Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studentom skakało ciśnienie

Tomasz Skory
W sobotę studenci zakończyli balowanie. Wielu z nich pod „Łuczniczkę” przyciągnęła wieść, że będą mogli skoczyć na bungee, ale dane to było jedynie grupie wybranych.

W sobotę studenci zakończyli balowanie. Wielu z nich pod „Łuczniczkę” przyciągnęła wieść, że będą mogli skoczyć na bungee, ale dane to było jedynie grupie wybranych.

- Czekałem kilka godzin i w końcu zrezygnowałem. To nie miało sensu. Kolejka wcale się nie przesuwa, bo chwilę ktoś wpuszcza kogoś przed siebie. W dodatku obsługa faworyzuje niektóre osoby i daje im skakać bez czekania - usłyszeliśmy w trakcie juwenaliów.

Postanowiliśmy na własnej skórze przekonać się, ile jest w tym prawdy. W sobotę kolejki pod dźwigiem, z którego odbywały się skoki, zaczęły ustawiać się już na kilka godzin przed rozpoczęciem zabawy. W momencie, gdy pierwszy śmiałek wjechał na górę, kolumna oczekujących liczyła już niemal siedemdziesiąt osób.<!** reklama>

- Miałem szczęście, bo udało mi się skoczyć pierwszego dnia. Bardzo słabo rozreklamowane było to bungee, więc nie było tłumów. Wiele osób dowiedziało się o tej atrakcji później i stąd teraz te kolejki - tłumaczy nam Maciej, student UTP.

Dodaje, że stając na końcu ogonka nie mamy już szans na oddanie skoku. Podobno w jednej godzinie mieści się dziesięć osób, a zapisy trwają tylko do zmroku. Postanawiamy jednak zaryzykować. Po godzinie czekania z kolejki wykrusza się spora liczba osób, a skoki idą nieco szybciej niż zapowiadano. Jest więc nadzieja.

- Przed nami trzydzieści parę osób, więc powinno się udać. Ale nie wiem, na co liczą ci, którzy stoją dalej - komentuje jedna ze studentek.

Faktycznie, ogonek za nami ciągle się wydłuża, a studenci robią wszystko, byle zabić wleczący się czas. Ktoś czyta książkę, grupa młodych ludzi gra w skojarzenia, a spory tłumek popija piwo, którego teoretycznie nie powinno być w strefie skoków. W tłumie jednak rośnie niepokój, zwłaszcza, że po pewnym czasie kolejka przestaje się przesuwać.

- Policzyłem ludzi i jestem czterdziesty drugi. Jak to możliwe, skoro półtorej godziny temu byłem czterdziesty? I daję głowę, że ten koleś z tatuażem skacze dziś drugi raz! - denerwuje się kolejny student, odpuszczając sobie czekanie. Ze skoku rezygnuje coraz więcej osób, a kolejka nadal stoi w miejscu.

Przyczyn jest wiele. Tak jak nas ostrzegano, wielu żaków wpuszcza przed siebie znajomych. Sama obsługa najpierw umożliwia skoki całej grupie ratowników medycznych, a później podejrzanie szybko udaje się skoczyć kilku bardziej wydekoltowanym pannom, które widziane były na końcu ogonka. Czara goryczy przelewa się jednak, gdy dźwig na niemal pół godziny zajmuje jeden z członków grupy motocyklistów, kręcąc z niego za pomocą kamery towarzyszące imprezie akrobacje na dwóch kółkach.

- Skacz lub złaź na ziemię! - krzyczą wzburzeni studenci. Sprawca zamieszania w końcu decyduje się skoczyć, ale nie robi tego jak inni, nad olbrzymią dmuchaną poduchą, tylko nad rampą, po której śmigają jego koledzy. Wisi tak następnie przez kolejne kilka minut. - A co z normami bezpieczeństwa?!

Niezrażeni stoimy dalej. Jeszcze dwadzieścia osób, jeszcze tylko dziesięć. Ale za nami wciąż kłębią się tłumy. Gdy staje się pewne, że nie wszyscy zdążą skorzystać z atrakcji, kolejka napiera coraz silniej i robi się zamieszanie. Obsługa dźwigu postanawia na dobre przerwać zapisy, a my po pięciu godzinach oczekiwania odchodzimy z kwitkiem...

Organizatorzy juwenaliowej imprezy nie zgadzają się z narzekaniami studentów. Ich zdaniem, studenci powinni się cieszyć, że taka darmowa atrakcja w ogóle się pojawiła.

- Jeśli chodzi o kolejki, to przecież każdy wiedział, o której są zapisy. Harmonogram juwenaliów był doskonale znany. Chętni mógli przyjść wcześniej. Nie mieliby problemu z czekaniem pod bungee - tłumaczy Sebastian Kamiński, przewodniczący Samorządu Studenckiego Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego.

Dźwig stał przez ponad osiem godzin pod halą „Łuczniczki”.

- Skoczyło z niego 120 osób. 20 ponad limit. Wiem jak wyglądała frekwencja. Jesteśmy ograniczeni limitem ze strony sponsora. Tej atrakcji nie musiało być. Postaraliśmy się o nią i w dodatku można było za darmo skoczyć - mówi Sebastian Kamiński.(wsz)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!