Zobacz wideo: Rozbiórka starego wiaduktu na Armii Krajowej

Siedem noktowizorów jest już w Ukrainie. To dar od Aleksandra Siemieniuty dla jego rodaków walczących z rosyjskim najeźdźcą. Zresztą jeden z wielu. Choć Siemieniuta mieszka w Bydgoszczy już prawie od 32 lat, to w tym roku jego życie zmieniło się diametralnie. Od miesięcy pomaga Ukraińcom trafiającym do Polski w urządzaniu się w nowym domu. Jego telefon komórkowy stał się faktycznie kontaktem do centrum pośredniczącego między Ukraińcami a ich potencjalnymi pracodawcami.
- Robię to, co robię, a może po prostu tak mnie wychowano. By pomagać ludziom w potrzebie - mówi Sieminiuta.
To Cię może też zainteresować
Urodził się w 1961 roku na, jak mówi, stuprocentowej ukraińskiej ziemi, czyli na Krymie w miejscowości Saki. Tam też studiował, potem przeprowadził się do Kijowa. Tam kontynuował studia, chciał robić doktorat. Później jednak, opowiada, wydarzył się Czarnobyl. Dziecko chorowało wciąż, łapało infekcje. Lekarz sugerował, by wyjechać jak najdalej. - Tak się złożyło, że przypadkowo trafiliśmy do Bydgoszczy. A wtedy, na początku lat 90, zdecydowanie łatwiej było dostać prawo stałego pobytu i wykonywania zawodu.
Kupują wyposażenie wojskowe
Od lat Aleksander Siemieniuta prowadzi zakład ortodontyczny Dentalex. W mieście Sasza jest szeroko znany i szanowany, uchodzi za nieformalnego ambasadora Ukrainy. Przynajmniej, jak mówi żartując, wśród ortodontów. Wiosną tego roku zadzwonił do niego znajomy z Wielkiej Brytanii i powiedział, że on i jego przyjaciele chcieliby pomagać Ukrainie.
- Zaznaczył, że nie chce, by to, co zbiorą, szło wszystko do takiego wspólnego garnka. Owszem, jesteśmy wdzięczni za całą pomoc, wszystkie zbiórki na rzecz Ukrainy. Ta ogromna pomoc na pewno prędzej czy później trafi do potrzebujących. Teraz liczą się jednak konkrety i jasny cel - mówi Aleksander Siemieniuta.
Tak powstał pomysł zakupu drona rozpoznawczego, który mógłby trafić do Ukrainy. Ostatecznie stanęło jednak na zakupie noktowizorów. Siemieniuta założył fundację, nazwał ją Chwała Ukrainie. Zaznacza, że dla niego ważne jest, by zbiórki, które koordynuje, były tansparentne, by mógł w razie czego wykazać, że rozliczył się z każdego grosza.
- Jak na razie wysłaliśmy do Ukrainy sprzęt i różne rzeczy, między innymi wyposażenie militarne warte około 150 tys. zł - mówi Aleksander Siemieniuta. - Wciąż zbieramy pieniądze. To jest pomoc celowa, na konkretne zamówienia. Wiosną wielu Ukraińców przyjeżdżała do Polski, teraz już wielu z nich wróciło do ojczyzny. Dlatego uważam, że obecnie najbardziej pomoc potrzebna jest tam, na miejscu.