kim jest, ale i tego, kim nie jest, co może nawet ważniejsze - twierdzi Andrzej Chmielewski, znajomy artysty. - Kiedyś, podczas długiej rozmowy w jego domu, powiedział mi: „Mógłbym być teraz miłym, starszym panem pachnącym lawendą. Spacerowałbym sobie po mieście w garniturze i liczył pieniądze ze sprzedaży rzeźb. Wiesz, nie podobałoby mi się to”.

<!** Image 6 align=right alt="Image 81206" sub="Stanisław Zagajewski otrzymał wiele odznaczeń. To najcenniejsze - Medal Gloria Artis ktoś ukradł. / Fot. Jarosław Czerwiński">Chmielewski nazywa Zagajewskiego sztukmistrzem: - Był panem puenty, genialnie przewrotny. To on sprawował władzę nad otoczeniem, a nie odwrotnie.

Glinę ugniatał na telewizorze

Dziennikarze interesowali się Stanisławem Zagajewskim przeważnie zimą, kiedy nędza, w jakiej żył, stawała się najbardziej widoczna. Akcje typu „ratujmy włocławskiego Nikifora” organizowane były regularnie. Po raz pierwszy w 1963 roku, krótko po przyjeździe artysty do Włocławka, a ostatni raz - przed dwoma laty. „Kto dopuścił do tego, aby prawdziwy geniusz bytował w takich warunkach?” - reporterzy TVN za wszelką cenę próbowali znaleźć winnego. W wyniku akcji Zagajewski trafił do szpitala, a potem do domu pomocy społecznej.

- No i jak tu panu jest, panie Stanisławie? - dociekał dziennikarz.

- Jak w raju: ciepło, biało - odparł Zagajewski. - Szkoda, że nie lubię bieli - dorzucił zaraz.

<!** Image 5 align=right alt="Image 81206" sub="Dwa lata temu, podczas pobytu w DPS, artysta mówił głównie o dziele swojego życia, którego już nie dokończył / Fot. Adam Luks">Nie było siły, aby zatrzymać go w ciepłym ośrodku. Gdy wrócił do wyremontowanego w międzyczasie domu, zdenerwował się.

- Kto tu zrobił taki bałagan? - dopytywał.

Wiele razy próbowano uszczęśliwiać Zagajewskiego. Artysta, czasem bardzo ostentacyjnie, sprzeciwiał się takim próbom. Z kolorowego telewizora, który dostał kiedyś w nagrodę za swoje osiągnięcia artystyczne, zrobił stolik do ugniatania gliny. Innym razem władze Włocławka zarządziły akcję wymiany okien w domu artysty. Już następnego dnia Zagajewski wybił część szyb, „żeby psy mogły swobodnie wchodzić do środka”.

Nieodłączne psy były dla Stanisława Zagajewskiego darmowym ogrzewaniem i podręczną... apteką. Po trudnej operacji prostaty artysta sam wyrwał sobie cewnik. W warunkach, które panowały w jego domu, fakt, że nie wdała się wtedy żadna infekcja, graniczy z cudem. Jedynym, który się temu nie dziwił, był sam Zagajewski. - Przecież psy wylizały ranę - tłumaczył.

Podobny do Michała Anioła

Mimo poniżeń, drwin, wytykania palcem, Stanisław Zagajewski miał w sobie niezwykłą godność. Wiedział, że robi coś wielkiego i często to podkreślał.

- Żył skromnie, ale skromny nie był - uśmiecha się Krystyna Kotula, kierowniczka Zbiorów Sztuki Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej. - Często powtarzał, że Włocławek stanie się jeszcze dzięki niemu sławny. Kiedyś zapytał mnie, czy myślę, że będzie miał trzecie miejsce. Nie zrozumiałam. „No wiesz - tłumaczył - pierwszy jest Michał Anioł, drugi Leonardo, a trzeci ja”. Czasami włączał tam gdzieś jeszcze Jana Matejkę.

Do Michała Anioła Zagajewski porównywał się wielokrotnie.

<!** Image 4 align=right alt="Image 81206" sub="Do chwili remontu w domu-pracowni Zagajewski cały czas rzeźbił. W czystym wnętrzu nie stworzył już wiele./ Fot. Adam Luks">- I przyznać trzeba, że coś w tym porównaniu jest - uważa Krystyna Kotula. - Kiedy Michał Anioł wpadał w szał tworzenia, też zapominał o potrzebach codzienności. Przestawał dbać o siebie, o higienę. Malując sklepienie w Kaplicy Sykstyńskiej, nie schodził z rusztowania całymi tygodniami, potem ściągał buty razem ze skórą. Obydwu artystów łączy też fascynacja tematem piety, jakby podobne problemy z pieniędzmi, a nawet pewne podobieństwo fizyczne - obaj mieli charakterystycznie złamane nosy.

Zdaniem wielu osób z kręgów szeroko rozumianej kultury, określenie „Michał Anioł z Włocławka” charakteryzuje Zagajewskiego lepiej niż to używane częściej - „włocławski Nikifor”.

- Stanisław Zagajewski nie pasuje tak naprawdę do żadnych definicji stworzonych przez krytyków sztuki, chociaż zaliczany jest zwykle do grupy artystów nieokrzesanych, z kręgu Art Brut, traktujących sztukę raczej intuicyjnie - dodaje Krystyna Kotula. - Osobiście nie do końca zgadzam się z taką klasyfikacją. Zagajewski nie studiował sztuki, ale orientował się w kanonie. Miał wiedzę, znał biografie wielu artystów.

W ostatnich latach Zagajewski coraz częściej wspominał o dziele życia. Miał w głowie wizję ogrodu oliwnego z Chrystusem zatopionym w modlitwie, ale pełnego też dziwnych stworów, demonów. Rozpoczął nawet pracę, obmierzył wszystko sznurkiem, tak jak to miał w zwyczaju. Brakowało jednak energii. Skarżył się na swoich „uczniów” - chłopaków z okolicy, którzy za pieniądze pomagali mu wyrabiać glinę. Twierdził, że rozkradają gotowe elementy. Od chwili wspomnianego remontu nie stworzył już wiele.

- Kiedy przychodziliśmy do niego, najczęściej spał - wspomina Piotr Nowakowski. - Jeżeli się budził, od razu zaczynał tłumaczyć się, dlaczego nie rzeźbi. Konfabulował. Byle tylko jakoś usprawiedliwić swoją bezczynność. Chciał tworzyć dalej, ale nie miał już siły.

Przytomności już nie odzyskał

W marcu przyplątało się zapalenie płuc. Zagajewski znów trafił do szpitala, którego nienawidził. Źle czuł się w dużych salach. Tak jak szczelnie wypełniał swoje prace ornamentem, tak samo przez całe życie zabudowywał gratami przestrzeń wokół siebie.

- Odkąd pamiętam, zwracał się do mnie „panie dyrektorze” - wspomina Piotr Nowakowski. - Śmiałem się z tego wiele razy, bo byłem przecież zwykłym pracownikiem muzeum. Nominację dyrektorską otrzymałem w zeszły wtorek. Chciałem koniecznie się pochwalić, ale nie zdążyłem.

Tego samego dnia Zagajewski miał udar. Nie odzyskał już przytomności. Zmarł w piątek o godzinie 16. Przeżył 81 lat. Stworzył wiele poruszających dzieł. Tego największego nie zdołał dokończyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!