Sasza bez ogródek przyznaje, że kocha swojego prezydenta. - Jak nie lubić Łukaszenki, skoro dał nam tyle świąt! Mogę pić przez całe dwa tygodnie! Po niedzieli przez dwa dni była Radownica, w środę wszyscy odpoczywali po niej, w czwartek szykujemy się na 1 Maja, 3 maja będzie rocznica wyzwolenia, a 9 maja - Dzień Zwycięstwa.
<!** Image 2 align=right alt="Image 118822" sub="Jedynym pierwszomajowym akcentem na centralnym placu Mińska był happening młodzieży. Inni mieszkańcy miasta trasę dawnych pochodów omijali szerokim łukiem. / Fot. Krzysztof Błażejewski">Pierwszomajowe pochody z czasów PRL. Jedni wspominają je z sentymentem, inni z obrzydzeniem. Dziś są reliktem minionej epoki. Nawet w kraju ostatniej w Europie dyktatury.
- Chcesz zobaczyć prawdziwy pochód pierwszomajowy? To jedź na Białoruś, do Łukaszenki - zachęcili mnie znajomi. Uwierzyłem i pojechałem do Mińska.
Bo jak tu nie wierzyć w utrzymanie komunistycznych tradycji w kraju, w którym nadal w centrum każdego miasta, niezależnie od wielkości, stoi pomnik Lenina? W którym główne place i ulice noszą imię wodza rewolucji, albo zwą się „Pierwomajska” czy „Sowiecka”. W którym czci się pamięć o niezłomnym Feliksie Dzierżyńskim i o partyzantach - „gierojach” poległych w walce z naszą Armią Krajową, a na budynkach wiszą tablice poświęcone „dzielnym chłopcom” z NKWD.
<!** reklama>Pierwszy dzień maja w tym roku na Białorusi utonął jednak w powodzi okolicznych świąt. Śmiejemy się z naszego tzw. długiego weekendu, ale co mają powiedzieć Białorusini?
Dwa tygodnie laby
- Mam 2 tygodnie wolnego - mówił z radością chwiejący się na nogach Sasza, spotkany przed wiejskim sklepem w Wiatce. - Po niedzieli przez 2 dni była Radownica, w środę wszyscy odpoczywali po niej, dziś, w czwartek, szykujemy się na 1 Maja, 3 maja będzie rocznica wyzwolenia, a 9 - Dzień Zwycięstwa.
<!** Image 3 align=left alt="Image 118822" >Sasza bez ogródek przyznaje, że kocha swojego prezydenta. - Jak go nie lubić, skoro dał nam tyle świąt! Mogę pić przez całe 2 tygodnie!
Z paroma butelkami wódki Sasza wsiada do swojego „mercedesa”, czyli konnego zaprzęgu, podobnego do tych, jakie znamy z XIX-wiecznych obrazów np. Chełmońskiego. - Dobry koń - mówi usprawiedliwiająco. - W razie czego sam trafi do domu.
Inni napotkani przypadkowo Białorusini także nie kryją swojego zadowolenia z prezydentury Aleksandra Łukaszenki. Pensje i emerytury, choć skromne, wypłacane są na czas, nie ma żebraków na ulicach ani bezrobocia - nawet jeśli „pani etażowa” w hotelu ma pracy na pół godziny, a przez resztę służby robi na drutach, ogląda telewizyjne seriale albo drzemie i burczy z niezadowolenia, gdy coś od niej się chce.
Bo Białoruś to kraj, z którego śmieją się tylko ci, którzy go nie znają. Szerokie, niemal puste szosy, kilkupasmowe ulice w miastach, tu słowo „korki” jest nieznane. Wszędzie zaskakująco czysto. Warszawa przy Mińsku wydaje się być zapyziałym prowincjonalnym miastem.
<!** Image 4 align=right alt="Image 118822" sub="Z dużym trudem udawało się wypatrzyć jakiekolwiek dekoracje z okazji Święta Pracy">Pewnie, że mieszkańca Unii Europejskiej razić muszą formalności meldunkowe rodem z odległej epoki, jak i konieczność uzyskania pozwolenia z „rajkomu”, np. na wejście do szkoły w Aleksandriji, gdzie urodził się prezydent. Zaskakuje brak supermarketów i - poza dużymi miastami - reklam na ulicach. Ale to odczuwa się jak lokalny folklor.
Gdzie ten pochód?
