Słowa grzęzły jej w gardle. Ledwie zrozumiałem, że chwilę wcześniej dowiedziała się, iż na dom ich sąsiadów w Zaporożu spadła bomba. A ona nie ma pojęcia, jak zniosła ten nalot jej rodzina, bo do nikogo nie może się dodzwonić. Nie wiedziałem, jak się w tej sytuacji zachować. Przytulić nie ośmieliłem się. Wybąkałem tylko, że na pewno wszystko będzie dobrze. Potem powiedziałem, żeby wróciła do akademika i ochłonęła, upewniwszy się, że w pokoju nie będzie sama. Pocieszająca Mariię koleżanka zaoferowała, że odprowadzi ją na Łużycką.
Tego samego dnia wieczorem napisałem do Marii sms-a, którego zakończyłem banalnym apelem: „Trzymaj się, dziewczyno!”. Odpowiedziała: „Staram się trzymać, ale to po prostu nie zawsze działa”.
To może Cię zainteresować
- UKW w Bydgoszczy zaprasza na koncert "Zaśpiewamy dla Ukrainy najpiękniej"
- Roxelena i Safin uciekli z Ukrainy do Bydgoszczy. Układają sobie życie w Irlandii
- Ukrainka odrzuca w Polsce gościnny dom i ofertę pracy. Czy to jest niewdzięczność?
- Charytatywny trening w BCTW w Myślęcinku - zadbały o siebie i dary dla Ukrainy
Tydzień później ponownie spotkałem Mariię. Była już odprężona. - Staram się teraz nie czytać wszystkiego, co piszą o wojnie - wyjaśniła z bladym uśmiechem…
Ukraińska młodzież szybciej niż polska kończy naukę w szkole. Na studia za granicę nierzadko wyjeżdżają więc, mając zaledwie 17 lat. Gdy poznałem Saszę, mojego studenta sprzed kilku lat, wyglądał jak chłopiec z ósmej klasy. Mimo że były wtedy inne, pokojowe czasy, Sasza długo nie mógł zaadaptować się do nowego otoczenia. Sporo zajęć opuszczał. Jego prace odstawały od prac innych studentów, nie tylko z tego powodu, że dopiero uczył się języka polskiego. Ale to minęło. Sasza wyrósł na przystojnego, bystrego i odpowiedzialnego mężczyznę. Z tego, co słyszałem, wrócił na Ukrainę. Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy.
Czy taka sama przyszłość czeka tych nastoletnich Ukraińców, którzy teraz trafiają do Bydgoszczy? Każda z tutejszych uczelni zapewnia, że znajdzie się dla nich miejsce w salach zajęciowych. Przedstawia nowe kierunki studiów, które mogłyby zainteresować uchodźców. To jednak za mało, by można mówić o profesjonalnym, skutecznym wsparciu.
Aby studia młodych Ukraińców w Bydgoszczy nie były propagandową fikcją, trzeba już, natychmiast zorganizować dla nich intensywne kursy językowe. Do Bydgoszczy dociera przecież wielu potencjalnych studentów, którzy do tej pory nie myśleli, że będą się uczyć w Polsce i po polsku. Już we wcześniejszych latach z językiem był problem. Mariia radzi sobie z polskim całkiem nieźle, ale na językowe „popisy” Saszy przez dwa pierwsze lata jego studiów trzeba było patrzeć z dużym przymrużeniem oka. Co roku zresztą kilkoro studentów z powodu bariery językowej porzuca studia dziennikarskie, często jeszcze przed pierwszymi egzaminami. Dotyczy to zarówno Ukraińców, jak i Białorusinów czy Kazachów. Łatwiej z takimi osobami pracowało się, gdy byli jednostkami w swoich grupach zajęciowych. Będzie to trudniejsze, albo wręcz niemożliwe, gdy przybyszów ze Wschodu będzie, powiedzmy, kilkunastu na roku.
Drugi warunek powodzenia to bardziej aktywna opieka pedagogiczna i psychologiczna. Owszem, powstało wiele punktów pomocy dla uchodźców, nie tylko zapewniających im wyżywienie i dach nad głową. Nie każdy jednak będzie miał śmiałość korzystać z ich pomocy. Poza tym wsparcie dla studentów pierwszego roku może przekraczać kompetencje wolontariuszy. Tym powinny zająć się uczelnie. I powinny robić to aktywnie. Nie czekać, aż zgłosi się do nich zagubiony pierwszoroczniak z Ukrainy, tylko samemu szukać takich osób - we współpracy z opiekunami roku, starostami, nauczycielami i samorządem studenckim.
Na razie przykładów tak zorganizowanej pomocy w moim otoczeniu nie widzę. A wątpię, czy będzie czas na jej organizację, gdy zacznie się letnia sesja egzaminacyjna i po niej wakacje.