- O której będzie pochód w Mińsku? - pytamy wczesnym rankiem 1 maja przypadkowych przechodniów. Zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że o 10, inni - że godzinę później. Ruszyć miał z placu przed siedzibą rządu i zmierzać aleją Niepodległości pod Pałac Republiki.
- A na pewno będzie?
- Powinien być, zawsze był - odpowiada mieszkanka Mińska, której wiek wskazuje na to, że z pewnością niejeden pochód w życiu zaliczyła.
<!** Image 5 align=left alt="Image 118822" sub="W poprzek centralnej alei Niepodległości 1 maja wisiał tylko jeden skromny tran-sparent przypominający o istnieniu święta tak hucznie niegdyś obchodzonego">Godzina 9. Na centralnym placu pustki. Spodziewałem się widoku gromadzących się weteranów „Krasnoj Armii”, obwieszonych po pas medalami, dumnie podążających na miejsca zbiórek, grup z zakładów pracy pod czerwonymi sztandarami, komsomolców i pionierów. Tymczasem przechodniów na całej wielkiej przestrzeni można liczyć na palcach i przeważnie zdążają do... katolickiego kościoła, zwanego Czerwonym (ufundowanego przez zmarłego w Bydgoszczy Edwarda Woyniłłowicza), który jakby ironicznie sąsiaduje z siedzibą białoruskiego rządu.
Niepokój budzi kompletny brak pierwszomajowych dekoracji. Z trudem można wypatrzyć ukryte gdzieś między billboardami pojedyncze transparenty „1 Maja - Święto Pracy”. Dużo więcej dekoracji związanych jest z 9 maja i rocznicą wyzwolenia, przypadającą na 3 maja.
Mija pół godziny, godzina. Sytuację wyjaśnia wreszcie ochroniarz przed pałacem rządowym: - Nic nie wiem o żadnym pochodzie.
To może coś będzie się działo na placu Niepodległości w pobliżu siedziby Aleksandra Łukaszenki? Tam, gdzie odbywają się wszystkie zgromadzenia i pikiety opozycji?
I w tym miejscu spotyka mnie głęboki zawód. Pusto. Około godziny 11 centrum Mińska nadal pozostaje jakby wymarłe. Przed pałacem prezydenta, na którym nie ma żadnej innej flagi, oprócz białoruskiej, ani jakiejkolwiek pierwszomajowej dekoracji, stoi tylko jedna osoba. Ochroniarz. Pewnie z nudów zakazuje robienia zdjęć okazałego gmachu.
Koło południa Mińsk ożywa. Całe rodziny ciągną do ogromnego centralnego parku, gromadzą się wokół cyrku, zapełniają barwne namioty ze stolikami lokalnych firm piwowarskich.
Sztandar z targowiska
Na pochód trafiam dopiero po południu. Aleją Niepodległości ciągnie kilkunastosobowa grupka młodzieży w pionierskich i komsomolskich strojach. Młodzi doskonale się bawią. Przechodnie ignorują ich. - Jesteśmy studentami - wyjaśnia Anatolij, maszerujacy na czele grupki z okazałym sztandarem komórki komunistycznej partii z jakiegoś rajkomu, z wielkim wizerunkiem Lenina oraz sierpem i młotem. - Sztandar? Kupiliśmy go przed chwilą na stoisku obok stacji metra „Oktiabrskaja”.
Młodzi maszerują pod siedzibę rządu. Zapewne zabawę zakończą w piwnym namiocie lub w wielkim centrum handlowym, ukrytym pod ziemią na stacji metra.
Już po powrocie do kraju szukam informacji z Mińska, czy czegoś nie przeoczyłem. Znajduję tylko dwie wzmianki: „Około 40 anarchistów z „Awtonomne Diejstwije” weszło do hipermarketu „Korona”, by uczcić 1 maja, przypomnieć klientom i pracownikom marketu, jakie jest prawdziwe znaczenie tego święta. Dzięki grupie tańczącej sambę, wtargnięcie przyciągnęło uwagę publiczności. Na terenie marketu rozrzucono ulotki. Po akcji aktywiści rozproszyli się”.
I jeszcze: „Wieczorem około 50 osób zebrało się na marszu, który trwał 20 minut. Skandowano: „Urzędnicy są złodziejami, za pieniądze kopią grób dla całego kraju”, „Władza dla ludzi, a nie dla partii”, „Cały budżet na elektrownie atomowe - nie zostaje nic na płace”. Cztery osoby zostały aresztowane”.
Wieczorem 1 maja Mińsk rozbłysnął feerią świateł, jakich pozazdrościć mu może wiele europejskich stolic. Dziwny to kraj ta Białoruś.